Ruszyło natarcie na Mosul, iracką stolicę Państwa Islamskiego. Przygotowania trwały kilka miesięcy. Uczestniczy w nich armia iracka wspierana z powietrza przez lotnictwo USA. Pewna rolę odgrywają też sił francuskie. W fazie początkowej bardzo ważne zadanie powierzono oddziałom pancernym Kurdyjskiego Regionu Autonomicznego w Iraku.
Opóźnienie startu ofensywy wiązało się z przetargami o rolę, jaką mają odegrać poszczególne siły. Kurdowie mają nie wkraczać do samego miasta. Pretensje do zarządzania nim rości sobie rząd w Bagdadzie zdominowany przez szyitów. A Mosul jest zamieszkany na ogół przez sunnitów. Dlatego mają do niego nie wchodzić bojówki szyickie, wspierane cichcem przez Iran. Bojówki te po „wyzwoleniu” wcześniej sunnickiej Faludży dopuściły się mordów i wszelkich innych gwałtów na ludności.
Mosul liczy wciąż ponad milion mieszkańców, być może drugie tyle już miasto opuściło. Ludność cywilna będzie zakładnikami dżihadystów, których liczbę oblicza się na ok. 9 tys. bojowników. Dlatego przed natarciem rządowej piechoty zmotoryzowanej, punktowy ostrzał stanowisk dżihadystów prowadzi lotnictwo.
Mosul został zajęty przez dżihadystów w czerwcu 2014 r., kiedy irackie wojsko rządowe uciekło przed nimi. Kalif Abu Bakr al-Bagdadi proklamował tu wtedy powstanie Państwa Islamskiego.
Nowy dowódca amerykańskich sił w Iraku i Syrii, generał Stephen Townsend uważa, że ofensywa może potrwać „tygodnie, a możliwe, że jeszcze dłużej”.