8 listopada 2024

loader

Pokonali historię

fot. spd / facebook

Rok temu we wrześniu byliśmy świadkami jednego z większych zaskoczeń wyborczych po drugiej wojnie światowej w Europie. SPD partia, którą składano do grobu rozpoczynał marsz do zwycięstwa w wyborach parlamentarnych w Niemczech. Olaf Scholz został czwartym socjaldemokratycznym kanclerzem w dziejach Republiki Federalnej Niemiec. Dzisiaj Scholz budzi nad Wisłą mieszane uczucia, a w Europie Zachodniej wskazuje się, że cały czas szuka on modelu swojego przywództwa. Dzisiaj również SPD, tak jak rok temu znowu jest na trzecim miejscu w partyjnych sondażach. Partia ta z pewnością nie ustrzegła się politycznych błędów. Nie znaczy to jednak, że nie warto pochylić się nad przyczynami wyborczego sukcesu niemieckiej socjaldemokracji z jesieni 2021 roku.

Osoby odpowiedzialne za kampanię SPD wskazują, że praźródłem sukcesu z 2021 była… porażka wyborcza z 2017 roku. A raczej podejście kierownictwa partii do tej porażki. Zarząd partii zlecił przygotowanie pogłębionego raportu dotyczącego przebiegu przegranej kampanii. To w miarę standardowa procedura. Nowością było natomiast jego upublicznienie i poddanie otwartej dyskusji. Każdy sympatyk lewicy mógł raport pobrać z internetu i zapoznać się z jego treścią. Ta szczera rozmowa doprowadziła do powstania klarownego planu prowadzącego do zwycięstwa i – tutaj kolejna przyczyna sukcesu – trzymania się go pomimo, z początku, braku wzrostu w sondażach. Trzecią przyczyną powodzenia był fakt – jak mówią kuluarach politycy SPD – że „niektórzy wreszcie się zamknęli”. Chodzi tutaj o absolutne wyciszenie wewnętrznych sporów na czas kampanii i granie w drużynie, której kapitanem był Scholz. Wcześniej SPD słynęła z rozdyskutowania w trakcie kampanii wyborczych. Przegranych kampanii.

Siła kandydata

Zasadniczym źródłem sukcesu był… sam Scholz. Wczesne ogłoszenie kandydata na kanclerzach nie wywołało jednak przypływu nowych wyborców. Dziennikarze wyzłośliwiali się, dlaczego trzecia siła polityczna (według sondaży) wystawia kandydata na kanclerza. Wielu dziennikarzy sprzyjało kandydatom Zielonych. A społeczeństwo… nie wierzyło, że Merkel naprawdę odchodzi. Wielu Niemców nie żyjących na co dzień życiem politycznym było przekonanych, że ich ulubienica jednak zmieni zdanie. Szczególnie, że potencjalni kandydaci na lidera CDU nie przekonywali wyborców ich partii. Ostateczna kandydatka na szefową rządu z ramienia Zielonych Annalena Baerbock, pomimo przychylności mediów, zaliczyła falstart. Entuzjazm zaczął ustępować poddawaniu w wątpliwości jej kompetencji. I nie był on tylko związany z płcią kandydatki. Mówimy przecież o państwie, którym przez 16 lat kierowała kobieta.

Scholz zaczął być przez wyborców postrzegany jako najlepszy następca Angeli Merkel. Cechowały go te same przymioty charakteru, które zapewniły akceptację dla liderki CDU. Aż 48 proc. badanych wskazywało, że Scholz to najlepszy następca Merkel. Główne cechy Scholza, które przemawiały do Niemców to kompetencje i zdolności przywódcze. Przynależność partyjna miała tutaj mniejsze znaczenie. Większą przekonanie, że Scholz to „człowiek od roboty” wzmacniana przez sztabowców SPD hasłem, „gdzie dwóch się bije, tam trzeci pracuje”. Liderzy Zielonych i CDU nie tylko rywalizowali. Zaliczali również wpadki. Jak kandydat CDU Armin Laschet, który nie potrafił zachować powagi podczas spotkania dotyczącego tragicznej w skutkach powodzi.

Cztery konkrety

SPD było jednak silne nie tylko budzącą zaufanie osobowością Scholza. Istotny był również przez programowy. Nie było to „Sto konkretów”, w którym 2007 roku polska lewica szła do wyborów. To były cztery hasła programowe skupione na sprawach bliskich codziennemu życiu ludzi. Po pierwsze, podniesienie płacy minimalnej do 12 euro za godzinę, po drugie godne emerytury, po trzecie aktywna polityka mieszkaniowa, po czwarte odpowiedzialna polityka klimatyczna. Tylko tyle i aż tyle. Sztabowcy SPD postanowili uciec w kampanii od polityki tożsamości i zastąpić ją – jak sami to określali – „polityką chleba i masła”. 

Do niemieckiego hydraulika 

Kampania SPD miała swój wymiar oparty na marketingu politycznym. Sztabowcy postawili przede wszystkim na reklamę zewnętrzną, kosztem, na przykład, popularnej reklamy internetowej. Istotniejsze jednak to, że posiadała ona swoją głębię. Książką będącą intelektualnym kamieniem węgielnym przekazu SPD była „Tyrania merytokracji” amerykańskiego filozofa polityki Michaela Sandela. Autor stawia tezę, że przyczyną zwrotu klasy pracującej w stronę prawicowego populizmu (poparcie dla Trumpa i Brexitu) było zwiększenie się dystansu społecznego między ludźmi z wyższym wykształceniem i pracownikami pozbawionymi dyplomu. Zarobki tej drugiej grupy pracowników w USA nie tylko realnie stoją w miejscu od końca lat 70-tych, ale również postępuje obniżenie szacunku społecznego, jaki obdarzani są pielęgniarki i hydraulicy w USA. Skoro panują równe szanse zdobycia wykształcenia, a wynagrodzenie jest ściśle powiązane z wykształceniem, to ci którzy nie ukończyli najlepszych uczelni są sami sobie winni – taki jest główny społeczny skutek systemu merytokracji według Sandela. A politycznym skutkiem tego modelu jest populistyczny bunt niebieskich kołnierzyków. Stratedzy SPD postanowili temu buntowi zapobiec i zaadresować godnościową ofertę właśnie do niemieckich pracowników. Polityczny efekt okazał się być bardzo pozytywny.

Nie róbmy kopiuj-wklej

Warto odnotować, że polska Lewica (Nowa Lewica i Razem) w ostatnich miesiącach również stara się podążać tym tropem. Trasa „Bezpieczna rodzina” odwiedza w wakacje głównie miasta powiatowe rozsiane po całej Polsce. Przekaz polityczny skupia się na wspomnianej już „polityce chleba i masła”. A ostatnio również „ciepłego kaloryfera”. Należy jednak odnotować, że struktura elektoratu Lewicy w Polsce i  struktura elektoratu SPD są odmienne. SPD w ostatniej kampanii odtworzyła przesuniętą w czasie strukturę wyborców „starej socjaldemokracji”. Wyraźnie nadreprezentowani byli emeryci oraz pracownicy fizyczni. Lewica w Polsce ma natomiast strukturę elektoratu podobną do niemieckich Zielonych, cechującą się nadreprezentacją osób młodych i mieszkańców dużych miast. Zieloni zresztą ostatnio wyprzedzili SPD we wszystkich badaniach opinii publicznej. Przenosząc niemieckie doświadczenia do Polski należy więc pamiętać, że nie może być tu mocy o mechanicznym kopiowaniu. Raczej o twórczej inspiracji.

Kampania niemieckiej socjaldemokracji z 2021 roku powinna być przedmiotem analizy niezależnie do dalszych losów rządu Scholza i koalicji świateł drogowych. Niemiecka SPD wykonała bowiem rzeczy niemal niemożliwej. Nie tylko uciekła spod topora historii. Wygrała wybory z wydawało się z niezwyciężoną CDU. Członkowie SPD w kuluarowych rozmowach przyznają, że ich chadeccy koledzy są wręcz oburzeni tym wynikiem. Uznają się bowiem za naturalną partię władzy, której rządzenie po prostu się należy. Rządy centroprawicy są dla nich stanem naturalnym. Wszystko inne jest anomalią. Brzmi znajomo również dla polskich obserwatorów polityki, czyż nie?

Bartosz Machalica – doktor nauk społecznych, historyk, politolog, absolwent Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych na Uniwersytecie Warszawskim i podyplomowych studiów w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Współzałożyciel think-tanku Centrum im. Ignacego Daszyńskiego.

Bartosz Machalica

Poprzedni

Reparacjonizm

Następny

Trzema głosami Busha…