Ropa naftowa była niejednokrotnie wykorzystywana jako narzędzie czy wręcz broń polityczna. Najbardziej wyrazistym tego przykładem był kryzys naftowy w 1973 r. kiedy to kraje tworzące Organizację Arabskich Krajów Eksportujących Ropę Naftową znacząco ograniczyły jej dostawy do USA i innych państw zachodnich w odwet za udzielenie przez nie poparcia Izraelowi w jego wojnie z krajami arabskimi. Skutkiem był gwałtowny wzrost cen i niedobór paliwa na rynkach wielu krajów.
Obecnie za polityczną zagrywkę Stany Zjednoczone uznały podjętą w pierwszych dniach października decyzję czołowych producentów i eksporterów ropy tzw. OPEC + (13 państw naftowych zrzeszonych w światowej organizacji OPEC plus 10 największych jej producentów, w tym Rosja) o ograniczeniu wydobycia o dwa miliony baryłek dziennie (1 baryłka zawiera 159 litrów), co z kolei spowodowało wzrost cen ropy do 97,02 USD za baryłkę według stanu na dzień 22 października. Zdaniem Waszyngtonu, dzięki wyższym cenom ropy wzrosną dochody Rosji, które jest drugim na świecie jej eksporterem a przecież Rosję należy niszczyć a nie ją wspomagać. Argumentacja ta – jak zauważa szewc Fabisiak – jest bliźniaczo podobna do używanej przez niektórych polskich polityków w odniesieniu do zakupów rosyjskiego węgla, które to zakupy miały być źródłem finansowania rosyjskiej machiny wojennej. Jednak nawet sami rosyjscy eksperci twierdzą, iż korzyści finansowe nie będą dla Rosji zbyt wygórowane ze względu na sankcje obejmujące rosyjski eksport naftowy a przede wszystkim ustanowienie w Unii Europejskiej pułapu cenowego na importowaną rosyjską ropę. Ponadto na wyższych cenach wzbogaci się nie tylko Rosja ale i pozostali eksporterzy. Stracą jednak na tym Stany Zjednoczone, które co prawda są największym na świecie producentem ropy jednak w jej eksporcie zajmują zaledwie 14 miejsce, co oznacza, że przeważającą większość wydobycia przeznaczają na potrzeby krajowe.
Jak łatwo się domyśleć, Arabia Saudyjska odrzuca amerykańską argumentację twierdząc, że optując za zmniejszeniem wydobycia i co za tym wzrostem cen kierowała się wyłącznie motywami ekonomicznymi. Jest w tym jakaś logika, bowiem saudyjskie królestwo potrzebuje dużo kasy na realizację ambitnych projektów inwestycyjnych. Saudyjski punkt widzenia w obrazowy sposób przedstawił minister spraw zagranicznych Adel al-Dżubeir. W wywiadzie dla amerykańskiej rozgłośni Fox News mówił, że ropa naftowa nie może być traktowana jak broń, ponieważ „to nie jest samolot bojowy, to nie jest czołg, jej nie nie może zestrzelić”, jest natomiast towarem, który jego kraj posiada w dużych ilościach.
Pretensje do Arabów
USA mają do Arabii Saudyjskiej pretensję o to, że nie nie uległa sugestiom Waszyngtonu usilnie zabiegającego o to aby królestwo lansowało zwiększenie a nie redukcję ilości ropy na światowych rynkach. Tym samym odmowa ze strony Saudów to znacząca plama na wizerunku wszechmocnych i dyktujących całemu światu swoich warunków – twierdzi szewc Fabisiak. A tego Amerykanie nie mogą przeboleć. W ujawnionym przez telewizję CNN piśmie skierowanym przez Biały Dom do resortu finansów decyzję eksporterów nafty określono jako totalną katastrofę i wrogi akt. Natomiast publicznie rzeczniczka prezydenckiej administracji Karine Jean-Pierre mówiła wprost, iż jest oczywiste, że OPEC + jest strukturą powiązaną z Rosją. Ponieważ sama Rosja też wchodzi w skład tej struktury to – jak wnioskuje szewc Fabisiak – wynikałoby, że jest powiązana sama ze sobą. Strona saudyjska odrzuca oskarżenia o powiązania z Rosją natomiast podobnie jak wiele innych krajów unika angażowania się w konflikt i przyłączenia się do antyrosyjskich sankcji. Niemniej jednak oficjalny komunikat Ministerstwa Spraw Zagranicznych stwierdza, że saudyjska monarchia zajmuje „pryncypialną” pozycję wobec wojny na Ukrainie i jest przeciwko wszelkim naruszaniom suwerenności innych państw.
Sinusoida stosunków saudyjsko-amerykańskich
O konsekwencjach w stosunkach z Arabią Saudyjską wspomniał prezydent Joe Biden wspomagany w swej retoryce przez żądających sankcji niektórych amerykańskich polityków. Szewc Fabisiak przypomina, że wzajemne stosunki między obu państwami w ostatnich latach falowały niczym sinusoida. Wyraziście objawia się to w publicznych wystąpieniach amerykańskiego prezydenta. W trakcie kampanii przed wyborami prezydenckimi Biden nazwał Arabię Saudyjską pariasem w kontekście przestrzegania praw człowieka. Do wypowiedzi tej nie omieszkał pośrednio nawiązać pełniący formalnie funkcję I wicepremiera, lecz faktycznie sprawujący władzę książę Mohammed bin Salman, mówiąc podczas spotkania z Bidenem, że Stany Zjednoczone nie powinny narzucać innym państwom swoich wartości przytaczając przykłady Iraku i Afganistanu, gdzie takie próby poniosły kompletne fiasko.
Stanom zjednoczonym zależy jednak na utrzymaniu dobrych relacji z Saudami, i nie tylko ze względu na to, że Arabia Saudyjska jest drugim na świecie po USA producentem ropy i pierwszym jej eksporterem, zatem ma liczący się wpływ na decyzje OPEC +. Również dlatego, że USA poszukują sojuszników w konfrontacji z Chinami. Mówił o tym Biden podczas lipcowej wizyty w Rijadzie widząc w tym gronie Arabię Saudyjską, co – jego zdaniem – miałoby służyć umocnieniu wzajemnego strategicznego partnerstwa trwającego według Bidena od 80 lat. Przy okazji tej wizyty obydwa kraje zawarły 18 porozumień o współpracy w takich m. in. dziedzinach, jak inwestycje, energetyka, technologie informatyczne, badania kosmiczne i ochrona zdrowia.
Jednak po ostatnich decyzjach naftowych sinusoida wzajemnych stosunków opadła do najniższego od lat poziomu. Przykładem jest fakt niezaproszenia po raz pierwszy amerykańskich oficjalnych przedstawicieli na organizowaną w Rijadzie konferencję Davos w pustyni. Organizatorzy tłumaczyli to tym, że nie chcieli aby to forum przekształciło się w polityczną platformę.
Podsumowując te polityczne pogrywki szewc Fabisiak zauważa, że coraz bardziej słabnie rola Stanów Zjednoczonych tracących pozycję światowego jeśli już nie hegemona, to przynajmniej lidera a tym samym poszczególne państwa wolą zadbać o swoje własne, a nie amerykańskie interesy.