9 grudnia 2024

loader

Polska – Rosja źle, ale nie beznadziejnie…

Czy jest szansa na normalizację stosunków między Warszawą i Moskwą? Co, dążąc do tego powinni zrobić Polacy i Rosjanie.

W Warszawie odbyła się nad wyraz ciekawa konferencja naukowa dotycząca stosunków między Polską i Rosją. Wzięło w niej udział kilkunastu wybitnych naukowców w tym jeden z najwybitniejszych znawców tematu – prof. dr hab. Stanisław Bieleń z Katedry Studiów Wschodnich Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Współorganizatorem konferencji było Stowarzyszenie Współpracy Polska – Rosja, kierowane przez legendarnego wręcz w środowisku orędownika bliższej współpracy i normalizacji stosunków między naszymi krajami – dr. Jerzego Smolińskiego.
Niejako „branżowo” zainteresował nas głos w dyskusji przyjaciela i współpracownika naszej redakcji, red. Dariusza Cychola – red. naczelnego tygodnika „Fakty po Mitach”. Przedstawiamy poniżej jego ocenę problemu. Ocenę, niestety, smutną…
„Rola środków masowego przekazu w procesie poprawy stosunków między Polską i Rosją”
Co powinni zrobić Polacy i Rosjanie w celu poprawy stosunków sąsiedzkich? Przenosząc odpowiedź na zadania środków masowego przekazu, z całą odpowiedzialnością odpowiem: „nic”.
Przynajmniej nic, co wykraczałoby poza ogólne obowiązki mediów – przekazywania informacji, uprawiania obiektywnej publicystyki, posługiwania się językiem wyważonym i wolnym od emocji, poszanowania godności swoich oponentów i ich prawa do samostanowienia o swoim rozwoju.
Czy w zadaniach tych jest coś nietypowego? Nie ma – to przecież jedynie określenie podstaw uprawiania uczciwego dziennikarstwa. Wystarczy więc przywrócenie zwykłych zasad etyki zawodowej by przekazy medialne o naszych krajach przestały epatować nienawiścią i strachem. Jako dziennikarz z 40 letnim stażem zawodowym, patrzę na poziom interesującej nas tu publicystyki – czyli tej związanej z naszymi stosunkami – ze strachem, niedowierzaniem i … zażenowaniem. W Polsce obiektywne pisanie o Rosji wiąże się dla autora z „przyklejeniem łaty” dziennikarza „prorosyjskiego”, co ma go dyskredytować w środowisku zawodowym. Pisanie w formie pozytywnej wiąże się z określeniami: „pożyteczny idiota”, „tuba Kremla”, „agent Putina” i faktycznie skutkuje wyeliminowaniem z medialnego mainstreemu.
Niewiele lepiej wygląda to w Rosji – jeśli w mediach naszych sąsiadów pojawiają się bohaterowie pozytywni, są to zazwyczaj osoby stojące w opozycji do kolejnych rządów. Nawet publikacje historyczne nacechowane są niechęcią. W miarę obiektywnie odbierane są w Rosji tylko te publikacje, które odwołują się do tematów stricte neutralnych, najczęściej związanych z sentymentami (Anna German, Maryla Rodowicz, Beata Tyszkiewicz, Barbara Brylska, itd.). To trochę za mało by stanowić solidną platformę dialogu dla pokolenia, które wyrosło w ostatnich 30 latach.
10-letni regres
Obecny stan stosunków politycznych między naszymi krajami jest najgorszy od 1939 r. Dlaczego? – pytanie to wydaje się automatyczne.
Proces pogorszania się naszych stosunków rozpoczął się mniej więcej przed 10 laty, a więc jest sporym nadużyciem i uproszczeniem obwinianie za to jedynie obecnego rządu. Zrzucenie odpowiedzialności za stan naszych kontaktów na nacjonalistyczny rząd proponujący Polakom formy rządów przypominające „miękki faszyzm” byłoby łatwe, ale niesprawiedliwe. Rządząca w Polsce partia – Prawo i Sprawiedliwość (PiS) jest przy władzy od 5 lat, proces ochładzania naszych stosunków ma zaś ok. 10 lat. Winę za jego rozpoczęcie ponosi partia rządząca przed PiS, czyli Platforma Obywatelska (PO) – formacja przedstawiająca się jako „centrowa”. Partia ta jest jednocześnie najpoważniejszą siłą opozycyjną w Polsce, dlatego też naiwnością byłoby twierdzenie, że po kolejnych wyborach parlamentarnych i nieuchronnej porażce PiS, nastąpi diametralna zmiana stosunku polskich elit politycznych do Rosji. Tak się, niestety, nie stanie.
Pewnym paradoksem jest, że w ciągu minionych 10 lat, nie wydarzyło się nic co usprawiedliwiałoby taki stosunek Polaków do Rosji. Nic prócz nieprzyjemnych zgrzytów dyplomatycznych; nieistotnych w sumie z perspektywy historii. Nie doszło do konfliktu zbrojnego między naszymi krajami, nie rościmy względem siebie pretensji terytorialnych. A jednak przyjęta przez Polskę doktryna obronna zakłada, że naszym głównym zagrożeniem jest Rosja. Jest to oczywiście chore bo daleko nieracjonalne. Zmusza też do ponowienia pytania: „dlaczego”?
Protektorat
Postępujący regres naszych stosunków ściśle wiąże się z postępującym podporządkowywaniem interesów Polski interesom Stanów Zjednoczonych. Widać to dosłownie w każdej dziedzinie. Wspieramy bezsensowne inicjatywy polityczne USA, jak chociażby organizacja „konferencji irańskiej”. Podejmujemy kroki wrogie Rosji, by kupować w USA broń do obrony przed nią, a nawet zapraszamy na swoje terytorium żołnierzy amerykańskich i żądamy by dysponowali oni bronią atomową. Kupujemy za oceanem drogie surowce energetyczne tylko po to, by nie kupować ich w Rosji, bo zakupy takie „mogłyby wzmocnić Putina”. W tym samym czasie konfliktujemy się ze strukturą dla nas najważniejszą, bo naturalną – Unią Europejską. Tak skrajnie niepragmatyczne decyzje nazywamy „polską racją stanu”. O czym to świadczy? O tym, że faktycznie w stosunku do USA staliśmy się państwem wasalnym, a słowo „niepodległość” winniśmy zastąpić „protektoratem”.
Tak jak w ciągu 10 lat nie miało miejsca wydarzenie usprawiedliwiające tragiczny stan kontaktów między Polską i Rosją, tak swoistym nieporozumieniem jest mówienie o polskiej rusofobii i rosyjskiej polonofobii. Owszem – postawy takie są obecne w naszych stosunkach, ale dominują one przede wszystkim w kontaktach politycznych i nie mają praktycznego odzwierciedlenia w bezpośrednich kontaktach międzyludzkich. Są więc nienaturalne i nie mają – jeszcze – trwałej podstawy. Jeszcze…
Perspektywy
Optymizmem nie napawa polska scena polityczna. Antyrosyjska jest zarówno partia rządzącą (PiS), jak i największa partia opozycyjna (PO), a obie dysponują w sumie poparciem społecznym na poziomie 60 proc. Partie mogące dać nadzieję na stosunek neutralny (SLD, Konfederacja, PSL) dysponują łącznie poparciem na poziomie 25 proc. Do poprawy stosunków z Rosją potrzebne byłyby zatem: zmiana stosunku do USA; kompletne przebudowa sceny politycznej; wymiana elit politycznych. Oczywiście dojdzie do tego, bo jeśli przyjąć że podstawą progresu jest racjonalizm – musi się tak stać. Inna sprawa „kiedy to nastąpi”.
Wniosek z tych obserwacji jest dość smutny: normalność winniśmy budować bez oglądania się na interesy „klas” i „elit” politycznych. Poza polityką są sfery w których – przynajmniej teoretycznie – jest to możliwe. To nauka i kultura. Problemem jest finansowanie wspólnych inicjatyw. To prawda, ale przecież mamy przykłady bardzo dobrej współpracy odbywającej się poza strukturami rządów. To w sferze nauki kontakty między polskimi i rosyjskimi uczelniami wyższymi i rosyjski system stypendialny dla obcokrajowców. W sferze kultury to odbywające się co roku festiwale filmowe. Są więc pozytywne wzorce; choć oczywiście daleko niezadowalające swoją skalą.
Współpracy takiej nie ma w sferze mediów. Najbogatszy polskich holding telewizyjny – TVP jest antyrosyjski bo rządowy. Drugi po nim – Polsat – wspiera rząd, bo szerokie interesy jego właściciela łączą się z inicjatywami biznesowymi niemogącymi się rozwijać bez przychylności rządu. Trzeci z holdingów telewizyjnych – TVN jest własnością Amerykanów, trudno więc posądzić go o obiektywizm w prezentowaniu Rosji. Holdingi te mają też potężne pod względem zasięgu portale internetowe (TVN24, Wirtualne Polska, Interia).
Pozostaje prasa. Patrząc tylko na ogólnopolskie tygodniki opinii, których jest 12, na racjonalny czy też obiektywny stosunek do Rosji można liczyć w przypadku zaledwie 4 pism: „Faktów po Mitach”, „Myśli Polskiej”, „Przeglądu” i – bardzo ewentualnie – „NIE”. Rzecz w tym, że pisma te istnieją bez wsparcia reklamowego i zaplecza politycznego. Utrzymują się jedynie ze sprzedaży egzemplarzy, który to mechanizm jest na obecnym rynku wydawniczym mechanizmem archaicznym. O ich rachitycznej sytuacji najlepiej świadczy fakt, że łączna sprzedaż tych 4 tytułów jest mniej więcej 2 razy mniejsza od sprzedaży tylko jednego tygodnika – „Gościa Niedzielnego”, który jest Rosji dalece nieprzychylny.
Nowe wyzwania
Jednym z efektów transformacji ustrojowej w Polsce jest ogromne zmniejszenie się ilości Polaków znających język rosyjski. Przestał być on masowo nauczany w szkołach i staje się językiem egzotycznym. Pokolenie, które go znało (w przeważającej części zresztą bardzo słabo), przestaje być zawodowo aktywnym. Ogromnie zmniejszyła się ilość polskich absolwentów uczelni rosyjskich i jej polskich doktorantów. Któż więc kształci polskich specjalistów od spraw Rosji? W ogromnej części uczelnie amerykańskie. Zdarzało mi się dyskutować z polskim ekspertami od Rosji nie znającymi języka rosyjskiego…
Podobnie jest z dziennikarzami. Spośród znanych mi kilkudziesięciu absolwentów wydziałów dziennikarstwa MGU (Państwowy Uniwersytet Moskiewski) i MGIMO (Państwowy Instytut Stosunków Międzynarodowych), aktywnych zawodowo, tzn. pracujących w dziennikarstwie jest 2 (dwóch!), z czego jedna osoba zdecydowała się jedynie na wykonywanie prac technicznych. Powstaje bardzo realny problem z „podażą” na rynek dziennikarzy ze znajomością języka rosyjskiego. W tym samym czasie przybiera na sile propaganda rządowa kreująca obraz Rosji jako symbol „imperium zła”.
Z przywołanych wcześniej 12 ogólnopolskich tygodników opinii, zaledwie 2 redakcje mają bezpośredni kontakt z mediami rosyjskimi („Fakty po Mitach” i „Myśl Polska”). Nie stać ich jednak ta szeroko zakrojoną współpracę obejmującą na przykład wyjazdy studyjne dziennikarzy. W Polsce nie ma co liczyć na pomoc w tym zakresie struktur rządowych, jak na przykład centrum Dialogu Polska – Rosja. Nieliczni więc, którzy chcieliby przedstawiać inną niż propagowana twarz Rosji – przedstawiać jej prawdziwe oblicze, mają z tym problemy bardzo prozaiczne – koszty realizacji materiałów.
Szanse i nadzieje
Z rozmów, które nieustannie przeprowadzam z polskimi dziennikarzami (jest to moje naturalne środowisko pracy) wynika, że coraz większa liczba moich Koleżanek i Kolegów „po piórze” jest już zmęczona tą antyrosyjską narracją. Nie znaczy to, że chcieliby w sobie odnaleźć pokłady miłości do Rosji, ale widać, że chcieliby ją poznać i mieć możliwość samodzielnie wyrobić sobie o niej zdanie. I nie dotyczy to jedynie dwóch ostatnich przywołanych Redakcji, lecz przynajmniej kilkunastu redakcji mediów ogólnopolskich.
Szansę na poprawę wizerunku Rosji w Polsce i Polski w Rosji upatruję więc w animacji współpracy bezpośredniej między redakcjami bądź samymi dziennikarzami. Problemem po stronie polskiej jest ogromne ideologiczno-polityczne rozbicie środowiska i brak organizacji reprezentującej nasze interesy, takiej np. jak Związek Dziennikarzy Rosji. Jedyna licząca się w Polsce organizacja dziennikarska – Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich (SDP) jest organizacją polityczną jawnie wspierającą antyrosyjski polski rząd.
Jest to oczywiście coś, co utrudnia podjęcie dialogu i próby zmiany naszych wizerunków w obu krajach, ale nie jest to niewykonalne. Potencjalne zaplecze wsparcia istnieje po stronie rosyjskiej – Związek Dziennikarzy Rosji, Centrum Dialogu Rosja-Polska i holding Rossija Segodnia, który mając potężne zaplecze finansowe nie bardzo potrafi określić kierunki swojej aktywności na polskim odcinku. Mówiąc wprost – daleko niedostatecznie wykorzystuje swój potencjał. Niestety – i tę rosyjską aktywność zwiększyć mogą jedynie decyzje polityczne…
Środki masowego przekazu są instrumentem budującym m.in. obrazy innych państw i społeczeństw. Nie da się otworzyć nowych kart naszych stosunków bez wzajemnego poznania się. Potem wystarczy coś, co teoretycznie wpisane jest w nasz zawód – uczciwość, przyzwoitość, obiektywizm przekazu. I choć nie jest to łatwe, uparcie trzymam się wiary, że wartości te wrócą w dziennikarstwie do łask. Powrotowi temu trzeba tylko pomóc.

Autor jest absolwentem Wydziału Dziennikarstwa MGU (1988 r,) i od bieżącego roku doktorantem Rosyjskiego Uniwersytetu Przyjaźni Narodów. Członek Zarządu Stowarzyszenia Współpracy Polska-Rosja i redaktor naczelny tygodnika „Fakty po Mitach”.

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Sadurski na dzień dobry

Następny

Włochy w 2021 roku

Zostaw komentarz