Obecnie regularnie słyszymy od ludzi z kręgu Putina (na przykład byłego premiera i prezydenta Dmitrija Miedwiediewa) o znaczeniu wojny, katastrofalnych skutkach, jakie czekają Ukrainę i Zachód i tak dalej. To znak, że Putin traci kontrolę.
Kuszące jest dać się wciągnąć w rosyjską propagandę strachu. Ale prawdziwa historia jest taka, że ludzie poza Putinem czują się teraz upoważnieni do wygłaszania takich oświadczeń. Przed wojną było tego mniej. Ta propaganda zagłady służy kilku celom. Pozornie pokazuje lojalność wobec Putina. W czasie, gdy Rosja przegrywa, najlepszą nadzieją jest przekonanie Zachodu, że Rosja jest w jakiś sposób nie do powstrzymania (a nie jest – podobnie jak USA, jej historia jest przepełniona wojennymi porażkami. Jednocześnie propaganda zagłady jest retorycznym przygotowaniem do walki o władzę po upadku Putina.
Jeśli Rosja przegra wojnę, ludzie, którzy teraz mówią radykalne rzeczy, obronią się. Ze swojej strony drastyczne proklamacje są dla mnie dowodem na to, że ważni Rosjanie uważają, że Rosja przegrywa. Nie jestem przekonany, że Miedwiediew, który przez lata był postrzegany jako liberalna alternatywa dla Putina, wierzy w antysemicką, antypolską, antyzachodnią mowę nienawiści, którą publikuje na Telegramie. Tworzy profil, który może się później przydać (tak jak kiedyś przydatny był jego profil technokraty).
Innym ciekawym przykładem jest Ramzan Kadyrow, który kieruje Czeczenią jako swoją osobistą satrapią, odkąd pomógł Putinowi wygrać drugą wojnę czeczeńską. Kadyrow dowodzi rodzajem osobistej uzbrojonej gwardii, która pojawia się obok armii rosyjskiej w jej zagranicznych wojnach. Na Ukrainie ludzie Kadyrowa zaaranżowali sprawy tak, aby nie ponieść zbyt wielu ofiar. Z punktu widzenia jego własnych zainteresowań ma to sens. Są gotowi na przyszłą walkę o władzę w postputinowskiej Rosji. Kadyrow proponuje teraz Rosji zlokalizowanie systemów obrony powietrznej w Czeczenii. Jego uzasadnieniem jest to, że Ukraina może zaatakować Czeczenię, co nie jest wiarygodne. Brzmi bardziej, jakby szykował się do postputinowskiej Rosji, w której Czeczenia domagałaby się niepodległości.
Kolejną oznaką słabości Putina jest sama armia. Spór o to, czy Rosja wygrywa, czy przegrywa, można przeprowadzić w kategoriach militarnych. Ale sama armia jest źródłem siły politycznej Putina. Twierdzenie o jej wiecznej niezwyciężoności jest stałym elementem propagandy samego Putina. Rosjanie mogą myśleć, że Rosja wygrywa wojnę (ja w to nie wierzę). Ale tam, w realnym świecie, na terytorium Ukrainy, armia rosyjska ponosi straty. Tymczasem armia rosyjska ponosi straty w sprzęcie i oficerach, co zagraża jej integralności jako instytucji, nie mówiąc już o zdolności do wypełniania wielu innych misji poza Ukrainą.
Sankcje pogarszają sytuację. Armia światowej klasy nie poluje w Teheranie na drony, które zostały poddane inżynierii wstecznej z zachodniej technologii. Ale w tym miejscu właśnie znajduje się Rosja. Putin może przetrwać, gdy armia nie jest silna. Ale w pewnym momencie nie bycie silnym przestaje wyglądać na silnego.
Rosyjska armia ponosi też straszliwe straty w ludziach, co wskazuje na kolejny przejaw słabości Putina. Państwo rosyjskie może mobilizować swoją ludność do wojny tylko na poziomie emocji, a nie ciał. Rosyjskie regiony obecnie ciężko pracują, aby znaleźć wysoko opłacanych „ochotników”, którzy zostaliby wysłani na śmierć po niewielkim przeszkoleniu.
Putin wyraźnie obawia się, że powszechna mobilizacja zniweczy jego popularność i obali reżim. W tym sensie jest słaby. Państwo rosyjskie wygląda na faszystowskie na szczycie, ale brakuje mu faszystowskiej zdolności do wojny totalnej. Do tej pory rządziła demobilizacją ludności, a nie mobilizacją. Stary komunistyczny dowcip brzmiał: „udajemy, że pracujemy, a ty udajesz, że nam płacisz”. W dzisiejszej Rosji rzeczywistość jest bardziej podobna do „udajesz, że wygrywasz wojnę, a my udajemy, że okazujemy entuzjazm”.
Putin ma miękkie poparcie dla wojny, dopóki jest to program telewizyjny, ale nie może liczyć na to, że Rosjanie zaryzykują swoim życiem. Dramatyczna retoryka rosyjskich przywódców w rosyjskiej telewizji i kanałach Telegram jest więc raczej substytutem niż dowodem narodowego konsensusu w sprawie wojny. Dopóki wszyscy mówią nacjonalistycznie, zachowana jest pewna równowaga. Ale to oznacza, że wszyscy blefują.
Równowaga, która utrzymuje Putina u władzy – panowanie nad rywalami, miękkie wsparcie ludności, integralność armii – jest zagrożona realiami nieprzewidywalnej, kosztownej wojny. Putin był dobry w utrzymywaniu nas wszystkich we mgle. Ale teraz on sam wydaje się zagubiony we mgle wojny. Pułapka, jaką stawiają Putinowi rywale, opinia publiczna, armia, wygląda tak: wszyscy zgodzimy się z wami, że wygrywamy wojnę i wszyscy będziemy was obwiniać, jeśli ją przegramy.
mp/twitter/wgk/ts