Nowa fala protestów w Gruzji. Zmęczeni rządami oligarchy Bidziny Iwaniszwilego.
Obywatele wyszli na ulice, gdy poczuli się dodatkowo oszukani: po poprzednich demonstracjach obiecano im zmianę ordynacji wyborczej na proporcjonalną, a teraz parlamentarzyści nie przegłosowali stosownego projektu.
Protesty, jakie miały miejsce w Gruzji na przełomie czerwca i lipca, odbywały się m.in. pod hasłami demokratyzacji kraju poprzez wprowadzenie proporcjonalnej, a nie mieszanej ordynacji wyborczej. Opozycja i popierający ją obywatele i obywatelki wierzą, że dzięki temu zyskają lepszy wpływ na to, co dzieje się w kraju, a partia Gruzińskie Marzenie, dość bezideowa formacja oligarchy Bidziny Iwaniszwilego, nie będzie mogła tak łatwo dominować w życiu politycznym.
Parlament miał przegłosować zmianę ordynacji począwszy od wyborów w 2024 r., jednak opozycja zażądała, by zgodnie z oczekiwaniami demonstrantów z czerwca korekta nastąpiła natychmiast. Wtedy część parlamentarzystów Gruzińskiego Marzenia nie posłuchała wezwań lidera własnej partii i zagłosowała przeciwko. Do większości niezbędnej dla poprawek w konstytucji, jak w tym przypadku, zabrakło 12 głosów. Bidzina Iwaniszwili rozłożył ręce.
Opozycja mobilizuje tymczasem ludzi na ulicach, a wśród potencjalnych liderów znowu jest Micheil Saakaszwili, lider Zjednoczonego Ruchu Narodowego, który współanimował protesty już w czerwcu. On i inni aktywiści, w tym nowy ruch opozycyjny „Lelo” i były prezydent Giorgi Margwelaszwili apelują o przyspieszone wybory. Część polityków Gruzińskiego Marzenia, skłonna zgodzić się na nową ordynację, jakby szykując się na kłopoty odcina się od kolegów głosujących wbrew oczekiwaniom demonstrantów: tak postąpiła m.in. wiceprzewodnicząca parlamentu Tamar Changoszwili, która po ogłoszeniu wyników głosowania opuściła swoje stronnictwo.