Sąd w Amsterdamie uznał, że przywódca antyimigranckiej i antyunijnej Partii na rzecz Wolności (PVV), prawicowy populista Geert Wilders jest winny dyskryminacji i obrazy Marokańczyków. Ale na tym pogrożeniu palcem poprzestał.
Sąd niewątpliwie pamiętał o jednym: według sondaży, gdyby wybory do parlamentu Holandii odbyły się teraz, wygrałaby PVV Wildersa. Miałaby 33 posłów w 150-osobowej izbie niższej. Obecnie ma ich 12. Druga byłaby centroprawicowa Partia Ludowa na rzecz Wolności i Demokracji (VVD) premiera Marka Ruttego – 25 miejsc (obecnie 41). Poprawa notowań PVV rosła wraz z toczącym się od początku listopada procesem Wildersa, którego oskarżono o podżeganie do nienawiści. A wybory już w marcu.
Sąd przyjął, że samo uznanie Wildersa za winnego jest karą wystarczającą. Takie orzeczenie nie szkodzi jego mandatowi poselskiemu. Prokurator żądał grzywny w wysokości 5 tys. euro. Przedmiotem rozprawy były słowa Wildersa w Hadze po wyborach samorządowych w 2014 r., kiedy pytał zebranych, czy „chcą mniej, czy więcej Marokańczyków w mieście i całej Holandii”. Zebrani skandowali: „mniej”, a Wilders zapewnił: „zajmiemy się tym”. Rzecz była nadawana przez telewizję, a na policję wpłynęło prawie 6,5 tys. skarg. W Holandii mieszka ok. 400 tys. Marokańczyków.