7 listopada 2024

loader

Święty obrońca ubogich

Podczas niedzielnej mszy (14 października) w Watykanie papież Franciszek kanonizował siedmiu błogosławionych. Wśród nich znaleźli się m.in. Paweł VI (pontyfikat w latach 1963-1978) i salwadorski arcybiskup Oscar Arnulfo Romero – duchowny walczący o prawa obywatelskie i wsparcie dla najuboższych, zamordowany przez skrajnie prawicowe bojówki na usługach lokalnej junty wojskowej.

 

Salwadorczyk spotykał się z ignorancją i brakiem zrozumienia ze strony konserwatywnych hierarchów katolickich, także po jego męczeńskiej śmierci latami zwlekano z kanonizacją. Nową, pośmiertną drogę kapłana ubogich umożliwiło dopiero objęcie tronu Piotrowego przez nieco bardziej progresywnego Jorge Mario Bergoglio. Romero nieprzerwanie stanowi przykład wzorowego kapłana oraz dokładne przeciwieństwo zaściankowych i pazernych księży przedstawionych w „Klerze” Smarzowskiego. Może to właśnie postępowość i niezależność Romero spowodowała, że rodzime, prawicowe media od lat prezentują zakłamany wizerunek świętego i starają się wypaczyć jego obraz?

W dniu kanonizacji na portalu internetowym TVPiS, Romero uchodzący za jedną z ikon lewicy latynoskiej i teologii wyzwolenia, określony został mianem „przyjaciela chadeków”. Ale zanim papież postanowił ogłosić go świętym, obraz Romero na prawicy nie był tak kolorowy. Radykalnie prawicowy publicysta i historyk Sławomir Cenckiewicz w 2015 r. opluł Salwadorczyka na łamach tygodnika „Do Rzeczy”. Apologeta prawicowego autorytaryzmu uznał wtedy, że „przez blisko 35 lat było oczywiste”, że ksiądz z Salwadoru „zginął za społeczno-polityczną ideologię, której służył, nie zaś za sprawę Bożą i wiarę katolicką”.

Według naczelnego propagandzisty prawicy Romero popierał rewolucję komunistyczną i szukał uzasadnień dla stosowania siły przez „lewaków”. Cenckiewicz wypominał nawet, że arcybiskupa żegnało na pogrzebie „postępowe i liberalne duchowieństwo z całego świata, lewica i komuniści”. Zakończył zaś swój wywód następująco: „W każdym razie Oscar Romero służył złej sprawie i niewątpliwie życia za wiarę katolicką nie oddał, nawet jeśli któryś z hierarchów w swojej niemądrej wypowiedzi postara się go przyrównać do świętych Stanisława Biskupa czy Tomasza Becketta, których oddanie wobec Kościoła i obrona wiary katolickiej zaowocowały wieńcem prawdziwego męczeństwa”.

Na temat prawicowych ataków na „służącego złej sprawie” Romero można byłoby napisać pracę doktorską. Ludziom takim jak Cenckiewicz, czy osławiony redaktor Terlikowski z komunizmem i mitycznym „lewactwem” kojarzy się wszystko, co różni się od skrajnej prawicy i katolickiego fundamentalizmu. Ale kim naprawdę był abp. Romero i jak przysłużył się „złej sprawie”?
Legendarny duchowny urodził się w czerwcu 1917 roku w mieście Ciudad Barrios na górzystym południu kraju. Jako młody chłopak wstąpił do zakonu jezuitów, a następnie studiował teologię w San Salvador i Uniwersytet Gregoriańskim w Rzymie. W 1942 roku otrzymał święcenia, a dwa lata później powrócił do ojczyzny. Systematycznie piął się w górę w kościelnej hierarchii, pierwszym jego sukcesem było wejście w skład Konferencji biskupów Salwadoru. Uchodził wówczas za duchownego neutralnego politycznie i na tyle konserwatywnego, aby nie sprawiać problemów przełożonym. Cztery lata później otrzymał sakrę biskupią.

W tym czasie w kraju panoszyła się brutalna skrajnie prawicowa i proamerykańska junta wojskowa. Według Rodneya Castledena głównym sponsorem wojskowego reżimu był demokrata Jimmy Carter, którego administracja na wsparcie dyktatury przeznaczała dziennie około półtora miliona dolarów. Społeczeństwo terroryzowane było przez szwadrony śmierci i wspierające je bojówki. Gospodarka de facto należała do kilku najbogatszych rodzin latyfundystów, podczas gdy większość rodzin żyła w nędzy. Jedyną opozycją wobec junty byli marksiści i progresywni chrześcijanie. Tych ostatnich inspirowała teologia wyzwolenia, toteż zwalczani byli zarówno przez juntę, miejscowych hierarchów, jak i papiestwo.

Zanim Romero zaczął działać w opozycji, najbardziej znanym krytykiem reżimu i obrońcą praw człowieka był o. Rutilio Grande. Ksiądz ten bronił chłopów pracujących na plantacjach trzciny cukrowej, za co w marcu w 1977 roku został zamordowany. Uznawany dotychczas za konserwatystę arcybiskup przejął pałeczkę naczelnego opozycjonisty kraju. W najbliższą niedzielę Romero zabronił celebracji mszy w całym kraju, jedynym miejscem, w którym odprawiono mszę, była katedra w San Salvador. Mszę osobiście celebrował arcybiskup.

Dwa lata później Romero pojechał do Watykanu, gdzie spotkał się z Janem Pawłem II. Arcybiskup przedstawił papieżowi dokumenty poświęcone sytuacji praw człowieka w latynoamerykańskim kraju. Według części historyków papież skrytykował postawę Romero i nie obdarzył go zaufaniem. Po audiencji od Romero odwróciła się większość salwadorskich biskupów, którzy w maju tego samego roku wysłali do Rzymu list ze skargą na arcybiskupa. Duchowni zarzucali Romero, że usiłuje on zyskać osobistą popularność i podżega do rewolucji.

Wolta duchownych (tylko jeden z grona biskupów pozostał wierny Romero) umożliwiła juncie podjęcia krokowi zmierzających do likwidacji zasłużonego obrońcy praw człowieka. Romero otrzymywał pogróżki, a w końcu pod ołtarzem w jego kościele znaleziono ładunek wybuchowy. Niezłomny arcybiskup nie zrezygnował z walki z niesprawiedliwym ustrojem, w swoich kazaniach krytykował nie tylko miejscowych aparatczyków, ale również apelował o pomoc do społeczności międzynarodowej i wzywał prezydenta Cartera o wycofanie się z poparcia dla reżimu.

24 marca 1980 roku walkę arcybiskupa przerwał zamach na jego życie. Ksiądz został zastrzelony podczas celebrowania mszy świętej. Pogrzeb bohatera walki o demokrację zgromadził ponad milion osób z całego świata. Mordercami kapłana byli najprawdopodobniej członkowie salwadorskiego szwadronu śmierci przeszkoleni w finansowanej przez CIA Szkole Ameryk.

Celem arcybiskupa był Salwador demokratyczny i solidarny, pozbawiony niesprawiedliwości społecznej i ucisku. Czy szeroko rozumiana równość społeczna i wolność nie była celem przyświecającym działalności Jezusa i pierwszych chrześcijan? Pozostaje więc zadać pytanie, kto ma więcej wspólnego z oryginalnym chrystianizmem – arcybiskup Romero, czy skrajna i nierzadko neoliberalna prawica gardząca egalitaryzmem?

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Barça karze za rasizm

Następny

Honduras na celowniku Trumpa

Zostaw komentarz