To będzie najważniejsza z dotychczasowych decyzji personalnych prezydenta elekta USA, Donalda Trumpa. Dziś ma ogłosić, że na ministra obrony powoła generała w stanie spoczynku, 66-letniego Jamesa Mattisa. Dowodził on operacjami na Bliskim Wschodzie i Dowództwem Centralnym. W latach 2007-2010 służył jako naczelny dowódca ds. transformacji w NATO i odpowiadał za poprawę skuteczności wojskowej Sojuszu.
Trump będzie mieć problem: Kongres musi przyjąć ustawę, zezwalającą na objęcie urzędu ministra obrony osobie, która była czynnym wojskowym w ostatnich 7 latach. Zdarzyło się to raz – w 1950 r., kiedy ministrem został gen. George Marshall. W państwach NATO obowiązuje zasada, że ministrem obrony jest cywil.
Mattis znany jest z ostrego podejścia USA do wrogów. Niedawno mówił, że Iran jest „najtrwalszym zagrożeniem dla stabilności i pokoju na Bliskim Wschodzie”. W jego ocenie porozumienie zawarte przez 6 mocarstw, w tym USA z Iranem ws. jego programu jądrowego, może program spowolnić, ale nie powstrzyma Teheranu przed uzyskaniem broni atomowej.
Trump potwierdził obietnice wyborcze i zapowiedział wielkie cięcia podatków i regulacji dla firm, by zatrzymać je w USA. Zagroził przy tym „konsekwencjami” tym, które wyniosą produkcję poza USA. Wystąpił w fabryce klimatyzatorów Carrier w Indianapolis, która dzięki jego naciskom utrzymała w USA około 1000 miejsc pracy, jakie miała przenieść do Meksyku.