80 posłów brytyjskich, głównie z Partii Konserwatywnej, skierowało list do szefa Rady Europejskiej, Donalda Tuska i zażyczyło sobie szybkich rokowań brexitowych w sprawie statusu Brytyjczyków w UE, oskarżając instytucje unijne o blokowanie rozmów.
Odpisując, Tusk uprzejmie wyjaśnił Brytyjczykom, że na razie rząd brytyjski, nie zgłosił oficjalnie zamiaru wyjścia z UE, choć Unia jest gotowa podjąć negocjacje, ale wszystko zależy od decyzji premiera Theresy May. I przypomniał: „Natychmiast po referendum zadeklarowałem w imieniu 27 państw członkowskich i instytucji europejskich, że jesteśmy gotowi rozpocząć proces negocjacyjny nawet następnego dnia. Nadal obstaję przy tym stanowisku”.
Posłowie chcą też zakończenia „obaw i niepewności” w sprawie obywateli państw UE mieszkających w W. Brytanii. I pouczali Tuska, że ludzie „nie są kartami przetargowymi na politycznym placu zabaw”, dowodząc, że to Komisja Europejska próbuje zapobiec negocjacjom. Na to Tusk odpowiedział: „to bardzo interesujący argument, jedyny problem jest taki, że raczej nie ma nic wspólnego z rzeczywistością”.
Dalej zauważył kąśliwie, że obawa posłów o status obywateli UE w W. Brytanii i Brytyjczyków pracujących w instytucjach unijnych „jest dobra dla przyszłych negocjacji, szczególnie odkąd przyjęliśmy, że jednym z głównych powodów głosowania na korzyść Brexitu było odrzucenie swobodnego przepływu osób i wszystkich praw, które z tego wynikają”.
A wniosek z tych „uprzejmości” jest stary: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.