Szefowie państw i rządów Unii Europejskiej przyjęli w Brukseli deklarację, że umowa stowarzyszeniowa UE-Ukraina nie nadaje Ukrainie statusu kraju kandydującego do UE, ani nie ustanawia zobowiązania do przyznania takiego statusu w przyszłości”. Nie zobowiązuje do obrony zbiorowej, ani współpracy obronnej w jakiejkolwiek formie. Nadto nie daje obywatelom Ukrainy prawa do pracy w UE.
Taka formuła pozwoliła rządowi Holandii przyjąć projekt ustawy o ratyfikacji umowy. Holendrzy udrzucili ją w referendum kwietniowym. Choć nie miało mocy prawnie obowiązującej, miało moc polityczną. Nie mniej do ratyfikacji umowy stowarzyszeniowej wciąż daleko. Stosowana ustawa musi najpierw trafić do Rady Stanu, która jest ciałem konsultacyjnym, a następnie do obu izb Stanów Generalnych (parlamentu).
Premier Mark Rutte wyraził przeświadczenie, że parlament umowę poprze. Jest tylko jeden kłopot: nie wiadomo, czy uda się to zrobić przed 15 marca, kiedy odbędą się wybory parlamentarne. A nowy parlament może nie zechcieć ratyfikacji. Sondaże wróżą zwycięstwo wyborcze Partii Wolności (PVV) Geerta Wildersa, a ten chciałby wrócić do czasów przedwojennych: koniec ze wspólną walutą, Unią Europejska i otwartymi granicami.
Holandia jako jedyne państwo UE nie ratyfikowała dotychczas umowy z Ukrainą. Deklaracja unijna była wymuszonym, lecz niezbędnym krokiem dla uratowania tego dokumentu – skomentował rzecz prezydent Ukrainy, Petro Poroszenko. Zauważał, że tymczasowe zastosowanie umowy przyniosło już szereg pozytywnych wyników, co przyznała sama UE.