5 grudnia 2024

loader

Włochy gotowe na “melonizm”

Flickr

„GOTOWI” to główny slogan kampanii przedwyborczej Włoskich Braci. Od dwóch miesięcy na włoskich ulicach można oglądać banery z uśmiechniętą Giorgią Meloni i hasłami: „GOTOWI rządzić Włochami!”.

Oczywiście należy zawsze wierzyć w wyborcze cudy, realizm polityczny sugeruje jednak, że w wyborach, które we Włoszech odbędą się w nadchodzącą niedzielę 25 września 2022 r.,  włoska lewica nie wygra, a to przede wszystkim dlatego, że system elektoralny uprzywilejowuje koalicje, a nie pojedyncze partie.

W ostatnich sondażach przedwyborczych z 10 września Włoscy Bracia osiągnęli 25,1 proc. poparcia, Partia Demokratyczna – 20,5 proc., Ruch Pięciu Gwiazd – 14,5 proc.,  Liga – 12,5 proc.,  Naprzód Włochy – 8 proc.,  koalicja Trzeci biegun (Żywe Włochy i Akcja) – 6,7 proc., koalicja Zieloni, Lewica i Listy obywatelskie – 3,4 proc., Italexit – 3 proc.

Wydawało się, że PD, kierowane przez Enrico Lettę goni partię Giorgi Meloni i to są dwaj główni konkurenci polityczni, rozgrywający między sobą walkę o władzę. Niestety sekretarzowi Partii Demokratycznej nie udało się utworzyć szerokiej koalicji przedwyborczej, włączając do niej trzy partie:  Italia Viva – Matteo Rencjego, Azione – Carlo Calendy oraz M5S – Giuseppe Contego. Tym samym centrolewica przegrała w przedbiegach. Renzi i Calenda utworzyli centrowy Trzeci biegun, który po wyborach określi swoją kolokację polityczną. Giuseppe Conte poszedł własną drogą, wracając do populistycznych sloganów i dość zaskakująco odzyskując elektorat – udało mu prześcignąć Salviniego i Berusconiego.

Koalicja centroprawicowa złożona z Braci Włoskich, Ligi i Naprzód Włochy będzie rządzić razem, co daje jej 42 proc. potencjalnych głosów, w stosunku do 24 proc., które może zdobyć koalicja lewicowa, w której skład węszyły jedynie Partia Demokratyczna oraz Zieloni, Lewica i Listy obywatelskie. Różnica jest miażdżąca i w tej sytuacji nietrudno przewidzieć wynik niedzielnych wyborów. Wprawdzie według sondaży aż 42 proc. Włochów jeszcze nie zdecydowało czy pójdzie do urn i na kogo zagłosuje, ale to może okazać się prawdziwym bumerangiem zwłaszcza dla lewicy. Gdy na dwa tygodnie przed wyborami, ich rezultat jest praktycznie przesądzony, wielu lewicowych wyborców zdezerteruje. Są oni bardzo rozczarowani polityką włoskiej centrolewicy i tym, że nie potrafiła się zjednoczyć. 25 września może się okazać niespodziewanym Waterloo dla Enrico Letty, a także wyborami, które odnotują najwyższy poziom abstencjonizmu.

Dlaczego Włosi wolą Giorgię Meloni

Z badań przeprowadzonych wśród włoskiej opinii publicznej wynika, że głównym powodem jest aspekt nowości: ona jeszcze nie rządziła krajem i jako jedyna była w opozycji do ostatniego rządu Mario Draghiego. Drugim atutem jest jej młody wiek – 45 lat, i przede wszystkim to, że jest kobietą.

W trudnych i niepewnych czasach Włosi chcą postawić na młodą kobietę, która nie sprawowała jeszcze władzy. Nie do końca jest to prawdą, gdyż w latach od 2008 do 2011 Meloni była ministrą ds. młodzieży w czwartym rządzie Berlusconiego. Nie wiadomo jednak czy jest to atut, gdyż świadczy o tym, że praktycznie nie ma żadnego doświadczenia w porównaniu z liderami jej dwóch partii koalicyjnych – Berlusconim i Salvinim, którzy przez ostatnie trzy dekady w jakiś sposób ją sprawowali. Berlusconi był premierem aż cztery razy, bijąc przy tym rekordy – jego drugi gabinet przetrwał 1412 dni – czyli najdłużej w historii Republiki. Salvini był przez rok wicepremierem i ministrem spraw wewnętrznych, w rządzie Ligi i Ruchu 5 Gwiazd.

Giorgia Meloni to pierwsza i jedyna kobieta w historii kraju mająca szansę objąć tak wysokie stanowisko. W społeczeństwie opierającym się nadal na modelu patriarchalnym to ewenement. Nie powinno jednak dziwić, że to konserwatywna prawica wyłoniła kobietę gotową wreszcie sięgnąć po władzę, gdyż we włoskiej polityce dla innego typu kobiet było zawsze za mało miejsca. Trzeba również przyznać, że Meloni poprowadziła kampanię przedwyborczą naprawdę po mistrzowsku, nie popełniając żadnego błędu. Praktycznie zagrała rolę staroitalskiego boga Janusa o dwóch obliczach. Z jednej strony zwracała się do swoich włoskich wyborców i konserwatywnych sprzymierzeńców na arenie międzynarodowej, tonem i niejednokrotnie nawet słowami (choć bardziej moderowanymi), które wykrzyczała podczas wiecu hiszpańskiej narodowo-konserwatywnej partii Vox: „Jestem Giorgia! Jestem kobietą, jestem matką, jestem ze skrajnej prawicy! Nie dla lobby LGBT, tak dla rodziny naturalnej! Nie dla emigracji masowej! Nie dla bankierów międzynarodowych! Nie dla biurokratów brukselskich! Nie dla przemocy islamskiej! Nie dla aborcji, tak dla życia!”. Z drugiej strony zapewniała dziennikarzy i polityków zagranicznych bardzo konkretnie, stanowczo i spokojnie o swoim atlantyzmie – czyli orientacji proamerykańskiej i politycznej łączności z celami NATO, o ciągłości polityki gospodarczej realizowanej przez rząd Mario Draghiego, a także o swoim europeizmie, choć rozumianym nieco inaczej, a przede wszystkim o gotowości i odpowiedzialności za to, by wziąć w ręce ster kraju.

Dwie rzeczy najprawdopodobniej wpłynęły na to, aby zarówno Włosi, jak i media zagraniczne oraz międzynarodowy establishment dały kredyt zaufania Meloni i przestały straszyć jej faszystowskimi korzeniami. Dwie rzeczy, które w tej kampanii przedwyborczej odróżniły ją przede wszystkim od jej sprzymierzeńca i konkurenta: Matteo Salviniego. Po pierwsze Meloni opowiedziała się po stronie Ukrainy, przeciwko Putinowi, po drugie stwierdziła, że przesunięcia budżetowe mające na celu obciążenie kraju nowymi długami będą ostatecznością.

Czym jest melonizm?

Jak tłumaczy to dobrze Quotidiano Nazionale (Dziennik Narodowy – przyp. aut.), w swoim programie politycznym liderka Braci Włoskich jako słowo kluczowe wybrała: „Naród”, używając go 26 razy, zgodnie ze znaczeniem w encyklopedii Treccani – czyli jako „zespół ludzi, których łączy wspólne pochodzenie, język, historia i którzy są świadomi tej jedności”.

„Jesteśmy gotowi dać Włochom autorytatywny rząd zdolny do udzielenia konkretnych i poważnych odpowiedzi na ich problemy. Nasz naród musi być znowu wielki. Młodzi ludzie są przyszłością narodu” – zapewnia Meloni.

Drugim słowem wytrychem jest „Rodzina”, która w programie FI stoi na pierwszym miejscu. „Rodzina jest elementem założycielskim społeczeństwa i tym, co czyni naród prawdziwie suwerenny i silny duchowo” (Jan Paweł II). Dlatego konieczne jest potwierdzenie  jej centralnej, edukacyjnej i społecznej roli, którą nadal odgrywa” – pisze włoski Dziennik Narodowy, tłumacząc dalej, że dla Braci Włoskich nie może być rodziną „Rodzic 1 i Rodzic 2”, ale zawsze ojciec i matka, choć może być wiele typów rodzin, i że Meloni proponuje zmianę paradygmatu w systemie podatkowym, uwzględniającym tak zwany „iloraz rodzinny”, ale chce też zwiększyć zasiłek dla osób wychowujących samotnie dziecko oraz wprowadzić bezpłatne żłobki.

Jak oświadczyła sama Meloni, jej celem będzie wzrost narodzin Włochów, ale nie ma zamiaru wprowadzać całkowitego zakazu aborcji, lecz dać szansę na urodzenie dziecka kobietom, które do tej pory usuwały ciążę z przyczyn ekonomicznych. Słowo „Rodzina” idzie w parze z „Narodem” – gdyż jest ona jego podstawą – i oczywiście ze słowem „Patriotyzm”.

„Jeśli jest naród, to jest ojczyzna. Jeśli jest ojczyzna, to są patrioci. Powstała nawet książeczka zatytułowana „Zagadki patriotów”, z labiryntem, w którym zadaniem jest: „wyślij do domu lwicę i 5 gwiazdek”. Pomiędzy quizami, krzyżówkami i łamigłówkami, broszura opowiada historię Meloni. Aby rozwiązać krzyżówkę, musisz wiedzieć, jak ma na imię Orban, a także mieć jasne wyobrażenie o wojnie na Ukrainie: „Rosja zrobiła to na Ukrainie” – odpowiedź: „inwazja” – można przeczytać w Quotidiano Nazionale. Dziennik tłumaczy również, że Giorgia Meloni zrozumiała, iż nie można rządzić krajem opowiadając się przeciw Europie, gdyż większość Włochów jest europeistami. Walcząc o niezdecydowanych, Giorgia musiała jednak odzyskać trochę werwy w stosunku do Brukseli i krzyknąć na wiecu: „W Europie martwią się o rząd Meloni. Z nami jazda bez trzymanki się skończyła, zaczniemy bronić interesów narodowych, tak jak robią to inne kraje”.

Czym jest więc „melonizm”? Mieszanką „orbanizmu” i „kaczyzmu”, z trójkolorowym płomienie w barwach narodowych – symbolem, który używał wcześniej Włoski Ruch Społeczny, a później Sojusz Narodowy. Giorgia Meloni z niego nie zrezygnowała – co wytykał jej często Enrico Letta. Dlaczego jednak miałaby zrezygnować, skoro włoskie Odrodzenie Komunistyczne, wspierające lewicową koalicję ma nadal sierp i młot w swoim partyjnym logo. Włosi nie obawiają się zagrożenia faszyzmem i upadku demokracji, czego synonimem miałaby być Meloni. Mają co innego na głowie: kryzys gospodarczy, grożący recesją, kryzys energetyczny, możliwą utratę miejsc pracy, trudną sytuację ekonomiczną rodzin i firm, wzrastający dług publiczny. W tej sytuacji – po berlusconizmie – są gotowi na melonizm.

 Spokojnie Giorgia

 Choć wybory we Włoszech wydają się z góry przesądzone, na kształt przyszłego rządu i rozkład sił na scenie politycznej będzie miało wpływ procentowe rozłożenie głosów. Tego scenariusza nie da się przewidzieć. Mimo przedwyborczego zwarcia, centroprawica jest politycznie niejednolita: Salvini nadal ciągnie do Rosji i do Orbana, Meloni do Orbana i Kaczyńskiego – choć ostatnio to dwie sprzeczności, Berlusconi pozostaje w rodzinie Europejskiej Partii Ludowej.  Rząd Meloni – jeżeli dojdzie do jego utworzenia – może okazać się niestabilny.

„Spokojnie Giorgia! Doprowadzam do upadku rządu co dwa lata.” – ostrzegł już Matteo Renzi.

Agnieszka Zakrzewicz

Poprzedni

Ostatnie pożegnanie Elżbiety II

Następny

Moje, moje, moje