W trzeciej turze głosowania, prezydentem Austrii został 72-letni Alexander Van der Bellen, były przywódca Partii Zielonych. Pokonał 45-letniego Norberta Hofera z Austriackiej Partii Wolnościowej (FPOe). W Brukseli dało się słyszeć głębokie westchnienie ulgi.
Trzecia tura odbyła się po anulowaniu drugiej z uwagi na błędy proceduralne. Wówczas Van der Bellen wygrał większością ok. 30 tys. głosów, a obecnie ok. 300 tys. W czasie kampanii starszy pan stawiał na konieczność pozostania kraju w UE, jako wyboru najkorzystniejszego. I to opłaciło się.
Natomiast Hofer, przedstawiciel nowej fali prawicowo-populistycznej i nacjonalistycznej przetaczającej się po Europie, chciał budować „unię w unii” z udziałem państw Grupy Wyszehradzkiej i wiązać ją z Rosją.
Komentatorzy zachodni zauważają, że porażka Hofera z pewnością nie oznacza, że siła FPOe osłabnie. W sondażach jest nadal ugrupowaniem najsilniejszym. Tyle, że nowy prezydent nie będzie zabiegać o rozpisanie wyborów przedterminowych, a za 2 lata nastroje mogą się zmienić.
Niezależny kandydat Van der Bellen i Hofer dosłownie zmietli w pierwszej turze kandydatów królujących od wojny partii chrześcijańsko-demokratycznej i socjaldemokratycznej. Przyczyna była taka, że rząd koalicyjny tych partii odniósł się z entuzjazmem do polityki otwartych drzwi kanclerz Angeli Merkel, ale po przyjęciu ponad 100 tysięcy migrantów, nastroje tak się zmieniły, że kierownictwo partii socjaldemokratycznej z kanclerzem Wernerem Faymannem podało się do dymisji, a nowy kanclerz, Christian Kern, choć zmienił całkowicie tę politykę, klimatu już nie odmienił.