7 listopada 2024

loader

Czy ścisłość może być umowna i czy odwrotnie też

Lekturze tej pośmiertnie wydanej autobiografii Jerzego Pilcha towarzyszyło mi nieco dziwne uczucie. Zapewne nie jest ono zbyt ważne i należy do indywidualnej, subiektywnej „alchemii” czytania, ale podzielę się nim, tym bardziej, że „uczucia dziwne” dołączyły do obiektów badań naukowych. Pilch był pisarzem tak bardzo wpisanym we współczesność, że jego odejście w ubiegłym roku nieco inaczej ustawiło „paralaksę” tej lektury. W przypadku pisarzy zmarłych dawno lub nie odznaczających się się szczególnym współbrzmieniem ze swoim czasem, tego rodzaju okoliczność zazwyczaj nie jest istotna, ale w przypadku Pilcha może wpłynąć na aurę towarzyszącą lekturze.

Tak, jakby w kontekście ją otaczającym brakowało żywej obecności pisarza, w tle rzecz jasna. Czytać Pilcha, błyskotliwego i przenikliwego komentatora rzeczywistości ze świadomością, że on już sam, osobiście, we własnej osobie, nie smakuje owoców swojej obserwacji?
Rzeczywistość dzieje się dalej, a jego już nie ma i nie będzie mógł odnieść się do głosów czytelniczych, krytycznych, do komentarzy na temat swojej najnowszej książki.
Odbieram to jako pewnego rodzaju, przez nikogo nie zamierzony, mankament okoliczności lektury. Dziwne uczucie, ale, jako się rzekło, zbyt subiektywne i zbyt przypisane do indywidualnej „alchemii” lektury, by je tu rozwijać. W „Autobiografii…” Pilch powrócił do swojego dzieciństwa w Wiśle, dzieciństwa w kulturowym kontekście ewangelickim, luterańskim.
Pilch opowiada w swojej autobiografii o okolicznościach towarzyszących jego przyjściu na świat, o rodzinnym domu, o świecie kulturowym i społecznym, który go uformował, o ważnych dla niego osobach , a także o towarzyszących mu mitach i legendach. Przejście do opisu krakowskiego okresu swojego życia poprzedza Pilch ciekawym paradoksem sformułowanym we właściwym mu stylu.
Brzmi on tak, że choć życie krakowskie miało się stać „początkiem prawdziwego życia, było jego końcem”. Mimo tej deklaracji opis krakowskiego okresu życia Pilcha jest być może bardziej nawet interesujący od opisu czasu go poprzedzającego.
Niezależnie od wyżej wyrażonych obiekcji związanych z okolicznością jaką było odejście Pilcha z tego padołu, miłośnicy jego prozy, smakosze jego charakterystycznego stylu, jego frazeologii, która czyniła go autorem tak powszechnie czytanym lubianym, komentowanym, znajdą w tym tomie wszystko to co tak polubili.
Nikt tak jak on nie potrafił odnieść się do zdarzeń dookolnych, bieżących, z życia społecznego, obyczajowego czy politycznego ale też do „wszelkich spraw naszego świata” w sposób tak odbiegający od obiegowych opinii, od schematów myślowych, tak ekstrawagancki, tak subiektywny.
Nie wypadałoby przy tej okazji nie odwołać się do autora, który był zarówno znawcą twórczości Pilcha, jak i jego przyjacielem, do profesora Mariana Stali.
„Autobiografia w sensie ścisłym, a nawet umownym to taka opowieść o sobie, którą sam pisarz uznał za kanoniczną, a więc jedyną, jaka (jego zdaniem) nadaje się do przekazania innym. Pisząc ją, Jerzy Pilch dokonał ostentacyjnej redukcji zdarzeń należących do powierzchniowej warstwy własnego życia.
Uczynił tak, by tym mocniej wyeksponować drugą, głęboką warstwę tegoż życia, stanowiącą klucz do jego tożsamości i sposobu widzenia świata.
Umieścił w niej mityczną przestrzeń dzieciństwa spędzonego w Wiśle i wyjazd do Krakowa, lokujący go w istnieniu realnym, historycznym” – napisał Stala. Pilch, jak to on, wita nas w swojej książce tytułem przekornie tajemniczym. Stala sugeruje, że to żart Pilcha, polegający na zastosowaniu w stosunku do czytelników „komplikacji drugiego stopnia, sugerującej nieistniejący związek między ścisłością i umownością”.
Tak czy inaczej, lektura Pilcha jest jak zawsze literacką ucztą.
Jerzy Pilch – „Autobiografia w sensie ścisłym, a nawet umownym”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021, str. 200, ISBN 978-83-0807-389-6

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

„Pust wsiegda budiet sołnce”

Następny

48 godzin sport

Zostaw komentarz