Jeden z najbardziej znanych brytyjskich lewicowych dziennikarzy, aktywista i publicysta „The Guardian” Owen Jones został napadnięty w Londynie. Nie ma wątpliwości: to efekt rosnącej agresji skrajnej prawicy, której sprzyja część mainstreamowych mediów oraz polityków.
Owen Jones otrzymywał już wcześniej pogróżki, padał również ofiarą agresji na ulicy, zarówno z powodu swoich lewicowych poglądów, jak i na tle homofobicznym (nie ukrywa bowiem tego, że jest gejem). Napad, do którego doszło w sobotę w godzinach rannych przed pubem Lexington, gdzie świętował swoje urodziny, był jednak nieporównywalnie groźniejszy.
– Podeszło do mnie czterech mężczyzn: jeden z nich kopnął mnie w plecy ciosem karate, powalił mnie na ziemię, zaczął kopać w głowę i w plecy. Moi przyjaciele próbowali ich odciągnąć i również zostali pobici, kiedy starali się mnie bronić. To jasne, że był to napad z premedytacją, a ja byłem celem – opowiadał Jones. Policja ciągle ustala, kim byli sprawcy napadu. Dzięki interwencji partnera Owena Jonesa i przyjaciół, którzy wyszli razem z nim z lokalu, dziennikarz ostatecznie nie doznał poważnych obrażeń.
Publicysta „The Guardian”, autor głośnej w Wielkiej Brytanii książki Chavs: The Demonization of the Working Class, w której rozprawiał się z kreowanymi przez neoliberalne media stereotypami o robotnikach, nie ma jednak wątpliwości, kto mógł czekać na niego przed pubem i w dogodnym momencie zaatakować. Jest przekonany, że jego pobicie to efekt bezkarności coraz bardziej agresywnej skrajnej prawicy, która uważa wszelkie mniejszości oraz lewicowców za wrogów, a ma za sobą poparcie części powszechnie szanowanych mediów oraz polityków z pierwszych stron gazet.
Z wyrazami solidarności pospieszyli dziennikarze (różnych tytułów) oraz działacze Partii Pracy na czele z Jeremym Corbynem, który napisał na Twitterze, że doszło do ataku na wolność słowa i na fundamentalne wartości. Corbyn również podkreślił, że „wszyscy wiemy, że skrajna prawica jest w naszym kraju w uderzeniu”. Równocześnie część prawicowych komentatorów w internecie już sugeruje, że lewicowy aktywista sam jest sobie winien i że to Labour Party zachęca do atakowania osób o innych poglądach politycznych. Inni zarzucają Jonesowi, że całą historię zmyślił. Dziennikarz odpowiada: sprawą zajmuje się policja, badany jest monitoring z pubu, złożono zeznania. Prawdy nie da się ukryć.