Biedni bici bardziej
Ceny towarów i usług konsumpcyjnych, według Głównego Urzędu Statystycznego wzrosły w kwietniu bieżącego roku o 3,4 proc. w porównaniu z tym samym miesiącem 2019 r. W stosunku do marca bieżacego roku nie wzrosły zaś w ogóle, na co wpłynęło to, że bardzo duża liczba punktów sprzedaży w Polsce była zamknięta z powodu pandemii lub funkcjonowała w ograniczonym zakresie. W kwietniu tego roku najbardziej podrożała żywność – o 7,4 proc. w porównaniu z kwietniem 2019. Znacznie zdrożała także energia, o 5,2 proc. rok do roku. Wzrosty cen żywności i energii pod rządami PiS najbardziej biją po kieszeni mniej zamożnych Polaków, bo są to dobra podstawowe, stanowiące dużą część ich koszyka wydatków. Faktyczny wzrost cen jest zapewne wyższy niż podaje GUS, gdyż liczba placówek handlowych, w których sprawdzane są ceny, jest stosunkowo niewielka, co nie sprzyja precyzji szacunków.
Tuż przed szczytem?
Prawie połowa lekarzy (największa grupa respondentów) uważa, że Polska nie osiągnęła jeszcze najwyższego poziomu zachorowań na COVID 19 – wynika z sondażu przeprowadzonego przez serwis dla lekarzy Konsylium24.pl. Ich zdaniem, nastąpi on w ciągu najbliższego tygodnia – bo już w pierwszej dekadzie maja. Natomiast według prognoz Institute for Health Metrics and Evaluation, szczyt zachorowań w Polsce powinien nastąpić kilka dni później, około połowy maja. Teoretycznie oznaczałoby to, że jeszcze w końcówce maja liczba chorych na koronawirusa powinna zacząć spadać. Niewykluczone jednak, że ów szczyt zachorowań okaże się bardzo płaski i rozległy, co może oznaczać, że liczba zakażeń i zgonów nieco spadnie dopiero w lipcu – i nie wiadomo, na jak długo. Temu niekorzystnemu scenariuszowi sprzyja to, że jak podaje unijne Europejskie Centrum Zapobiegania i Kontroli Chorób, Polska jest jednym z pięciu krajów Unii Europejskiej, gdzie nie słabnie epidemia. Jest to wynik bezczynności rządu Prawa i Sprawiedliwości, który nie zadbał o przygotowanie kraju na uderzenie epidemii, choć miał pieniądze i czas.
Niezależny inaczej
Kamil Zaradkiewicz, pełniący obowiązki I Prezesa Sądu Najwyższego, nakazał usunięcie z hollu głównego sądu portretów sześciu prezesów, kierujących SN w latach 1945-1990, gdyż uznał, że za ich czasów Sąd Najwyższy nie był niezależny i nie zapewniał sędziom gwarancji niezawisłości. Zabawne, że usunięcia portretów byłych prezesów dokonał człowiek, który sam stał się symbolem zależności władzy sądowniczej od Prawa i Sprawiedliwości. Warto zauważyć, że obecny pełniący obowiązki I Prezesa Sądu Najwyższego w ogóle nie jest sędzią. Zanim zaś został skierowany na obecne stanowisko, wyróżnił się m.in. stwierdzeniem, że orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego nie zawsze są ważne i ostateczne, co dotyczyło oczywiście Trybunału jeszcze nie przejętego przez PiS. Tak się złożyło, naturalnie zupełnie przypadkowo, że zaraz potem Kamil Zaradkiewicz został powołany do rady nadzorczej państwowej firmy Naftoport. Ciekawe, czy usunięcie portretów byłych prezesów SN było realizacją polecenia PiS, czy też może wyrazem niezachwianej niezależności obecnego pełniącego obowiązki szefa SN?