Polskie państwo za rządów Prawa i Sprawiedliwości na wielu ważnych obszarach istnieje tylko w teorii. Najlepszym dowodem słabości władzy publicznej są patologie w firmach właśnie przez państwo nadzorowanych.
Władza lekceważy je, bezradnie rozkłada ręce, gdy o nich słyszy, a niekiedy też je firmuje i umacnia. Od wielu miesięcy wychodzi na jaw coraz więcej bulwersujących nieprawidłowości w funkcjonowaniu Państwowych Portów Lotniczych. Informowały o nich tamtejsze związki zawodowe, informowały media, informowali przedstawiciele władz PPL-u, którzy zostali wyrzuceni z firmy przez prezesa, Mariusza Szpikowskiego.
Patologia goni patologię
Szpikowski zwolnił dyscyplinarnie około 50 osób, w tym wysokiej klasy specjalistów, i bez zgody związków zawodowych wręczył wypowiedzenia zmieniające ponad 90 proc. załogi, narażając Lotnisko im. Fryderyka Chopina na paraliż. Przede wszystkim jednak Szpikowski ukrywał patologie w firmie, które go obciążały.
Po badaniu Urzędu Lotnictwa Cywilnego, które wskazywało na nieprawidłowości stopnia pierwszego (ich stwierdzenie uruchamiało procedurę zamykania lotniska), Szpikowski zabrał obciążający go raport ULC z biura ówczesnego Kierownika Odpowiedzialnego, Andrzeja Ilkowa – odebranie materiału było wynikiem włamania do biura. Drugi egzemplarz raportu został odebrany Urzędowi Lotnictwa Cywilnego w wyniku włamania Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Zabrano wtedy wszystkie papiery obciążające Szpikowskiego, jak też laptopy pracowników. To bulwersujący przykład przekraczania uprawnień przez CBA i wykorzystywania służb przez prezesa spółki skarbu państwa.
W tej sprawie jako przewodniczący Związku Zawodowego Związkowa Alternatywa napisałem pismo do premiera, Mateusza Morawieckiego. Odpowiedź jest bardzo pouczająca i reprezentatywna dla PiS-owskiego państwa. Okazuje się, że rząd nie chce brać odpowiedzialności za jakiekolwiek nieprawidłowości w firmie państwowej, a ministrowie nie czują się władni, by cokolwiek zrobić.
Ministerstwo nic nie może
W reakcji na list, w którym przedstawiłem długą listę zarzutów wobec prezesa Państwowych Portów Lotniczych, premier przekazał list do Ministra Infrastruktury, Andrzeja Adamczyka. W swojej obszernej odpowiedzi ministerstwo nie zaprzeczyło istnieniu patologii, tylko wskazało, że nie jest instancją władną do ich zwalczania.
Odpowiadając na zarzut, że Mariusz Szpikowski wręczył wypowiedzenia zmieniające 90 proc. pracowników, narażając Lotnisko im. Fryderyka Chopina na paraliż, ministerstwo pisze: „PPL jest samodzielną i samofinansującą się jednostką organizacyjną prowadzącą działalność w zakresie i na zasadach określonych w ustawie i statucie”. Innymi słowy nawet, gdyby prezes firmy swoimi działaniami doprowadził ją do upadku, ministerstwo by nie ingerowało. „Samodzielność” Portów Lotniczych jest dodatkowo interesująca, biorąc pod uwagę fakt, że PPL nie jest nawet spółką skarbu państwa, tylko jednym z nielicznych przedsiębiorstw w 100 proc. należących do państwa.
Porzuceni pracownicy
W kampanii wyborczej Prawo i Sprawiedliwość obiecywało nową jakość w dialogu społecznym. Pracownicy PPL od wielu miesięcy skarżą się, że dialog w firmie kuleje. Co na to ministerstwo? Konstatuje, że rozmowy prezesa firmy ze związkami zawodowymi „nie doprowadziły do zawarcia porozumienia dotyczącego zasad postępowania w sprawach dotyczących pracowników objętych zamiarem grupowego zwolnienia”. Sam „zamiar grupowego zwolnienia” nie wzbudził jakiejkolwiek reakcji rządu.
Jeszcze bardziej obojętne jest ministerstwo wobec patologii dotyczących stosunków pracy w PPL. Na zarzuty o łamanie praw pracowniczych, masowe zwolnienia, dyskryminację niewygodnych związków zawodowych ministerstwo odpisało: „W świetle obowiązujących przepisów prawa sprawy prawno-pracownicze, w tym kwestie stosunków pracowniczych oraz rozstrzyganie sporów, należą do właściwości sądów pracy oraz Państwowej Inspekcji Pracy”. Całkowita dezercja państwa! Gdy prezes firmy masowo zwalnia ludzi i zastrasza związkowców, minister twierdzi, że tego typu patologiami powinny zajmować się sądy i inspektorzy pracy. Rząd z boku się przygląda i nie widzi potrzeby, aby interweniować, gdy jego nominat łamie prawa pracownicze.
CBA może wszystko?
Najbardziej zdumiewająca jest jednak odpowiedź ministra na zarzuty o wykorzystywanie służb specjalnych przez Mariusza Szpikowskiego. Jak rząd odnosi się do doniesień, że CBA włamało się do Urzędu Lotnictwa Cywilnego, aby wynieść papiery obciążające prezesa? „Wobec zarzutów sformułowanych w przedmiocie Centralnego Biura Antykorupcyjnego podkreślenia wymaga, że zakres i metody pracy służby pozostają poza właściwością ministra właściwego do spraw transportu” – czytamy w piśmie przesłanym przez Ministerstwo Infrastruktury. Innymi słowy rząd nie komentuje zarzutów o ukrywanie patologii obciążających prezesa i wykorzystywanie przez niego służb, tylko uznaje, że to nie jego sprawa!
Podsumowując, premier lekceważy doniesienia o gigantycznych patologiach w firmie państwowej i ceduje na ministra obowiązek zajęcia się nimi, zaś minister bezradnie rozkłada ręce. Przestrzeganie praw pracowniczych w firmie jest poza jego kompetencjami, organizacja pracy w firmie poza jego kompetencjami, interwencje CBA w celu ukrycia nieprawidłowości w firmie – też. Oto PiS-owskie państwo z kartonu.