7 listopada 2024

loader

Starałem się włączyć w nadchodzące obchody…

i stąd zawczasu rozpocząłem współpracę z „Dziennikiem Trybuna”, co zaowocowało właśnie setnym tekstem, tym razem z okazji / dla uczczenia 100-lecia. Powrotu Józefa Piłsudskiego z Magdeburga do Warszawy, odzyskania niepodległości, zaślubin Polski z morzem, niedługo Bitwy Warszawskiej.

Wszelkich dalszych okazji do świętowania też będzie sporo, acz niektóre co nie co kłopotliwe z różnych powodów.

Nie wiedzieć czemu

historyczny akt nadania praw wyborczych Polkom umknął powszechnej uwadze. Kobiety uzyskały prawa wyborcze decyzją rządu Ignacego Daszyńskiego już 7 listopada 1918 roku, co potwierdzone zostało 28 listopada dekretem Tymczasowego Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego.
Był to kolejny, okupiony wieloma staraniami i aktywnością, sukces kobiet na emancypacyjnej drodze ku powszechnemu dostępowi do wszelkich form edukacji, usamodzielnienia ekonomicznego, a w konsekwencji ku pełnej wolności. Ten proces trwa jednak dalej, bo w wielu przypadkach prawa kobiet są nadal ograniczane, ich opinie pomijane, a zarobki mniejsze niż mężczyzn. Nie wspominam już o godności i nienaruszalności ich ciała.
Panujące przekonanie o podległości mężowi, wywodzące się z patriarchalnej tradycji i religijnych nakazów, mniemanie, że miejsce kobiety jest w kuchni, tylko w domu i przy wychowaniu dzieci, nie jest niestety rzadkie w naszych, współczesnych czasach. Jeśli jeszcze podejmują walkę o swoje niezbywalne prawa otwierając czarne parasolki, bądź na równi z mężczyznami odgrywają ważne role w życiu publicznym i polityce, to konserwatyzm społeczny podbudowany męskim ego stawia im odpór.
A jak do tego jeszcze dodać, że wspomniane prawa wyborcze nadal Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej (określany również jako „rząd lubelski” oraz „rząd ludowy”) na czele z socjalistą, to cisza wkoło tej rocznicy wydaje się wyjaśniona. A przy okazji refleksja: ale ten Lublin miał szczęście (!) lub nieszczęście (?) do lewicowych rządów.

Konstytucja z 17 marca 1921

wprowadzała ustrój republiki demokratycznej, a władzę zwierzchnią przyznawała Narodowi czyli wszystkim obywatelom państwa, bez względu na ich przynależność etniczną, sprawowaną poprzez organy wg trójpodziału władzy. Dodać należy, że ten egalitarny i bardzo postępowy, jak na tamte czasy, charakter ustawy zasadniczej odzwierciedlał nastroje i oczekiwania społeczne, będące także pod wpływem buzujących wkoło Polski rewolucyjnych płomieni.

Do najistotniejszych punktów Konstytucji należały powszechne prawo wyborcze i likwidacja jakichkolwiek przywilejów stanowych, a jej przepisy Manifest PKWN z 22 lipca 1944 roku przyjął jako obowiązujące, do czasu zwołania Sejmu Ustawodawczego.

Nie wiem jak z tą kłopotliwą rocznicą poradzi sobie aktualnie rządzący obóz polityczny, bowiem samo słowo konstytucja wzbudza tyle emocji. Może, uprawianą od lat w Polsce metodą zamilczy się o niej, może swoim zwyczajem zamotają twierdząc, że są jej najlepszym kontynuatorem, a może już ich nie będzie? I to by było najlepsze uczczenie tej rocznicy.

23 września 1922 roku

Sejm Ustawodawczy przyjął ustawę o budowie portu w Gdyni, a niecały rok później zawinął do niego pierwszy oceaniczny statek. Odradzająca się Polska nie tylko otwierała okno na świat, ale jako swą dewizę przyjmowała tworzenie polskich, państwowych organizacji gospodarczych, widząc w tym podstawę niezależności i suwerenności. Z jaką duma, po stuleciu obcych na tych ziemiach, przyjmowano narodziny w 1924 roku Banku Polskiego SA, Państwowych Zakładów Lotniczych, a nawet Polskiego Monopolu Tytoniowego.

Taka polityka kontynuowana przez lata powojenne, nie wiedzieć czemu bo rządzili przecież komuniści, wreszcie została zarzucona decyzjami solidarnościowych rządów. Polska państwowa telekomunikacja okazała się niewydolna, a francuska państwowa, która tę naszą kupiła, nadzwyczaj ekonomicznie sprawna. To tylko jeden z tysięcy przykładów, bo staliśmy się dla obcego kapitału wielkim lumpeksem, w którym, o dziwo warto było buszować latami.

2 maja 1923 roku

przybył do Polski z oficjalną wizytą marszałek Francji Ferdynand Foch, jako, że z tym ówczesnym światowym mocarstwem bardzo się wtedy przyjaźniliśmy. Podobnie zresztą i dziś, ale z innym i dlatego zapewne odwołując się do polskiej racji stanu – jak na byłego ministra obrony RP przystało – Janusz Onyszkiewicz pisze („GW”, 14.02.2020) z wielką troską o Rosji i Chinach zagrażających interesom USA, naszego ukochanego obecnie przyjaciela.

Wszystkim przecież wiadomo, że Stany Zjednoczone mają swoje interesy na całym świecie, a w niedługim zapewne czasie i w kosmosie. I tylko przyszłość dowiedzie czy podobnie, jak te żabojady nie chcące umierać za Gdańsk, boys z Teksasu zechcą za wydumany przesmyk suwalski, będący pono kluczem dla bezpieczeństwa Rzeczpospolitej.

Rosja, gdyby chciała, to wykorzysta, za wiedzą władz Białorusi lub bez niej, terytorium tego państwa z 418 kilometrami naszej granicy, Amerykanie zajęci interesami w Azji dopuścili do skandalicznych opóźnień w budowie tarczy rakietowej w Radzikowie, a cała prowojenna propaganda służy tylko biznesowi i straszącym od lat Polaków, rządom PO i PiS.

Do wojny, ale tej z 1920 roku nawiązał Tomasz Nałęcz („GW”, 20.01.2020) martwiąc się, że prezydent, w związku ze zbliżającymi się obchodami Bitwy Warszawskiej zapomniał o Ukraińcach, wtedy naszych militarnych sojusznikach – strzelcach siczowych na czele z atamanem Symonem Petlurą. Abstrahując od toczącego się obecnie polsko-ukraińskiego historycznego sporu dopełnić należy, że i sami Ukraińcy zapomnieli o tamtym czasie, i o pierwszym prezydencie Ukraińskiej Republiki Ludowej. Jakoś tak się porobiło nad Dnieprem, że woleli przede wszystkim wybrać za swoich ważniejszych bohaterów Stepana Banderę i UPA.

A przy tej okazji Nałęcz napisał: „Uprzedzając natarcie wroga chcącego „po trupie Polski” szerzyć komunizm w Europie, ruszyła wielka polsko-ukraińska ofensywa”. Nikt dotąd nie słyszał o planowanym bolszewickim natarciu, zwrot o trupie Polski narodził się później, a więc chyba już najwyższy czas aby autor zamiast historią zajął się tylko propagandą.

I tak by można było

kontynuować ten rocznicowy kalendarz przez kolejne lata, gdyby nie codzienność, kierująca tym razem pamięć do znanych z przeszłości hołdowniczych pokłonów, gestów, ale i wymogów prawa. Nie zaprzeczając oczywiście istotnej roli jaką odegrał Józef Piłsudski w historii Polski, jego kult polegał na przypisywaniu mu cech genialnego dowódcy, wybitnego stratega i polityka, jedynego wizjonera odrodzenia niepodległości.
7 kwietnia 1938 Sejm uchwalił jednogłośnie Ustawę o ochronie imienia Józefa Piłsudskiego, Pierwszego Marszałka Polski, która głosiła: „Art. 1. Pamięć czynu i zasługi JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO, Wskrzesiciela Niepodległości Ojczyzny i Wychowawcy Narodu, po wsze czasy należy do skarbnicy ducha narodowego i pozostaje pod szczególną ochroną prawa. Art. 2. Kto uwłacza imieniu JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO, podlega karze więzienia do lat 5.”.

Ustawa była jedynym w historii Polski aktem prawnym chroniącym cześć i godność wymienionej z nazwiska osoby. Z podobnym kultem, acz wymuszonym równie skutecznymi pozaprawnymi działaniami, mieliśmy do czynienia z generalissimusem Józefem Stalinem, wielkim przecież przyjacielem Polaków (!) i Polski (!). A wcześniej i później nikt inny tego zaszczytu nie doświadczył, ale do czasu.

Kandydat marzeń

Na niedawnej konwencji wyborczej Prawa i Sprawiedliwości o Andrzeju Dudzie jako kandydacie marzeń na prezydenta mówił prezes PiS Jarosław Kaczyński. I jeszcze: „Przed pięcioma laty Andrzej Duda podjął decyzję o kandydowaniu, związaną z ryzykiem bardzo dotkliwej porażki; to był akt odwagi, determinacji i w związku z naszą ideą przebudowy Polski. „ A premier Morawiecki dodał: „Dzięki któremu Polska będzie jeszcze bardziej sprawiedliwa, dostatnia i bezpieczna…prezydent poszedł w ślady Lecha Kaczyńskiego…Dzięki tej wielkiej zmianie, którą zapoczątkował Andrzej Duda, Polska poszła naprzód, Polska ruszyła naprzód.”

Po tonach wazeliny i kłamstwa wspartych kolejnymi +++ gładko mają jechać Polacy do lokali wyborczych głosując na tego geniusza Tatr.
Nadto, po wydarzeniach w Pucku i Władysławowie narodził się nadzwyczaj celny pomysł ustawy chroniącej PAD przed obrażającym go gorszym sortem, przeszkadzającym wypełniać ważne państwowe obowiązki w ramach wyborczej kampanii. Idąc tym tropem widzę pilną konieczność przyjęcia takiej ustawy, ale dotyczącej nie prezydenta RP, a rzeczywistego demiurga naszej codzienności. Będzie tak długo obowiązywać, jak ten kult ze wschodu.

Z porównaniami z przeszłością

bywa jednak różnie, o czym może się przekonać Jarosław Ważny po publikacji na łamach „Dziennika Trybuna” tekstu „Nowa twarz tow. Wiesława” (14.02.2020), w którym niejako zrównał ostatnie wystąpienie Beaty Kempy z pewnym zachowaniem Władysława Gomułki.
Tekst wywołał reakcje internautów, pisali m. in. „sprawa jest ważniejsza niż jeden chamski i politycznie szkodliwy tekst, który…jest kolejnym sygnałem stosunku sojuszników lewicy z różnych półek do Polski Ludowej…łykamy bez protestu nawet obrażające nas odzywki tylko dlatego, że uderzają jakoś w aktualnych , bo groźnych przeciwników (PiS). Zarażają oni całe młode pokolenie, w tym młodych lewicowców, którzy – często przez brak wiedzy – krytykując jakieś draństwa PiS-u mówią np.: “jak za Gomułki” czy temu podobnie. Myślę, że ten stan rzeczy nie ulegnie zmianie jeśli partia lewicy nie określi zgodnego z prawdą historyczną swego stosunku do Polski Ludowej.”

Warto do tej opinii dodać jeszcze słów kilka.

Każdemu, nawet wielkiemu mężowi stanu, nie raz przydarzył się jakiś lapsus, ale nie według jednostkowego zachowania dokonuje się jego ocena. W tym przypadku tak się stało, a nadto jakiekolwiek porównanie do Kempy wykracza poza normy przyzwoitości w stosunku do Gomułki, który, co by nie powiedzieć, odegrał kilkukrotnie wielką historyczną rolę w XX-wiecznej Polsce. Podobnie jest z porównaniem okresu Polski Ludowej do obecnych PiS-owskich „porządków”. Inne wtedy były czasy i warunki polityczne, odmienne możliwości postępowania, różne priorytety nie zawsze od rządzących Polską zależne, ale z idei licząca się część, w co nieco odmiennym sformułowaniu, jest i dziś bardzo pożądana.
Warto więc aby autor przemyślał zawarte w Wikipedii hasło prezentyzm, którym jest „kierunek analizy historycznej polegający na ocenie zdarzeń, faktów, poglądów i ocen z przeszłości ze współczesnej perspektywy.” Dotyczy to także tekstów publikowanych nie tylko na łamach „Dziennika Trybuna”. Nadto zalecam lekturę: Andrzeja Werblana „Polska Ludowa. Postscriptum” ponieważ na naukę nigdy nie jest za późno.
Adresuję to wszystko również do Roberta Biedronia w związku z jego słowami o komunizmie w Polsce, wypowiedzianymi ostatnio w Parlamencie Europejskim.

Zygmunt Tasjer

Poprzedni

Zgrany duet socjalistów

Następny

Poniżył pracownicę, straci stanowisko?

Zostaw komentarz