25 kwietnia 2024

loader

Świat ucieka polskiej giełdzie

W czasie, gdy wszędzie na świecie panowała hossa, polski rynek akcji powoli osuwał się pod swoim ciężarem.

Kwiecień był ciekawym miesiącem na giełdach. To, co zapamiętamy najbardziej, to dysproporcja w zachowaniu się polskich indeksów na tle innych rynków zagranicznych. Wszędzie na świecie panowała hossa, ale nie na naszej giełdzie. Na początku miesiąca udało się co prawda przekroczyć barierę 2400 punktów, ale znowu okazało się to nietrwałe i chwilowe, podobnie jak próby na przełomie stycznia i lutego.
Niepokojąco wygląda porównanie stóp zwrotu. Nasz WIG20 od początku roku zyskał 2,6 %, równocześnie węgierski BUX wzrósł o 9%, niemiecki DAX o 16,7%, zaś amerykański S&P500 o 17,4%. Nieco lepiej prezentują się wyniki mWIG40, który wzrósł o 5,8% oraz sWIG80, który zyskał 13,7%. Warto jednak pamiętać, że te ostatnie dwa indeksy w kwietniu traciły na wartości.
Gracze mają stracha
Co się właściwie stało z naszą giełdą? Jedną z teorii może być wzrost obaw zagranicznych inwestorów o kondycję krajowych finansów publicznych po kolejnych obietnicach fiskalnych rządu, które są obecnie wdrażane. Trudno jednak właśnie w tym znaleźć wytłumaczenie słabszych wyników gieły papierów wartościowych, gdyż zarówno duże agencje ratingowe, jak i dane statystyczne potwierdzają, że przynajmniej w jedno-dwuletnim horyzoncie polskie finanse publiczne są w dobrej kondycji, a deficyt budżetowy w relacji do produktu krajowego brutto plasuje nas w unijnej średniej.
Kolejnym tłumaczeniem jest kwestia otwartych funduszy emerytalnych. Tutaj inwestorzy mogą obawiać się zwiększonej podaży akcji z uwagi na możliwe przeniesienie części środków do Funduszu Rezerwy Demograficznej oraz konieczność spieniężenia aktywów celem pokrycia opłaty przekształceniowej.
Jest tu jednak sporo znaków zapytania. Nie znamy szczegółowych przepisów, limity inwestycyjne w FRD mogą ulec zmianie, co zmniejszy potencjalną podaż akcji. Ponadto, w perspektywie widać już pracownicze plany kapitałowe, co w dłuższym horyzoncie czasowym powinno wesprzeć GPW. Pytanie więc, czemu inwestorzy nie są skłonni kupować tej przyszłości? Część z nich może bać się inwestować na GPW z uwagi na dużą ilość zmian w polskim prawodawstwie, co zawsze budzi ryzyko. Ten czynnik dotyczy jednak przede wszystkim inwestycji długoterminowych, a część zagranicznego kapitału na GPW ma charakter spekulacyjny.
Jedyną pewną kwestią jest zniechęcenie inwestorów indywidualnych do krajowego rynku, co widać narastająco po statystykach nabyć i umorzeń jednostek uczestnictwa funduszy inwestycyjnych. Zaufanie do rynku kapitałowego zostało w ubiegłym roku mocno nadwątlone. Nakłada się na to klęska funduszy absolutnej stopy zwrotu, mających teoretycznie zapewnić osiąganie zysku w każdych warunkach, co pokazało szereg ryzyk płynnościowych na GPW.
Czekać czy uciekać?
Trudno w tym momencie powiedzieć, co by mogło przekonać krajowy, rozdrobniony kapitał do powrotu na giełdę. Wsparciem kolejny raz mogą być niemal mityczne już PPK, które mogłyby wesprzeć stopy zwrotu krajowych indeksów. To jest jednak scenariusz już na 2020 rok, gdy otoczenie rynkowe może być zupełnie inne.
Tymczasem na świecie inwestorzy korzystali na ograniczaniu niemal wszystkich czynników ryzyka. Chodzi tu przede wszystkim o politykę amerykańskiej rezerwy federalnej oraz kwestię Brexitu. Istnieje wprawdzie ryzyko spowolnienia gospodarczego oraz przeniesienia różnych wojen handlowych na Europę. Jednak po notowaniach giełdowych indeksów można zauważyć, że czynniki te zeszły na dalszy plan.
Liderem wzrostów były Stany Zjednoczone, którym udało się nadrobić straty poniesione podczas obserwowanej w IV kwartale ubiegłego roku wyprzedaży, a nawet podnieść indeksy na poziomy nowych rekordów. W kwietniu giełdom za oceanem pomagał sezon publikowania wyników za pierwszy kwartał, w którym spółki tradycyjnie już ogłaszały rezultaty lepsze od oczekiwań analityków – choć warto zaznaczyć, że oczekiwania te były pesymistyczne. Biorąc zaś pod uwagę dobrą sytuację na amerykańskim rynku pracy, do bessy mamy jeszcze co najmniej kilka kwartałów. Nie oznacza to jednak, że nie będziemy już w tym roku świadkami znaczącej korekty na Wall Street.
Podsumowując, krajowy rynek akcji jest mocno opóźniony we wzrostach wobec swoich zagranicznych odpowiedników. Na pocieszenie można stwierdzić, że takie zjawiska były w historii obserwowane nie raz. Biorąc pod uwagę poziom obecnych wycen na GPW, powiedzenie Sell in may and go away (sprzedaj w maju i uciekaj) nie musi być w tym przypadku uzasadnione.

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

W Bournemouth docenili Boruca

Następny

Pan minister „Jojo”

Zostaw komentarz