2 grudnia 2024

loader

Bajdy na resorach

Pod rządami Prawa i Sprawiedliwości powinniśmy raz na zawsze zapomnieć o elektromobilności.
Ten artykuł nieprzypadkowo został opatrzony takim tytułem, jaki nosi książka Tomasza Domaniewskiego. Ów tytuł pasuje bowiem jak ulał do opowieści o polskim samochodzie elektrycznym – a mówiąc dokładniej, do tego, że nie będzie masowej produkcji polskiego samochodu elektrycznego.
Ta wiadomość oczywiście nie jest niczym nadzwyczajnym, bo przecież od zawsze było wiadomo, że opowieści premiera Mateusza Morawieckiego o tym, czego to rząd PiS nie zbuduje i nie stworzy są tylko propagandowymi bajaniami.
Jak zawsze w takich sytuacjach prawdziwe są jedynie pieniądze, jakie zarabia garstka obrotnych osób – w tym przypadku, na razie jest to spory kęs z ponad 70 mln zł, które państwo polskie, za pośrednictwem swoich spółek przekazało podmiotom, mającym stworzyć rodzimy elektropojazd.
Zabawne, że technicznym zorganizowaniem produkcji owego samochodu miała zająć się dla nas firma z Niemiec. Ale przecież jest oczywiste, że polskie przedsiębiorstwa nie mogłyby tego robić. Wiadomo, że gdyby nawet premier składał swe obietnice w dobrej wierze, to i tak pod rządami Prawa i Sprawiedliwości nie ma u nas możliwości intelektualnych, organizacyjnych czy technologicznych, by stworzyć i zorganizować masową produkcję jakiegoś nowoczesnego, zaawansowanego pojazdu wysokiej jakości. A już na pewno nie umielibyśmy go sprzedać
Tak zresztą jest ze wszystkim, w miarę innowacyjnym, co się w Polsce obiecuje, planuje czy zapowiada – z niebieskim laserem, grafenem, hyperloopem, podziemnym zgazowaniem węgla, budową nowych „Syren” i „Warszaw”, lekiem na koronawirusa i tak dalej. Wymieniać można bez końca.
Zawsze wtedy odbywa się tradycyjny rytuał: zapowiedź, że mamy plan, zbudujemy, że tylko trzeba założyć spółkę, zdobyć grant czy dotację, godziwie płacić szefom spółki (to się akurat zwykle w Polsce udaje), że sukces jest o krok, że już już, że trzeba tylko tu wydać, gdzieś załatwić, coś przepchnąć – i jak zawsze nic nie wychodzi. Wychodzą tylko pieniądze podatników, pompowane w takie przedsięwzięcia organizowane przez spryciarzy. To wszystko powtarza się z nużącą już regularnością.
Już dawno Wielopolski zauważył, że dla Polaków czasem można coś dobrego zrobić, ale z Polakami nigdy. A jeszcze wcześniej Kochanowski pisał: Nową przypowieść Polak sobie kupi, że i przed szkodą, i po szkodzie głupi. Obaj nie spodziewali się, że ich słowa tak świetnie sprawdzą się w polskiej gospodarce.
Teraz nasz festiwal teoretycznych pięknych planów i faktycznej niemożności, widzimy na przykładzie polskiego samochodu elektrycznego. Prototyp naszego rodzimego elektromobila miał być gotowy w 2018 r. Oczywiście nie był. W tymże 2018 r. miała ruszyć krótkoseryjna produkcja tego pojazdu. Oczywiście nie ruszyła. Miała powstawać fabryka, która będzie je wytwarzać na większą skalą. Oczywiście żadna fabryka nie powstała – ale za to potencjalnych lokalizacji jest ponoć aż 17, więc polscy specjaliści będą się jeszcze długo głowić nad wyborem.
Powstała za to – i działa w najlepsze już od 2016 r. – spółka Electro Mobility Poland, która ma się jakoby zajmować doprowadzeniem do uruchomienia produkcji rodzimego samochodu elektrycznego. Spółka jest państwowa, finansują ją inne państwowe firmy, godziwie się w niej zarabia. Ma stworzyć polskie auto elektryczne – ale nie będzie się zajmować tak poziomą czynnością, jak sama produkcja elektromobila. Bo przecież łatwiej planować, tworzyć projekty, snuć wizje, koordynować – niż cokolwiek rzeczywiście wyprodukować. Sprawami technicznymi mieli się więc zająć Niemcy. Dla ich firm to akurat nie nowina, bo samochody elektryczne produkują już od dawna. Polska spółka natrudziła się natomiast nad ogłoszeniem konkursu na projekt karoserii.
Polska wprawdzie elektro-auta nie produkuje i nie będzie masowo produkować, lecz spółka Elektro Mobility Ponad zapowiedziała na 28 lipca prezentację prototypu. Prezentację internetową, powszechną, bo też i powszechne, wedle zapowiedzi, ma być nasze auto eletryczne. Taki elektro-Volkswagen dla ogółu Polaków. No, powiedzmy, dla bogatszego ogółu, bo najpierw miało to być w miarę tanie auto, ale ostatnio zdecydowano się na produkcję pojazdu z wyższego i droższego segmentu – ponoć żeby szybciej na siebie zarobił i zwrócił koszty wytwarzania.
Zabawne są takie rojenia, w sytuacji, gdy nie wiadomo nawet czy i gdzie powstanie fabryka takich aut. Ewentualnych cen jeszcze nie podano, ale już wiadomo, że nie będą niskie -a wśród potencjalnych nabywców znajdą się głównie firmy państwowe (zwłaszcza te, co finansują spółkę Elektro Mobility Poland), które nie muszą liczyć się z kosztami.
Skoro będą ceny, to można założyć, że gdzieś i kiedyś zapewne jednak ruszy na chwilę małoseryjna produkcja „polskiego” elektrosamochodu. Będzie kompletnie nieopłacalna (opłaci się tylko niemieckiej firmie, która ma ją wdrożyć) lecz prawdopodobnie potrwa przez jakiś czas ze względów propagandowych – żeby pokazać, jak rząd PiS dotrzymuje słowa. Można przewidywać, że rozpoczęcie tej produkcji przypadnie na termin którychś wyborów parlamentarnych.
Słowo „polskiego” nie bez powodu zostało wzięte w cudzysłów, bo ów elektromobil, jeśli w ogóle powstanie, niewiele polskiego będzie mieć w sobie. Design – Włosi (jakby już zapomniano o ogłoszonym w Polsce konkursie na projekt nadwozia), baterie – nie wiadomo kto, integracja techniczna (nie bardzo wiadomo co oznacza ten termin, ale zapewne chodzi po prostu o zorganizowanie i wdrożenie produkcji) – Niemcy, montaż – nie wiadomo kto, gdzie i kiedy, znaczek na karoserii – oczywiście Polska.
To tak jak z rajdowymi polskimi Fiatami, opisywanymi w latach siedemdziesiątych przez wspomnianego Tomasza Domaniewskiego. One też polski miały tylko znaczek na karoserii.
Praktycznie wszystko jest więc niewiadomą. Ale, choć jeszcze nic nie powstało, mamy już naszą własną „historię zmagań z samochodem elektrycznym”, jak to pięknie określił wicepremier Jacek Sasin.
Wicepremier zapewnił, że Polska jest od strony technologicznej już doskonale przygotowana do wytwarzania elektromobila. Żadnym problemem dla naszego kraju nie byłoby też zbudowanie fabryki i uruchomienie produkcji samochodu elektrycznego. Są również na to pieniądze (pochodzące oczywiście od firm państwowych). Jest tylko jedno „ale” (w wielkich polskich projektach, praktycznie zawsze jest jakieś „ale”).
Otóż, jak wnikliwie wyłuszczył wicepremier Sasin, w dzisiejszych czasach niesłychanie trudno wejść z nowym produktem na rynek – właśnie takim jak polski elektromobil. To wchodzenie nie może się więc odbywać pochopnie i na łapu-capu.
I właśnie te przewidywane kłopoty z wejściem na rynek są przyczyną tego, że koncepcja produkcji polskiego elektroauta stanęła pod znakiem zapytania. Wicepremier Sasin zapewnił, że Polska się broń Boże nie wycofuje (co należy rozumieć tak, że się właśnie wycofuje – ale trzeba rozważyć, to, czy dziś, przy tak wielkiej konkurencji, jaką dla nowej polskiej marki byłyby koncerny zagraniczne, będziemy w stanie skutecznie sprzedać nasze elektropojazdy? Rząd zamierza więc pracować nad rozwiązaniem tego problemu.
No, cóż za zaskoczenie! Kto mógłby przypuszczać, że nagle, po czterech latach intensywnych podobno prac nad polskim autem elektrycznym, pojawi się tak niezwykły problem, jak kwestia sprzedaży naszego pojazdu!.
Czyli, to absolutnie oczywiste, najbardziej podstawowe przy podejmowaniu jakiejkolwiek działalności gospodarczej, pytanie: czy uda się sprzedać, to co zostanie wyprodukowane? – okazało się czymś nieoczekiwanym dla rządu PiS – i dopiero teraz będzie on się zastanawiać, czy znajdzie na nie odpowiedź. Warto więc od razu rozwiać wszelkie wątpliwości – na pewno nie znajdzie.
A polskiemu samochodowi elektrycznemu trzeba serdecznie pomachać na dowidzenia, jak tylu już naszym wspaniałym zamierzeniom i wizjom.
Na koniec należy wyjaśnić wicepremierowi Sasinowi i całemu rządowi PiS, że znalezienie odpowiedzi na pytanie: czy będziemy w stanie sprzedać nasze elektropojazdy? – jest jednak nadzwyczaj proste.
Oczywiście, że będziemy w stanie! Wystarczy, że wyprodukujemy tańsze, lepsze i bardziej niezawodne samochody elektryczne od tych, które wytwarzają inni. Dla kraju, rządzonego przez tak wspaniałą ekipę, jak rząd Prawa i Sprawiedliwości, spełnienie tych skromnych warunków nie będzie żadnym problemem.

Andrzej Dryszel

Poprzedni

Gospodarka 48 godzin

Następny

Warto nosić kask

Zostaw komentarz