Niektóre z państw europejskich dość łatwo decydują się na zamknięcie gospodarki, gdyż jest to dla nich ekonomicznie trudny, ale nie zabójczy ruch. Dla polskiej gospodarki może jednak być zabójczy.
Przedsiębiorcy w Polsce są w coraz większej desperacji i zaczynają łamać narzucone przez rząd ograniczenia w prowadzeniu działalności gospodarczej, korzystając z tego, że nie mają one właściwej podstawy prawnej. Zaczęło się to w branży turystycznej i gastronomicznej, ale protest wobec polskiego lockdownu narasta niemal z każdym dniem.
Wyrazem nastrojów ludzi działających w gospodarce stał się między innymi list otwarty prezesa Związku Przedsiębiorców i Pracodawców Cezarego Kaźmierczaka do premiera Mateusza Morawieckiego. Szef ZPiP pisze co następuje:
„Szanowny Panie Premierze, zwracam się do Pana z apelem o przywrócenie ogłoszonej w listopadzie mapy drogowej dotyczącej gospodarki w czasie pandemii. Ogłoszona mapa spotkała się z bardzo dobrym przyjęciem, wskazywała jasne kryteria, którymi będzie kierował się rząd w zarządzaniu kryzysem COVID-19.
Niestety, na skutek jakichś wróżb – rząd bez słowa wytłumaczenia, wycofał się z mapy ogłaszając pełny lockdown. Czemu wróżb? Nie istnieje chyba żaden oficjalny dokument, badanie czy analiza, które wskazywałoby konieczność takiego rozwiązania. Pytałem o to wielu osób – nikt o niczym takim nie wie i nie słyszał.
Ja oczywiście rozumiem tą atmosferę, w której kompetencje i fachowość budowane są przez to kto głośniej i mocniej straszy. Ale naprawdę może czas się od tego wyzwolić – korzystając z rady Jacka Welcha: „Wierzymy Panu Bogu, pozostali proszeni są o pokazanie dowodów”. Pan poprosi ich o dowody. Puszczanie sobie filmów, to trochę za mało.
Wszystko wskazuje na to, że z pandemią przyjdzie nam jeszcze żyć jakiś czas. I trzeba mieć odwagę spojrzeć faktom w oczy – musimy się nauczyć z nią żyć. Albo cofnąć się w poziomie życia i rozwoju o dekadę lub dwie.
Panie Premierze! Nie stać nas dalej. Nie jesteśmy bogatym krajem zachodnim. Cena lockdownu (liczona jako ubytek produktu krajowego brutto) w Niemczech to 3,5 miliarda euro tygodniowo. Hipotetycznie zatem, dwa lata zamknięcia gospodarki to dla Niemców koszt około 360 miliardów euro. PKB per capita zmniejszyłby się z poziomu ok. 41 tysięcy euro do ok. 37 tysięcy euro.
Nominalny PKB per capita Polski w 2019 roku wynosił ok. 13 tysięcy euro. Innymi słowy, po dwóch latach lockdownu Niemcy zbiednieliby, ale wciąż byliby nominalnie prawie trzykrotnie zamożniejsi od Polaków w szczycie koniunktury – to pokazuje, że niektóre z państw europejskich stosunkowo łatwo decydują się na zamknięcie gospodarki, ponieważ jest to dla nich ekonomicznie trudny, ale nie zabójczy ruch.
Według deklaracji wicepremiera Jarosława Gowina, miesiąc lockdownu w Polsce to koszt 100 mld zł. Nawet zakładając, że realnie byłby on o połowę niższy i zbliżony do tego podawanego w szacunkach dla Niemiec, czyli wynosił 50 mld zł, skutkiem zamykania gospodarki jest w naszym przypadku nie względne zubożenie, lecz cofnięcie się w gospodarczym rozwoju o dekadę.
Przyjmując powyższą wartość możemy założyć, że każdy miesiąc lockdownu prowadzi do obniżenia PKB per capita o 2 proc. Innymi słowy, każdy kolejny miesiąc utrzymywania ograniczeń oznacza pogrzebanie połowy wzrostu gospodarczego osiągniętego w 2019 roku. Tak dalej się nie da. Z czego to sfinansujecie?
Nie zamkniecie COVID-19 w domach i zamkniętych firmach. Obok kryzysu pandemicznego fundujemy sobie gigantyczny kryzys gospodarczy. Jesteśmy na krawędzi rozlania się zarazy poza 50 dotkniętych sektorów. Czas biegnie w tygodniach, nie w miesiącach. Czas wracać do pracy (w reżimie DDM – czyli dystans, dezynfekcja, maseczka). Zróbmy to korzystając z listopadowej mapy. Z poważaniem”.
Ten apel szefa Związku Przedsiębiorców i Pracodawców najprawdopodobniej pozostanie bez należytego odzewu. Rząd PiS nie zwykł bowiem wysłuchiwać uwag partnerów społecznych – a gdyby nawet zechciał wziąć je pod uwagę, to nieudolność obecnej ekipy nie pozwoli na racjonalne odmrożenie polskiej gospodarki.