Depresja bankiera
Bankierzy z pesymizmem patrzą na rynek pracy. Widzą, że w bankach ciągle rośnie nacisk na wyniki, a wynagrodzenia stoją w miejscu. Gorzej niż przed rokiem oceniają także swoje szanse na rynku pracy. 30 proc. z nich ocenia, że prawdopodobieństwo utraty pracy w ciągu kolejnego roku jest wysokie lub bardzo wysokie. Takie właśnie są wyniki badania „Jak się pracuje w bankach?”, przeprowadzonego w połowie tego roku przez Bankier.pl. Tak więc obawy bankierów o miejsce pracy nie znikają. I słusznie, bo banki nadal tną zatrudnienie. To długoterminowy trend, który widać w danych Komisji Nadzoru Finansowego. Potwierdzają to również sami zainteresowani. 39 proc. respondentów w badaniu Bankiera pl. wskazało, że w 12 miesiącach poprzedzających sondaż w ich dziale miały miejsce „trwałe redukcje stanowisk pracy”. O subiektywnym poczuciu zagrożenia utratą pracy świadczą odpowiedzi na pytanie, gdzie respondenci mieli wskazać prawdopodobieństwo zwolnienia w najbliższych 12 miesiącach. 10 proc. ocenia je jako bardzo wysokie, zaś 20 proc. wskazało na „wysoki poziom zagrożenia”. Grupa spokojnych o zatrudnienie była najmniej liczna od 2016 r. i wynosiła zaledwie 12 proc. Pochodną oceny sytuacji na rynku pracy były odpowiedzi na pytanie o szacowany czas poszukiwania nowego miejsca pracy. 14 proc. badanych wskazało, że znalezienie pracy zajmie im ponad sześć miesięcy (to najwyższy, kiedykolwiek zauważony odsetek takich wskazań wśród bankierów). Natomiast 21 proc. (to także najwyższy wynik) wybrało odpowiedź „4-6 miesięcy”. Zaledwie co dziesiąty respondent spodziewa się, że poszukiwania nowego zatrudnienia zajmą mu mniej niż miesiąc.
Realna koniunktura
Wskaźnik koniunktury PMI dla przemysłu w Polsce, podawany przez Markit, w sierpniu tego roku wyniósł 50,6 pkt. W kryzysie gospodarczym spowodowanym pandemią jest to dosyć dobry wynik, wskazujący na lekki optymizm przedsiębiorców i rozwój gospodarczy (bo wynosi powyżej 50 pkt). Tym niemniej jest on niższy od wskaźnika PMI w lipcu 2020 r., który wynosił 2,8 pkt. Ten spadek koniunktury wynikał m.in. z niewielkiej liczby nowych zamówień i wolniejszego tempa wzrostu produkcji, a także z powodu ogólnego osłabienia nastrojów, spowodowanego tym, że działania rządu nie doprowadziły do skutecznego zwalczania pandemii koronawirusa, która – wbrew oczekiwaniom rozbudzanym przez rząd PiS – nie stała się mniej groźna i wcale nie osłabła podczas letnich miesięcy. Spadek wskaźnika PMI w sierpniu wydawał się nieuchronny, bo w lipcu odnotował on najwyższą wartość od dwóch lat (aż 52,8) – choć wynikało to głównie z optymistycznych wypowiedzi prominentów PiS, którzy chcieli w ten sposób poprawić szanse wyborcze Andrzeja Dudy. Nie wynikał natomiast z rzeczywistego stanu naszej gospodarki. Można więc powiedzieć, że sierpień przyniósł weryfikację tego nieuzasadnionego optymizmu – i powrót do bardziej realnych ocen dotyczących koniunktury w gospodarce. A prawda jest taka, że warunki gospodarcze dla funkcjonowania polskiego przemysłu stopniowo się poprawiają, lecz wciąż w powolnym tempie.