7 listopada 2024

loader

Jak wykorzystuje się epidemię

Dla prominentów z Prawa i Sprawiedliwości celem numer jeden jest sukces w wyborach prezydenckich. Wszystko inne mniej się liczy.

Niedawno napisaliśmy w „Trybunie” o tym, w jaki sposób prominenci Prawa i Sprawiedliwości wykorzystują epidemię koronawirusa do swoich niskich celów pseudopolitycznych, i jak grają życiem i zdrowiem Polaków.

Dygnitarzami, którzy osiągnęli wtedy szczyt cynizmu okazali się wicemarszałek Senatu Stanisław Karczewski oraz jego koledzy, senatorzy z Prawa i Sprawiedliwości. Korzystając z epidemii, wystąpili oni do senatorów z PSL, aby ci zerwali współpracę z PO, przeszli na ich stronę – i w ten sposób „odbili” Senat dla Prawa i Sprawiedliwości.

Pretekstem do tego wezwania stał się zimowy wyjazd narciarski marszałka Tomasza Grodzkiego do Włoch. Od razu po przyjeździe wrócił on do pracy – co wywołało udawane „oburzenie” wicemarszałka Karczewskiego oraz senatorów PiS, którzy uznali to za nieodpowiedzialność i narażanie na szwank życia i zdrowia Polaków. Zażądali więc, by odwołać go ze stanowiska marszałka Senatu.

Wicemarszałkowi Karczewskiemu oraz senatorom PiS oczywiście nie przeszkadzało, że dokładnie tak samo postąpił minister zdrowia Łukasz Szumowski, który również był na nartach we Włoszech. Nie przeszkadzało to również propagandystom z rządowej telewizji „publicznej”, szczującym na marszałka Grodzkiego.

W „Trybunie” zapytaliśmy wtedy (retorycznie) wicemarszałka Karczewskiego oraz senatorów z Prawa i Sprawiedliwości: Jak mogliście upaść aż tak nisko?.

Na szczytach cynizmu

Teraz okazało się, że na szczyt cynizmu, zdobyty przez wicemarszałka Karczewskiego oraz senatorów z PiS, ochoczo weszli inni dygnitarze Prawa i Sprawiedliwości. Tym razem wykorzystują oni epidemię koronawirusa do tego, by maksymalnie ułatwić reelekcję prezydentowi Andrzejowi Dudzie.

Ze względu na epidemię, jego konkurenci musieli zawiesić kampanię wyborczą – natomiast prezydent jeździ, spotyka się, odbywa „gospodarskie wizyty” na wzór Edwarda Gierka. W przypadku prezydenta i jego świty nie ma znaczenia, że te spotkania mogą ułatwiać rozprzestrzenianie się koronawirusa. Im wolno.

Wszyscy zdroworozsądkowo myślący ludzie uważają, że w związku z epidemią, wybory prezydenckie powinny zostać przesunięte. Oczywiste jest przecież, że sytuacja, w której publicznie pojawia się tylko jeden kandydat, ogranicza szanse pozostałych. Oczywiste też, że same wybory: głosowanie czy praca w komisjach wyborczych, będą sprzyjać rozwojowi epidemii.

Dla działaczy PiS to wszystko nie ma jednak znaczenia. Liczy się wykorzystanie epidemii koronawirusa dla ułatwienia reelekcji Andrzeja Dudy. Dlatego nie chcą oni wprowadzenia stanu wyjątkowego, który spowodowałby przesunięcie wyborów prezydenckich.

Stan wyjątkowy można wprowadzić na mocy art 230 Konstytucji RP, który stanowi, że: „W razie zagrożenia konstytucyjnego ustroju państwa, bezpieczeństwa obywateli lub porządku publicznego, Prezydent Rzeczypospolitej na wniosek Rady Ministrów może wprowadzić, na czas oznaczony, nie dłuższy niż 90 dni, stan wyjątkowy na części albo na całym terytorium państwa. Przedłużenie stanu wyjątkowego może nastąpić tylko raz, za zgodą Sejmu i na czas nie dłuższy niż 60 dni”.

Czyli, wybory prezydenckie mogłyby zostać przesunięte o maksymalnie 240 dni. Zgodnie bowiem z art. 228 Konstytucji o stanach nadzwyczajnych (do których Konstytucja zalicza stan wyjątkowy), „W czasie stanu nadzwyczajnego oraz w ciągu 90 dni po jego zakończeniu nie może być skrócona kadencja Sejmu, przeprowadzane referendum ogólnokrajowe, nie mogą być przeprowadzane wybory do Sejmu, Senatu, organów samorządu terytorialnego oraz wybory Prezydenta Rzeczypospolitej, a kadencje tych organów ulegają odpowiedniemu przedłużeniu”.

Nic nadzwyczajnego

Dla każdego oczywiste jest, że w Polsce mamy obecnie stan zagrożenia bezpieczeństwa obywateli, dokładnie taki jak opisuje art. 230 Konstytucji. Ale dla prominentów PiS rozwój epidemii jest nieważny. Ważne, żeby dzięki niej Andrzej Duda mógł wygrać w wyborach.

Zdaniem działaczy PiS nie ma więc powodu, by wprowadzać stan wyjątkowy i odkładać wybory prezydenckie. Jak widać, według nich wszystko w Polsce przebiega normalnie, nie dzieje się nic nadzwyczajnego, nie istnieje żadne zagrożenie dla ludzkiego bezpieczeństwa.

Poseł Adam Bielan jako pierwszy pośpieszył z usłużnym zapewnieniem, iż: „Nie ma możliwości przesunięcia wyborów, chyba, że w Polsce zostanie wprowadzony któryś ze stanów nadzwyczajnych”. Dodał też, że po 1989 roku to się jeszcze nie zdarzyło – i nie wyobraża on sobie takiej sytuacji.

W cyniźmie znacznie przebił go jednak rzecznik prezydenta Błażej Spychalski, który expressis verbis ogłosił, że nie są spełnione przesłanki konstytucyjne dla wprowadzenia stanu nadzwyczajnego. Poradził też opozycji, że skoro tak chętnie powołuje się na Konstytucję, to warto, aby się z nią zapoznała.

Czy Błażej Spychalski naprawdę wierzy w to, że nikt nie zajrzy do art. 230 Konstytucji, gdzie stoi napisane jak wół, że w razie zagrożenia bezpieczeństwa obywateli można wprowadzić stan wyjątkowy?

Błażejowi Spychalskiemu trzeba jednak współczuć. W ludziach warto przede wszystkim dostrzegać dobro (nawet gdy jest to trudne). Dlatego należy przyjąć, że dobrowolnie nie mijałby się on z prawdą aż tak bardzo i aż tak cynicznie. Najprawdopodobniej kazano mu tak mówić, co pozwala go zrozumieć, ale oczywiście nie usprawiedliwić. Czyżby nakaz popłynął od samego Jarosława Kaczyńskiego, który na czas zarazy zniknął z życia publicznego – zapewne po to, by nie kojarzono go z trudnościami i niepowodzeniami, ale wyłącznie z sukcesami?

Wirus przeszkadza, ale jesienią

Błażejowi Spychalskiemu ochoczo sekunduje premier Mateusz Morawiecki, który w rządowej telewizji „publicznej” oświadczył, iż: „Wybory prezydenckie powinny się odbyć w zaplanowanym terminie”. Premier wyjaśnił, że przeprowadzenie wyborów w terminie majowym jest dlatego ważne, gdyż jesienią mogą nastąpić rozmaite nieprzewidziane okoliczności, takie jak na przykład nawrót koronawirusa.

Czyli, według premiera jesienią nie możnaby przeprowadzić wyborów ze względu na możliwy nawrót epidemii. Natomiast 10 maja jak najbardziej można je przeprowadzić – bo na początku maja epidemia nie przeszkadza.

Odezwała się też marszałek Sejmu Elżbieta Witek. Ogłosiła ona, iż państwo dołoży wszelkich starań, aby wybory prezydenckie odbyły się w zaplanowanym terminie.

Cóż, nikt w to nie wątpi. Szkoda tylko, że państwo nie dokłada wszelkich starań, aby zwalczyć epidemię koronawirusa.

Andrzej Dryszel

Poprzedni

Gospodarka 48 godzin

Następny

Czy każdy jest zdolny do zdalnej?

Zostaw komentarz