8 listopada 2024

loader

Reprywatyzacja po warszawsku

Ponad 1500 stołecznych nieruchomości może być objętych roszczeniami reprywatyzacyjnymi, które są efektem dekretu Bieruta. To blokada inwestycji i ludzkie dramaty, bo rządzący od lat zdają się nie widzieć problemu. Mało tego – rząd właśnie odmówił Warszawie wypłaty dwustu milionów złotych, które miały być przeznaczone na wypłatę odszkodowań.

Skrzyżowanie Marszałkowskiej z Królewską w Warszawie. Boisko, stoliki do gry w szachy, rampy dla rolkarzy i skatów, czyli skwer sportów miejskich. Miał być w tym miejscu dwa lata temu, ale nie ma, bo choć dzielnica Śródmieście zapewniała, że dysponuje środkami na inwestycję, nie udało się jej zrealizować przez roszczenia spadkobierców byłych właścicieli terenu.

Problem reprywatyzacyjny Warszawy trwa od lat. Choć obecna władza stolicy wciąż narzeka, że roszczenia blokują wiele miejskich inwestycji i wyraźnie nadszarpują jej budżet, Platforma Obywatelska nie zrobiła w tej sprawie nic. A mogła. Hanna Gronkiewicz-Waltz jest przecież wiceprzewodniczącą partii, która przez osiem lat, razem z Polskim Stronnictwem Ludowym, współrządziła krajem. Była szansa na rozprawienie się z przeszłością. Ostatecznie w przedwyborczym wyścigu „na szybko” napisano tzw. małą ustawę reprywatyzacyjną. Przeciwko zapisom przygotowanym z inicjatywy między innymi senatora Platformy Obywatelskiej – Aleksandra Pocieja, protestowały środowiska związane ze spadkobiercami byłych właścicieli warszawskich nieruchomości. Najgłośniej oponowało „Stowarzyszenie Dekretowiec”. Walczyć się opłacało, bo choć małą ustawę reprywatyzacyjną przyjęły obie izby parlamentu, nie podpisał jej, były już prezydent, Bronisław Komorowski. Uznał, że faktycznie zbyt wiele jej zapisów budzi wątpliwości i skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego. A ten, patrząc na zamieszanie, jakie wokół niego powstało, jeszcze długo małą ustawą reprywatyzacyjną się nie zajmie.

Według mapy roszczeń dekretowych, którą przygotowało Stowarzyszenie „Miasto jest nasze”, na terenie stolicy wśród ponad półtora tysiąca nieruchomości zagrożonych reprywatyzacją są między innymi parki, szkoły, przedszkola, przychodnie zdrowia. Ale także kamienice, których lokatorzy po odzyskaniu nieruchomości przez spadkobierców byłych właścicieli, w wielu przypadkach przeżywają prawdziwy dramat. Budynek, zlokalizowany w atrakcyjnym punkcie miasta, jest jak wygrana na loterii. Gorzej, jeżeli są w nim lokatorzy, których miasto, nie widzieć czemu, oddaje razem z nieruchomością. Odcięty gaz, woda, ogrzewanie i bardzo wysoki czynsz – to tylko niektóre z metod stosowanych przez nowych właścicieli, aby zmusić tych nieugiętych do opuszczenia swoich lokali. Ludzie mówią wprost, że pójść nie mają gdzie, a Ratusz każe im czekać w kolejce na przyznanie innego lokalu. To może trwać latami.

Rozwiązaniem problemu roszczeń nie zajmuje się też obecna władza. Prawo i Sprawiedliwość nie kryje swojej niechęci wobec Warszawy, którą wciąż rządzi Platforma Obywatelska. Teraz stolica nie otrzymała dwustu milionów złotych na odszkodowania reprywatyzacyjne. Pieniądze Sejm przyznał miastu w 2013 roku. Miały trafić na konto stolicy w latach 2014-2016. Co roku dwieście milionów złotych. Dlaczego zatem w tym roku tak się nie stało? Według Marka Suskiego z PiS, skoro Warszawę stać na olbrzymie nagrody dla urzędników, stać ją także na wypłatę odszkodowań.

Dotychczas Warszawa na wypłatę odszkodowań wydała ponad miliard złotych. Prawie jedna trzecia tej kwoty pochodziła z rządowej dotacji. Teraz, bez dwustu milionów złotych, które były zaplanowane w miejskim budżecie, pojawia się duży problem. Odszkodowania trzeba wypłacić, bo tak w 561 przypadkach nakazał sąd. Kolejnych 400 wniosków czeka na rozpatrzenie. Co tym razem padnie ofiarą reprywatyzacyjnych roszczeń? Jeśli nie nieruchomości, to pieniądze. Cięcia budżetowe z powodu brakujących dwustu milionów złotych, dotknęły właśnie między innymi Instytut Głuchoniemych. Na tym zapewne nie koniec.

Jolanta Bujalska

 

 

 

trybuna.info

Poprzedni

Reprywatyzacja po warszawsku

Następny

Zniechęcanie do gotówki