Jesteśmy u progu triduum wyborczego do wszelakich władz krajowych a dodatkowo do parlamentu Unii Europejskiej.
Scena polityczna od kilku lat została zabetonowana sporem o władzę między obecną prawicową koalicja (czytaj PIS) a PO. Obie te partie walczą ze sobą bezpardonowo, chociaż co do pryncypiów nie są tak bardzo od siebie odległe. Obie są prawicowe uznają kapitalistyczne zasady funkcjonowania rynku i demokrację burżuazyjną. Skonfliktowały się walcząc o rząd dusz.
O Polskę należy się spierać nawet kłócić, ale spór PIS – PO stał się personalny, co nie służy dobru obywateli.
Mamy, więc obóz władzy i uległego prezydenta, ze sporym poparciem społecznym. Formacja ta metodycznie podporządkowuje sobie organy państwa prawa. Mamy także opozycję parlamentarną, na którą składa się PO z koalicjantem a jednocześnie konkurentem, to Nowoczesna. Pomiędzy nimi obija się Kukiz 15 deklarująca antysystemowość, lecz ze względów pragmatycznych romansująca z PIS.
Obóz władzy jest jednolity ideologicznie, jego celem jak się wydaje, jest stworzenie ustroju zwanego niekiedy kapitalizmem państwowym, z tzw. demokracją wyborcza (poza wyborami obywatele mają ograniczony wpływ na losy kraju)
Prawica sejmowa dzięki uzyskaniu w wyborach dominującej pozycji, pełnymi garściami korzysta z dostępnych jej środków w celu utrzymania poparcia społecznego. Mamy tu do czynienia z rozdawnictwem lub populizmem mylnie określanym, jako domena lewicy
Prawica nie cofa się nawet przed moralnie wątpliwymi środkami manipulacji społeczeństwem, jak zafałszowanie historii, wywoływaniem demonów nacjonalizmu i ksenofobii.
Dlaczego to robi? Bo może.
Opozycja parlamentarna nie może. Ze względu na tzw., arytmetykę sejmową nie jest skuteczna w procesie tworzenia prawa. Może, więc jedynie w sejmie lub po za nim dyskredytować działania prawicy. Niestety w swojej argumentacji nawołuje do przywrócenia poprzedniego status quo, zapominając, dlaczego została od władzy odsunięta przez wyborców. W debatach sejmowych słyszymy z obu stron jedynie przysłowiowe argumenty „ a u was biją cyklistów”.
I tu właśnie jest pies pogrzebany
Politycy i w dużym stopniu media, które dzielą się podobnie jak scena polityczna, wykreowały pojęcie OPOZYCJA. Po jednej stronie obóz władzy po drugiej cała reszta. Takie postrzeganie rzeczywistości jest fałszywe. I traktuje tzw. opozycję przedmiotowo. Przecież ta cała reszta to partie, ruchy społeczne organizacje i środowiska o zróżnicowanych poglądach, czasem zantagonizowane. Jeżeli mamy mówić o demokracji to powinny mieć one szansę prezentowania swojego pomysłu na Polskę a tak powszechnie przywoływany suweren korzystałby świadomie ze swojego prawa wyborczego.
Jestem socjalistą. Gdybym uważał, że moja wizja Polski jest gorsza od innych to bym nim nie był. Nie widzę sensu w zawieraniu porozumień i sojuszów ze środowiskami neoliberalnymi czy też konserwatywnymi. Każda z partii obecnych na rynku politycznym nawołuje do jednoczenia się jakiejś abstrakcyjnej globalnej opozycja, oczywiście to ta partia będzie hegemonem w takim porozumieniu.
Natomiast widzę sens w globalnej debacie zróżnicowaniu mediów, tworzeniu forów dyskusyjnych o masowym dostępie.
Ale może nie mam racji? Jestem kolejną gadającą głową? Może taki twór jak globalna opozycja ma rację bytu?
W taki razie niech, przed wyborami do Sejmu RP powstanie Komitet wyborczy opozycji. Liderów wybierze się czysto pragmatycznie. Podobnie kandydatów na posłów. Program jest zbędny, zresztą w takim kotle poglądów byłoby to niemożliwe. Jest jeden cel odsunąć PIS od władzy.
Po wygranych wyborach jedynym zadaniem parlamentu byłoby posprzątanie, przywrócenie państwa prawa i rozliczenie poprzedników. A potem sejm musiałby się rozwiązać, bo zrealizowałby wszystko, do czego byłby zdolny.
Czy ktoś zagłosuje na powyższą opcję?