Na wstępie oddajmy głos przenikliwemu krytykowi. Jan Marx (zbieżność nazwiska przypadkowa) tak napisał o prozie Stanisława Swena Czachorowskiego (1920-1994): „rozmigotany kram z różnościami Swena, malarze dawni, muzycy dawni i współcześni, atom, mezony, astronautyka, loty kosmiczne, astronomia, czasoprzestrzeń, relatywistka – a obok tego stragan odpustowy z kogutkami, figurkami, seryjnymi dewocjonaliami. Świątki, straszydła, zmory, duchy. Ten kram jest jak „sen papugi o pawiu zwariowanym również”. Poetyka snu, schizofreniczna gonitwa myśli, dowolność rekwizytu, kalejdoskopowa logika ciągów asocjacyjnych. Semantyka alogiczna, kuglarstwo słów, prestidigitatorstwo skojarzeń i gry wyobraźni. Wszechmobilizacja tego co kalekie, chrome, nieporadne, brzydkie, marne25. Turpizm totalny. Dramat losu, mroczna erotyka. Bezsens istnienia w warstwie refleksyjnej jest skontrapunktowany w warstwie behawiorystycznej pogańską radością życia, uciechy, wesela, draki – homo ludens to rzeczywisty bohater Czachorowskiego”. I co wy na to
Szanowni Czytelnicy?
Tak, tak, nawet Wy, smakosze prozy ambitnej i niekomercyjnej? Dacie radę? Z kolei wybitny pisarz Władysław Terlecki tak pisał o „Pejzażu” : „to proza bardzo ornamentacyjna, sprawiająca niekiedy wręcz wrażenie przesytu, nasuwająca skojarzenie z przesadnym, śmietnikowym chaosem”. Za kartą tytułową „Pejzażu Gnojnej Góry” stara fotografia Swena, w bieli i dziwnym „turbanie” na głowie, do złudzenia przypominająca błazeńskie fotografie Witkacego. Czy Swen poznał Witkacego? Nie wiem, choć z metrykalnego punktu widzenia, jako bardzo młodemu człowiekowi, mogło mu się to teoretycznie przydarzyć. Był natomiast przyjacielem młodszego o trzy lata Mirona Białoszewskiego. I choć bardzo często mamy do czynienia z fenomenem przyjaźni osobowości kontrastowych, to w tym przypadku tak nie było. Bo właśnie jeśli – w trybie czysto użytkowym i niezobowiązującym – , szukać dla prozy Czachorowskiego podobieństw, pokrewieństw, filiacji, to właśnie z prozą Mirona łączy ją najwięcej, choćby w ludycznej gorączkowości przypominającej „Pamiętnik z powstania warszawskiego”. Jest od prozy Mirona zupełnie, kompletnie inna, a jednocześnie podobna, w generalnej metodzie, w niepohamowanym słowotwórstwie, w tej lawinie żywiołu życia, w rozmigotaniu portretowanej egzystencji, w anarchizmie opisu, w anarchii leksykalnej, w kalejdoskopowości, w antyliterackości materii literackiej. Janusz Maciejewski nazwał prozę Swena „pozornie nieuporządkowaną”, „świadomie antyliteracką” i „magnetofonową”. I on też porównywał tę prozę do francuskiej „nowej powieści” („nouveau roman”), zwłaszcza do Alaina Robbe-Grillet. Szukałbym jeszcze podobieństw do niektórych zjawisk prozatorskich z kręgu „zbereźników” czyli kręgu pisarzy nurtu wykreowanego przez Henryka Berezezę, demiurga polskiej krytyki literackiej, „papieża” jej „offowego” pasma. Można tu też być może dopatrzeć się refleksów bliskich ekspresjonistycznej prozie Kadena Bandrowskiego czy Leonarda Buczkowskiego, podobieństw do wszystkich tych zjawisk w literaturze, w których tworzenie nowego języka i eksperymenty lingwistyczne są kluczowe, czyli choćby także do prozy Tadeusza Nowaka. Jednak „asocjorodność” (neologizm godny Jana Marxa) prozy Swena nie jest łatwa do wyczerpania. Autor posłowia do „Pejzażu Gnojnej Góry” Karol Samsel stwierdza: „Barokową przerostowość (określenie Marty Wyki – przyp. KL) „Pejzażu Gnojnej Góry” można by przekonująco wyjaśnić podobieństwem kształtu utworu do „Gargantui i Pantagruela” François Rabelais oraz „Colas Breugnon” Romain Rollanda”. No tak, forma formą, ale może zapytać ktoś, o czym ta proza opowiada, jeśli o czymś opowiada, czy jest w niej jakaś fabuła, intryga, narracja, czy też jest zupełnie wypreparowana z jakiejkolwiek realności? Fabuły w klasycznym sensie tu nie ma, ale jest ten „Pejzaż” jednak także jakimś konkretnym pejzażem, przedwojennej Warszawy Woli, Targówka, Szmulowizny, pejzażem warszawskiego żydowskiego folkloru, są echa grzesiukowego Czerniakowa, Nalewek, Zacisza, Bródna. Cytowany wcześniej Terlecki zwrócił uwagę na to, że ten świat został przez Czachorowskiego pokazany jako „parafraza poetyckiego obrazowania z początków naszego stulecia i kiepskich, późniejszych romansów obyczajowych, przetworzone jako forma, w której autor zamyka swoją wizję ówczesnego świata”. Bardzo intrygująca lektura, dobre ćwiczenie czytelniczej
przenikliwości.
Stanisław Swen Czachorowski – „Pejzaż Gnojnej Góry”, posłowie Karol Samsel, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2019, str. 253, ISBN 978-83-66272-33-0