Interesuję się teorią filmu od przeszło czterdziestu lat i pamiętam, że kiedyś pisano o nim inaczej. Z jednej strony pojawiały się mniej czy bardziej popularne rozważania, syntezy, opowieści o filmach czy poszczególnych kinematografiach (m.in. Aleksander Jackiewicz, Jerzy Płażewski, Stanisław Janicki, Alicja Helman), z drugiej – czytana tylko przez specjalistów „filmologia seminaryjna”, bardzo hermetyczna i koncentrująca się na drobiazgowych i zawiłych rozważaniach nad „językiem kina”. Ten model pisania o kinie jaki reprezentuje praca Karola Jachymka, pojawił się z opóźnieniem, w Polsce ma on metrykę nie dłuższą niż ćwierć wieku. Autor nie przypadkiem powołuje się we wstępie na francuską historyczną szkołę „Annales”, bo to ona właśnie, zapoczątkowana pod koniec lat trzydziestych przez Marca Blocha i Luciena Febvre, dała wzór także innym dziedzinom humanistyki. Metodologia szkoły „Annales” polegała na zastąpieniu praktykowanego jeszcze od starożytnych kronikarzy i historyków rzymskich, od Plutarcha czy Liwiusza począwszy, modelu historii-opowieści – historią-problemem oraz zwróceniem uwagi na teraźniejszość historii, czyli na uwypuklenie jej współczesnego sensu w miejsce traktowania jej wyłącznie jako archiwarium „pamiątek przeszłości”(„Pamięć i historia” Jacquesa Le Goff). Do zastąpienia historii filmu-opowieści historią-problemem doszła także interdyscyplinarność czyli korzystanie z dorobku i metod innych nauk, a także „mikrohistoria” czyli badanie w przeszłości nie tylko wielkich procesów i postaci historycznych, ale także najdrobniejszych zjawisk, ze zjawiskami życia codziennego włącznie, jego wąskich obszarów, ułomków, okruchów, włącznie z rolą „odgrywaną” przez martwe przedmioty. W polskim piśmiennictwie filmowym lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych tego rodzaju spojrzenie pojawiało się jedynie w marginalnych dygresjach czy wtórnych przywołaniach, a na polu krytyki i eseistyki filmowej ten typ myślenia o materii filmu występował jedynie w pisaniu Zygmunta Kałużyńskiego, a i to w postaci popularnej, publicystycznej, nieco ludycznej lub bardziej wyrafinowanej w eseistycznym wydaniu np. Konrada Eberhardta, też jednak nie opartej na naukowej dyscyplinie. Dopiero, jako się rzekło, od lat 90-tych o filmie zaczęto pisać poprzez filtr obserwacji konkretnych fenomenów. Np. Rafał Marszałek zapoczątkował analizowanie powojennej kultury polskiej i jej rozmaitych aspektów, w tym materialnych czy socjologicznych, poprzez pryzmat filmu czasów PRL. Jego śladem poszło wielu autorów, w mniej czy bardziej udany sposób analizujących poszczególne fenomeny życia PRL, takie jak życie towarzyskie, alkohol, seks, cywilizację praktyczną, pracę, organizację życia codziennego, rolę i miejsce kobiecości, stosunek do wartości materialnych, do Zachodu, świadomość zbiorową w różnych jej aspektach i wiele, wiele innych aspektów. Jedni (np. wspomniany Marszałek czy Iwona Kurz) podejmowali te tematy w sposób poważny intelektualnie, inni (np. Sławomir Koper) ograniczali się do ujmowania tych zagadnień w popularne a tym samym spłaszczone, produkowane seryjnie obrazki (wspomniany Koper).
Karol Jachymek podjął się swej pracy na poważnie i wziął za temat ciało, ale nie tylko jako ciało w aspekcie erotycznym czy fizjologicznym, lecz również w wielu innych aspektach jego funkcjonowania, w modzie, sporcie, w społeczeństwie, rytuałach, polityce, mitologiach, kulturze, obyczajowości etc. Jachymek wyciągnął wnioski ze sformułowania późnego syna szkoły „Annales” Jacquesa Le Goff, który napisał, że wbrew długo panującemu przekonaniu, iż ciało należy wyłącznie do natury, należy ono także do kultury. Wyciągnął też wnioski ze sformułowania Waltera Benjamina, który zauważył, że kino jest medium, które „jest w stanie unaocznić szereg zjawisk nieuchwytnych w codziennej percepcji świata”. A także ze zdania Merleau-Ponty, że psychologia bohatera filmowego jest nierozerwanie związana z jego cielesnym aspektem. Takich ujęć można by zacytować więcej, zapoznanie się z nimi zostawiam czytelnikom. Wychodząc z takich podstaw, Jachymek przeanalizował polskie kino lat 60-tych (z uwzględnieniem wcześniejszych prefiguracji ale i następstw wykraczających poza ścisłą, kalendarzową periodyzację). Najpierw zajął się aspektem erotycznym kina („seks za Gomułki”), następnie „ciałem codziennym” za artystyczny punkt wyjścia i patrona obierając sobie Kazimierza Karabasza, „ciałem urodziwym” („kociaki” i „seksbomby” polskiego kina), „ciałem młodym” czyli dziecięcym i młodzieżowym, „ciałem egzystencjalnym” (n.p. w kinie Jerzego Skolimowskiego), „ciałem użytecznym” (sport, praca), a także „ciałem fantastycznym” (fantastyka i wyobraźnia filmowa) oraz „ciałem nieprofesjonalnym”, w całej jego anarchiczności i spontanicznym nieokiełznaniu (np. twórczość Andrzeja i Janusza Kondratiuków). Co prawda nie ma w pracy Jachymka rozdziału o „ciele historycznym” czy „ciele męczeńskim” (bardzo byłoby to na czasie), ale analizując niektóre aspekty kina Andrzeja Wajdy nie pominął on i tego aspektu. Wędrówka po blisko siedemsetstronicowym, imponującym dziele Jachymka była dla mnie pasjonująca, pouczająca, zabawna, sentymentalna (przypomnienie wrażeń młodego widza z tamtych lat), pełna wspaniałych wrażeń estetycznych oraz impulsów intelektualnych. Życzę jej wszystkim miłośnikom mądrej percepcji kina i mądrze pojmowanej (a o to wyjątkowo dziś trudno) najnowszej historii Polski.