Wyobraź sobie, że wchodzisz na pocztę, libku. Tak, wiem nienawidzisz poczty. Nigdy nie lubiłeś. Śmierdzi starością i terpentyną. Nie to co paczkomaty. Wiadomo, drałować w deszczu i odbierać paczkę, o ile jej gdzieś nie wywieźli, hen, za las, jest super. No ale stać na kolejce w poczcie, te 20 minut, to straszne. Po piwo w knajpie, jagodzianki po 30 zeta albo lody tak rzemieślnicze, że aż z japy kapie, to co innego. Ale na poczcie to już przesada.
No więc wyobraź sobie, że stoisz. Co widzisz? O ile wyjąłeś nos ze smartfona, żeby wszystkim oświadczyć, jak bardzo poczta to PRL. Czy widzisz, te panie, bo to zwykle są panie, jak się uwiją, żeby ci, libku, zrobić dobrze. I szybko dać korespondencyjkę z sądu albo urzędu? Czy widzisz, listonoszy wybiegających z ciężki torbami? Czy widzisz emerytów, którzy o coś dopytują, podczas gdy Ty i reszta Tobie podobnym sapie i prycha, bo życie, głównie na Netflixie, im tak bardzo stygnie?
Nie, Ty widzisz stragan. Tak, najgorszy jest ten stragan. Przypomina Ci festyn, a Ty nienawidzisz festynu. Przypomina Ci Boże Ciało. Przypomina orkiestry dęte. Przypomina jarmark. A co gorsza, czasami przypomina ci, że jesteś ze wsi. A przecież tego nie chcesz, prawda? Oczywiście nie gardzisz wsią, pochodzisz stamtąd Ty albo Twoi starzy. Wieś jest ok, czytałeś nawet historię ludową. Lubisz wiejskie jedzenie i piękne fotki natury. Marzysz nawet o wyprowadzce na wieś, to jest do poniemieckiego domu, który sobie zaaranżujesz różnymi starociami i będziesz to pokazywać na Instagramie. Tylko te ich wiejskie festyny właśnie. Ci ludzie. Te ich pobieranie 500+. Oni wszyscy nie inwestują, tylko żyją na kredyt. Nie to, co Ty. No to dobra, Ty trochę też (pieprzone franki), ale Ty to co innego. Po prostu chodzi o to, że teraz Ty żyjesz w nowym, co tu dużo mówić, eleganckim, świecie. Świecie libkowej estetyki. Kochasz minimalizm i czeską literaturę. Kochasz glamour i krótkie filmiki. Owszem, lubisz czasami zabawić się na ludowo i zwiesz to folkiem. Żeby był świąteczny jarmark z grzanym winem w garnuszkach, paniami w białych łyżwach i sweterkiem w reniferki. A nie to, za przeproszeniem, pocztowe wieśniactwo. Tak, Ty jesteś już inny. Masz już inny gust. Tymczasem oni, ci pocztowcy, przypominają Ci jeden wiejski odpust. Jeden wielki wstyd i żenadę. A nawet cringe.
W końcu wzrok twój pada na półki z książkami. Mijasz wzrokiem Lwa-Starowicza i ciut rechoczesz, że haha seksowano. Mijasz kryminały Wojciecha Chmielarza, osiem książek o diecie, kilka kilogramów stron Wojciecha Roszkowskiego i książki Olgi Tokarczuk. W końcu dzieła Tokarczuk, jakąś godzinę po wygraniu Nobla, zamówiłeś wszystkie. Akurat ciężko wtedy pracowałeś podczas calla na meetingu.
Nagle Twoją uwagę zwraca pewna pozycja na półce. To książka siostry Anastazji. Przepisy kulinarne dokładnie. Jak ona, do jasnej cholery śmiała – trzęsiesz się z oburzenia niczym konstytucja na widok Przyłębskiej. Jak śmiała pisać. Jak śmiała wydawać. Jak śmiała głos siebie wydukać, zakonnica jedna.
Nie, nie, to nie jest tak, że masz coś do kobiet. Jesteś nawet libkowym feministą. Nie znosisz, jak PiSowcy traktują kobiety. I chodziłeś na te wszystkie marsze. Po prostu potrafisz współczuć. Potrafisz być empatyczny. Ba, potrafisz być empatyczny nawet w stosunku do zakonnic. W końcu czytałeś gdzieś tam nawet, że zakonnice są przez tych klechów wykorzystywane.
Ale książki? Książki zakonnic? Na poczcie? Haha, co za beka, co za przypał! Co za wstyd! Festyn, stragan i książka siostry Anastazji – czy może być coś gorszego dla kogoś, kto jest tak tolerancyjny, że aż na poczcie staje się estetycznym faszystą?