Osiemdziesiąt lat temu, dnia pierwszego września roku 1939, dzielni, romantyczni Polacy długo patrzyli w niebo i czekali na nadchodzącą pomoc sojuszników. Nadeszli Niemcy.
Pierwszego września 2019 roku Niemcy też stawili się w komplecie. Ich prezydent i pani kanclerz. Za to Anglicy i Francuzi obniżyli rangę swych delegacji na wieść, że główny bohater uroczystości – prezydent USA Donald Trump – odwołał swą wizytę. I przyleci substytut.
Prezydent Trump od kilku dni sygnalizował swą narastającą niechęć do wizyty w Polsce. Najpierw zrezygnowano z wizytacji bazy wojskowej w Powidzu, potem skrócono jego pobyt do jednego dnia zamiast zapowiadanych dwóch. Na koniec pojawiło się alibi w postaci zagrażającego Florydzie huraganu. Żywiołu, który mógłby zmieść szanse prezydenta Trumpa na reelekcję.
Prymat kampanii wyborczej na polityką zagraniczną to dogmat znakomicie rozumiany przez elity PiS. Przecież obecna ekipa rządząca przez ostatnie cztery lata robiła jedynie nieustającą kampanię wyborczą.
Czemu prezydent Trump odwołał tak oczekiwaną przez pana prezesa Kaczyńskiego i jego ekipę tak długo zapowiadaną wizytę?
Czy naprawdę był to huragan? A może powodem była niechęć do uczestnictwa w kampanii wyborczej PiS? Albo brak jego ulubionego rosyjskiego kolegi na uroczystościach w Warszawie? Narodowcy plotkują, że to krecia robota lobby żydowskiego w Waszyngtonie? A może nagłe zanieczyszczenie Wisły warszawskimi ściekami? Czy nawet brak Grenlandii na sprzedaż w ofercie polskiej?
Krążących po Warszawie „prawdziwych” powodów jest wiele. Te prawdziwe zna amerykański prezydent. Można by go o nie zapytać, ale technicznie jest to trudne do wykonania. Na przełomie sierpnia i września poleciał na swoje pole golfowe w Wirginii, teren nieprzyjazny dla mediów. Nic tak przecież nie ułatwia koordynacji walki z huraganem jak gra w golfa.
W zastępstwie prezydenta Trumpa przyleciał jego substytut Mike Pence. Reprezentant amerykańskiej konserwy i religijnych bigotów. Widać administracja prezydenta Trumpa uznała, że polityk o takich poglądach zaspokoi potrzeby duchowe pana prezydenta Dudy i elit PiS.
Podczas warszawskich uroczystości stosowne przemówienie wygłosił pan prezydent Andrzej Duda. Był to typowy dla niego słowotok. Długi, krzykliwy, pełen typowych dla pana prezydenta banałów. Ale trzy wątki były
tam ciekawe.
Pan prezydent zacytował piosenkę Agnieszki Osieckiej z filmu „Prawo i pięść”. Reżyserii Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego. Filmu z 1964 roku, z czasów Polski Ludowej. I tak po raz kolejny mamy dowód zakłamania elit PiS. Z jednej strony stale opluwają dorobek Polski Ludowej, z drugiej nie potrafią do zacytowania znaleźć niczego wartościowego stworzonego przez popierany przez nich nurt narodowo – katolicki.
Pan prezydent Duda w swym słowotoku porównał prezydenta Rosji Putina do kanclerza III Rzeszy Niemieckiej Adolfa Hitlera. Łatwo mu było, bo prezydenta Putina nie zaproszono do Warszawy i nie miał szansy na polemikę.
Tworząc takie porównanie pan prezydent zachował się jak typowy narodowo-katolicki kaczysta. Stworzył zagrażającego zebranym wroga i straszył nim jak tylko potrafił. Zebrani jakoś nie podchwycili tego wątku.
I wreszcie pan prezydent Duda postanowił wykazać się odwagą i wytknąć państwom Zachodu, że nie powstrzymały ekspansji Hitlera. Że dopuściły do rozbioru Czechosłowacji. Nie wspomniał jednak, że w rozbiorze Czechosłowacji w 1938 roku uczestniczyła także sanacyjna Polska.
Ot, kolejny przykład zakłamania elit PiS.
Przysłany w zastępstwie do Polski wiceprezydent Mice Pence przemówił jak katolicki ksiądz. Na początku swego kazania wylał rzekę wazeliny podkreślając, że „Ameryka kocha Polskę i Polaków”. Potem dał zebranym wykład powojennej polskiej historii pisanej z amerykańskiej perspektywy. Dlatego skupiał się przede wszystkim na represjach radzieckich i okropnościach bezbożnego komunizmu.
Bo przecież wszystkie zło, cała ta II wojna światowa, wydarzyło się dlatego, że „Człowiek zapomniał boga”. To zacytowany przez amerykańskiego substytuta Aleksander Sołżenicyn. Rosyjski pisarz, nacjonalista i antykomunista.
Aby zadowolić gospodarzy amerykański substytut przypomniał też papieża Jana Pawła II. I ciągnąc swe kazanie powtarzał formułki, że „Człowiek nie może zrozumieć się bez Chrystusa”, że wojenne zbrodnie były efektem braku wiary w niego. To w kraju, gdzie niemieccy katoliccy żołnierze pod hasłem: „Gott mit uns” wymordowali ponad 3 miliony Żydów, tych bez Chrystusa, nie było zbyt taktowne.
Amerykański substytut rozwiązał też problem wolności w Polsce i w Europie. Zadeklarował, że „Tam gdzie jest duch pana, tam jest i wolność”.
I wyjawił przyszłość naszego kraju. Będzie dobrze, bo przecież „bóg pobłogosławi Polskę”. Amerykę czeka jeszcze lepsza przyszłość, bo bóg błogosławi ją stale.
Niestety, amerykański substytut nie ogłosił zniesienia wiz dla Polaków. Nawet kiedy bóg tak im błogosławi.
Najlepsze przemówienie wygłosił w Warszawie prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier. Bez owijania w bawełnę po raz kolejny przyznał, że to Niemcy ponoszą odpowiedzialność za wybuch II wojny światowej i zbrodnie wojenne. Po raz kolejny przeprosił za niemieckie zbrodnie i poprosił o wybaczenie.
Ale przy okazji przypomniał jakie wnioski wyciągnęły Niemcy z tej tragicznej historii.
Otóż Niemcy wyrzekły się nacjonalizmu. Wyrzekły się poczucia wywyższania ponad inne narody.
Aby nie dopuścić do kolejnej wojny Niemcy współtworzyły i współtworzą Zjednoczoną Europę. Unię Europejską. I za to dostał największe brawa zebranych.
Czyli robią wszystko to przeciwko czemu elity PiS protestują. Przeciwko czemu głosiły one narodowo-katolicką kontrrewolucję.
Oby teraz bojówki PiS nie napadły na któraś z niemieckich radiostacji.