7 listopada 2024

loader

Hejt jako nałóg

O hejcie i standardach w życiu publicznym rozmawia z Kamilą Terpiał filozof, kierownik Zakładu Etyki UW, prof. Paweł Łuków.

„Chroń mnie, Panie, od pogardy, od nienawiści strzeż mnie, Boże” – to słowa z utworu „Modlitwa o wschodzie słońca” wykonywanego przez Jacka Kaczmarskiego, Przemysława Gintrowskiego i Zbigniewa Łapińskiego w latach 80. Teraz też powinniśmy o to prosić?

Nie ulega wątpliwości, że żyjemy w atmosferze nienawiści. Brakuje zwykłej przychylności dla innych i zaufania. Myślę, że to jest zjawisko, które ma charakter szerszy, nie obejmuje tylko świata polityki. Podkręcanie emocji, epatowanie osobliwościami od dłuższego czasu jest na porządku dziennym w bardzo wielu sferach naszego życia.

Dlaczego? Zmusza nas do tego dzisiejszy świat?

Nie da się tego wyjaśnić jednym prostym czynnikiem. Na pewno problemem jest osłabnięcie, a czasem wręcz brak, umiejętności rozmawiania w sposób rzeczowy o ważnych sprawach. Podejrzewam, że jest to skutek niedostatku edukacyjnego. Młodzież jest uczona faktów, ale już niespecjalnie ich analizowania, nazywania i rozumienia własnych emocji oraz wyrażania i uzasadniania swoich opinii. Kiedy wchodzą w świat dorosłych młodzi ludzie, konfrontują się z czymś, na co nie są przygotowani – w tzw. debacie publicznej jest coraz mniej faktów i rzeczowej argumentacji, a coraz więcej wybuchów emocji.

Dodać do tego należy współczesne media, których przetrwanie zależy od sponsorów i reklamodawców. Aby przyciągnąć uwagę odbiorców, najczęściej starają się przedstawić rzeczy w sposób jak najbardziej ekscytujący, często kosztem rzeczowości. Z kolei spora część polityków nie grzeszy większą wiedzą. Aby zwrócić na siebie uwagę wyborców, nie pozostaje im nic innego, tylko prezentować siebie i swoją partię przez epatowanie emocjami lub bulwersującymi wypowiedziami.

Polityka w coraz większym stopniu zdaje się funkcjonować według hasła „nieważne jak mówią, byle mówili”.

Teraz przyjdzie jakakolwiek refleksja o tym, jak niebezpieczne może być słowo?

Takie pytania zaczynają mnie irytować. Ćwiczyliśmy to już przecież nie raz. Po takim wydarzeniu następuje czas refleksji, a później wraca poprzednia codzienność. Na razie pewna refleksja jest zauważalna, ale nie widać powodów, aby sądzić, że potrwa dłużej lub spowoduje jakąś istotną zmianę. Zwłaszcza że najwięksi hejterzy hejtują dalej. Wzywając przy tym do zaprzestania hejtowania. I trudno powiedzieć, czy wynika to z ich hipokryzji, czy z braku świadomości tego, co robią. Mam wrażenie, że jako społeczeństwo zachowujemy się jak ofiara nałogu, która szczerze obiecuje sobie poprawę po tym, jak kolejny raz przekroczyła pewną granicę, a po trzech dniach powraca do nałogu. Posługiwanie się złym, nienawistnym, rozemocjonowanym językiem jest jak nałóg, z którego nie wiadomo jak wyjść.

Nie zdecydujemy się na odwyk, bo jest za trudny?

Nie wiem. Ale jedno jest pewne: jeżeli pacjent sam nie chce się leczyć, to żaden terapeuta mu nie pomoże. Jeżeli nie dojdziemy do rzeczywistej zmiany postaw, to dalej będziemy się łudzić, że potrafimy sobie uporządkować społeczny świat trochę lepiej.

Z drugiej strony nie byłoby dobrze, gdybyśmy rozważali otaczający nas hejt wyłącznie w kategoriach zbiorowych. W końcu to konkretne osoby posługują się mową nienawiści. I część z nich robi to także teraz, bo mają tę szczególną łatwość widzenia źdźbła w cudzym oku i niedostrzegania belki we własnym.

A może jest ktoś albo coś, co mogłoby nas tam zaprowadzić?

W takich przypadkach bez wsparcia przyjaciół się nie obejdzie. Być może potrzebujemy liderów opinii, najlepiej charyzmatycznych. Tyle że jeden nie wystarczy. Poza tym musiałyby to być także autorytety moralne. Zadanie jest bardzo trudne, chociaż pewnie nie jest niewykonalne. Chyba że nastąpi jakaś katastrofa, która pozbawi hejterów dostępu do ich nałogu.

Jak bardzo na zaostrzenie języka wpływa podział społeczeństwa? Stefan Chwin, z którym ostatnio rozmawiałam twierdzi, że mur nie runie i dlatego nic się nie zmieni.

Mam wrażenie, że tłumaczenie wszystkiego podziałem społeczeństwa jest drogą na skróty. Sprawa jest bardziej skomplikowana. Mowa nienawiści, hejt i podziały wpływają na siebie nawzajem. To taka spirala: im bardziej jesteśmy podzieleni, tym bardziej jesteśmy skłonni do hejtu, a im bardziej hejtujemy, tym bardziej się dzielimy. Musimy szukać szerzej wśród mechanizmów społecznych, które prowadzą do konkretnych zachowań. Skąd ludzie mają w sobie tyle wściekłych emocji?Co powoduje ten ogrom frustracji? Jednym z czynników na pewno jest brak umiejętności komunikowania swoich opinii i brak chęci i być może umiejętności współdziałania z innymi – także z tymi, z którymi się nie zgadzamy – aby zmieniać to, co nam przeszkadza i rodzi frustrację. Ale to nie wyjaśnia wszystkiego…

Co zadziałało w przypadku mordercy prezydenta Pawła Adamowicza?

Zapewne kilka rzeczy. Ale warto spojrzeć na to, co zrobił, jako na sposób komunikowania niezadowolenia i radzenia sobie z nim. W otaczającym świecie otrzymał takie formy komunikacji, z jakich skorzystał. W pewnym sensie takie wydarzenia są oskarżeniem całego społeczeństwa, że dostarcza ludziom przykładów komunikowania swoich opinii, które są nienawistne i skłaniają do przemocy
Wiele osób nie potrafi artykułować swoich frustracji, nazywania tego, co je boli. Oskarżanie innych jest odreagowaniem, które nie rozwiązuje problemów.
TVP i inne prawicowe media wskazywały właśnie Pawła Adamowicza jako winnego całemu złu. To mogło mieć wpływ na mordercę?

Do myślenia i działania nakręca ogólna atmosfera, a to, o czym pani wspomniała, to jest wskazywanie celu. Dla kogoś, kto ma kłopoty z wyartykułowaniem swojej frustracji i nie do końca uświadamia sobie jej powody, wystarczy podpowiedzenie odpowiednio dobranym językiem, że ktoś jeden lub jakaś grupa osób odpowiada za wszystko, co złe. Taka osoba będzie myśleć: skoro ten ktoś jest winien wszystkiemu, co złe, to także mojemu nieszczęściu.

Powinniśmy reagować na najmniejsze nawet przejawy hejtu czy niesłuszne oskarżenia? Może to jest szansa na odtrucie?

Reagować – i to natychmiast – powinny oczywiście powołane do tego organy, takie jak policja czy prokuratura, nie pozostawiając wątpliwości, co spotka sprawców. Odtrutki mogą dostarczyć też media, bo to one w dużym stopniu kształtują język debaty publicznej. Oprócz tego są sposoby reagowania dostępne każdemu z nas. Każdy z nas dysponuje sankcją, którą może zastosować – brak pobłażania dla nienawiści i ostracyzm towarzysko-społeczny. Jeżeli ktoś posługuje się językiem nienawiści, to trzeba mu powiedzieć, że nie akceptujemy takich zachowań i zawiesić lub całkowicie zerwać z nim kontakty. Nie wolno nam umywać rąk w takich sprawach. Czasem wymaga to prawdziwej odwagi, ale częściej klarownego wyznaczania granic etycznych.

W naszym portalu przyjęliśmy na przykład zasadę niepisania o „wyczynach” posłanki Krystyny Pawłowicz. Tacy ludzie nie powinni pojawiać się w mediach?

Media często legitymizują hejterów, zapraszając ich do rozmowy. Dają w ten sposób sygnał, że co prawda jesteś człowiekiem, który gardzi innymi, ale twoje zdanie traktujemy tak samo poważnie, jak zdanie tych, co darzą innych szacunkiem. Powinniśmy mówić wprost, że jeżeli ktoś nie potrafi lub nie chce się zachowywać przyzwoicie, to nie będziemy interesować się jego opinią. Nie chodzi w takim przypadku o cenzurowanie, ale o obronę samych siebie przed takimi ludźmi. To jest także kwestia etyki dziennikarskiej. Dziennikarze nie muszą zapraszać do rozmowy ludzi, którzy czerpią satysfakcję z krzywdzenia innych za pomocą słów.

Rozumie pan, tak po ludzku, decyzję Jurka Owsiaka? Nie wytrzymał?

Rozumiem jego poczucie zniechęcenia. Myślę, że to, co się zdarzyło, pozbawiło go poczucia sensowności tego, co robi. Orkiestra jest świętem uśmiechniętej solidarności społecznej i szukania tego, co łączy. I w czasie tego święta dokonano aktu przemocy z nienawiści, która dzieli. Mam nadzieję, że to poczucie sensowności opuściło dyrygenta Orkiestry na krótko.

To człowiek, który odważnie i bezkompromisowo bierze odpowiedzialność za to, co robi, i czuje się współodpowiedzialny za to, co się stało, chociaż wiemy, że nie przyłożył do tego ręki. Nie powinien rezygnować, bo jest sercem tego wydarzenia. A Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy jest czymś wyjątkowym, jest tak ekumeniczna jak bodaj żadna instytucja w Polsce.

To dlaczego są ludzie, którzy nawet takie piękne wydarzenie chcą zniszczyć?

Jak ktoś chce uderzyć psa, to kij zawsze znajdzie. Jak ktoś jest wiernym bojownikiem sprawy, co do której nie ma najmniejszych wątpliwości, a zarazem czuje, że nie ma wystarczająco silnych argumentów w jej obronie, to jedyne, co może zrobić, to hejtować. To jest szukanie czegokolwiek, czym można skrzywdzić oponenta. Skoro nie można go przekonać, to trzeba go skrzywdzić. To jest połączenie faryzeizmu i przeświadczenia, że rozbieżność opinii i spór jest czymś nienormalnym. Bo jaką wartość ma spór, kiedy ma się dostęp do jedynej prawdy moralnej?

Są też ci, którzy chcą dyskutować, przeżywać i nie chcą hejtować. Na marsz przeciwko nienawiści w Gdańsku, który był swoistym pożegnaniem Pawła Adamowicza, przyszło dużo ludzi. Takie momenty dają nadzieję?

Potrzebne jest to, żebyśmy jako zbiorowość manifestowali w takiej sytuacji swoje zdanie. Konieczne jest także zdefiniowania celu. Dlatego wcześniej mówiłem o liderach, czyli ludziach, którzy byliby w stanie to zrobić.

Nie możemy stale powtarzać tych samych haseł. Potrzebne jest oryginalne podejście do problemu, które uwzględniałoby nasze realia. W tym celu trzeba skorzystać z wiedzy ekspertów, którzy wyjaśnią, skąd się biorą problemy i zaangażowania społecznego, żeby szukać dróg naprawy i działać.

Paweł Adamowicz pozostanie symbolem…

…normalności w życiu publicznym. Dla mnie jest uosobieniem tego, jak prowadzi się normalną lokalną politykę – załatwianie codziennych spraw, organizowanie sprawczej zbiorowości, otwartość na różnorodność, gotowość do wysłuchania innych i odpowiadania na głosy lokalnego społeczeństwa pomimo ataków i podejrzliwości. Pewnie nie był jedyny, ale pracował w bardzo trudnych warunkach. Gdańsk jest specjalnym miastem, chociażby dlatego, że jest symbolem wielu rzeczy ważnych dla Polaków.

Po śmierci prezydenta Gdańska był szok, niedowierzanie, później próba zrozumienia, jak i dlaczego coś takiego się wydarzyło. Co będzie dalej?

Trudno mi być prorokiem, zwłaszcza we własnym kraju. Pewnie do czasu wyboru nowego prezydenta Gdańska będzie jeszcze trwał czas refleksji i poważniejszej dyskusji. A co potem? Chciałbym, aby ta refleksja objęła resztę Polski, abyśmy uświadomili sobie, że hejt i przemoc nie zastąpi rozsądnej dyskusji. Teraz mamy wojnę za pomocą słów i zbieramy jej owoce. Trudno być optymistą. Ale jak nie można być optymistą, to pozostaje mieć nadzieję…

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

„O klątwie”

Następny

Nie ma taniego budowania

Zostaw komentarz