Kilka dni temu CBA zatrzymało byłego szefa Narodowego Centrum Badań i Rozwoju z podejrzeniami o korupcję przy przyznawaniu grantów. Co ciekawe, Profesor ten był też ministrem w rządzie PiS+LPR+Samoobrony. Zatrzymanie odbyło się o 6 rano, a o 18-tej NIK podał wyniki kontroli dotyczącej komercjalizacji badań naukowych w Polsce.
Nie będę się wypowiadał na temat zatrzymania, bo nic nie wiem, natomiast o kontroli NIK może sobie każdy przeczytać:i wyrobić zdanie osobiście.
Po przeczytaniu samemu można skonfrontować własną opinię z moją przedstawioną poniżej, albo wręcz przeciwnie, najpierw przeczytać to, co ja myślę, a potem sprawdzić w tekście źródłowym, czy nie ściemniałem.
W raporcie NIK czytamy:
„W latach 2011–2015 Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz narodowe Centrum Badań i Rozwoju zaangażowali blisko 3,4 mld zł na wsparcie komercjalizacji badań naukowych”.
3,4 mld na 5 lat to daje circa 700 mln złotych rocznie, czyli jakieś 170 mln Euro. Volkswagen wydaje 7 miliardów Euro rocznie na B+R, inne koncerny technologiczne też podobne sumy. A my chcemy wszystkie polskie technologie skomercjalizować za sumę kilkadziesiąt razy mniejszą. To jakieś kpiny z ludzkiej inteligencji.
Jeżeli więc NIK bierze się za kontrolę procesu komercjalizacji badań naukowych, to przede wszystkim powinien skomentować tę sumę 170 mln Euro, bo cała reszta wniosków wyciąganych przez NIK jest tylko powierzchniowo prawdziwa.
Jakie to są uwagi i wnioski NIK-u:
„W rankingach innowacyjności Polska zajmuje 24 miejsce na 27 krajów europejskich”.
Tu wyjątkowo nie będę polemizował!
„Dofinansowywane programy i przedsięwzięcia nie były finansowane w stabilny sposób, opóźniały się i były słabo nadzorowane”.
Z tym bym się nie zgodził. Czasem NCBiR opóźniał się z przekazywaniem pieniędzy, ale rzadko. Na tle innych agencji tego rodzaju, na przykład we Włoszech, czy Hiszpanii, NCBiR funkcjonował fantastycznie, oczywiście gospodarując pieniędzmi, które miał. A miał ich, niestety, dziesięć razy za mało.
„Główne bariery komercjalizacji to: a) niskie zainteresowanie przedsiębiorców innowacjami”, b) struktura gospodarki, w której 95% stanowią mikroprzedsiębiorstwa, c) słabe umiejętności współpracy sektora naukowego z biznesem.
Ad a) Przedsiębiorców mamy dwojakiego rodzaju: i) prywatnych, czyli takich, co zbudowali sami swoje firmy, ii) państwowych, czyli takich, których nominowała partia rządząca w danym momencie. Co do pierwszych, to patrząc na poczynania Zygmunta Solorza (Polsat), czy Kazimierza Olszewskiego (Solaris), zarzut NIK-u należy uznać za chybiony. Natomiast ci drudzy najczęściej nominację dostają nie dlatego, że mają wizję rozwoju nowoczesnej technologii w danej firmie, tylko zupełnie z innych przyczyn. Raport NIK-u o tym nic nie wspomina, a jest to sprawa kluczowa. Kluczowa, bo opowiadanie (ad b), że 95% polskiej gospodarki to mikroprzedsiębiorstwa jest zwyczajną demagogią. Ilościowo tak, ale mamy w Polsce ponad 100 firm, które mają sprzedaż powyżej miliarda złotych. Co do nieumiejętności współpracy sektora naukowego z biznesem (ad c), to jest taki sam zarzut, jak do Macieja Gajosa (piłkarz Jagiellonii Białystok), że jest gorszy od Christiano Ronaldo.
„NIK stwierdza nieprawidłowości, które wskazują na słabość nadzoru. Przygotowane przez Centrum plany ewaluacji strategicznych programów naukowych nie zawierały wszystkich elementów wnioskowanych przez Ministra”.
Zdanie to ilustruje doskonale jak to biurokraci uważają, że za pomocą najrozmaitszych wskaźników są w stanie doprowadzić do komercjalizacji jakiejś technologii. Następna opinia NIK-u świetnie ilustruje to podejście:
„NIK zwraca uwagę na brak zintegrowanej bazy danych, zawierającej kompletną informację na temat projektów badawczych i wdrożeniowych dofinansowywanych ze środków publicznych. Utworzenie takiej bazy danych umożliwiłoby identyfikację podobnych inicjatyw badawczych i wdrożeniowych oraz zmniejszyłoby ryzyko podwójnego finansowania badań”.
Dokładnie tak samo moglibyśmy zrobić bazę danych piłkarzy i wszystkich meczy w naszej ekstraklasie. Wtedy poziom naszej klubowej piłki nożnej osiągnie poziom ligi hiszpańskiej czy niemieckiej. Natomiast następny punkt jest zgodny z moją opinią:
„NIK wskazuje, że jeden ze słabych punktów komercjalizacji badań naukowych leży w słabości dokumentów strategicznych, które nie określają polskiej specjalizacji w poszczególnych dziedzinach nauki”.
Szkoda, że ten punkt nie został nieco dokładniej przeanalizowany, bo faktycznie, jako biedne niezbyt duże państwo, nie możemy inwestować we wszystkie dziedziny nauki i technologii, tylko w te najbardziej atrakcyjne. Kto ma określać, co jest atrakcyjne, a co nie? To jest kwestia niezwykle istotna, ale NIK od tak trudnych pytań ucieka jak najdalej.
Dokument kończy się tak:
„W celu zwiększenia skuteczności wsparcia komercjalizacji wyników badań naukowych NIK wnosi do:
Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego o wzmocnienie nadzoru nad NCBiR w zakresie realizowanych przez Centrum programów i przedsięwzięć w obszarze wsparcia komercjalizacji badań naukowych, oraz podjęcie działań w celu utworzenia bazy projektów badawczych,
Dyrektora NCBiR o realizowanie programów i przedsięwzięć zgodnie z obowiązującymi harmonogramami lub dokonywanie ich aktualizacji w związku ze zdiagnozowanymi potrzebami,
Rektorów szkół wyższych o zintensyfikowanie działań mających na celu tworzenie własności intelektualnej o wysokim potencjale komercjalizacyjnym i zapewnienie przestrzegania procedur wewnętrznych dotyczących zarządzania własnością intelektualną”.
Czytając dokument NIK-u mam ochotę zadać pytanie zasadnicze:
PO KIEGO GRZYBA NIK TAKĄ KONTROLĘ PRZEPROWADZA?
Sprawa komercjalizacji badań jest dla sprawą dla Polski jedną z najważniejszych, bo bez tego „wpadniemy w pułapkę średniego dochodu”, jak pisze NIK w swoim sprawozdaniu. Jest to jednak materia tak skomplikowana, że wymaga znacznie szerszej debaty, w której przedyskutowane byłyby następujące kwestie:
1. Jak podnieść żenujący obecnie poziom nauczania matematyki i przedmiotów przyrodniczych od przedszkola do doktoratu?
2. Jak podnieść żenujący obecnie poziom finansowania naszych badań naukowych?
3. Jak stworzyć mechanizmy, które mogłyby spowodować koncentrację obecnie rozproszonych badań (grupki 3–5 osobowe powinny się połączyć w kilkudziesięcioosobowe z jednym liderem)?
4. Jak odciążyć naukowców od zadań biurokratycznych zajmującymi obecnie kilkadziesiąt procent ich niezwykle cennego czasu?
5. Jak spowodować, aby wybór na stanowiska decyzyjne w organach państwowych i w spółkach skarbu państwa odbywał się ze względu na kompetencje i wizję wprowadzania nowych technologii, a nie z zupełnie innych powodów?
6. Jak uzupełnić brak w Polsce ludzi, którzy naprawdę wiedzą, w jakie dziedziny nauki warto inwestować, aby nasz przemysł stał się bardziej innowacyjny?
Kwestią jednak najważniejszą jest to, że zrobienie z Polski kraju bogatego dzięki nowym własnym technologiom nie jest zadaniem na rok, ani na cztery lata. Zadanie to wymaga porozumienia ponadpartyjnego, porozumienia z nauczycielami (kilkadziesiąt procent do zwolnienia), z naukowcami (kilkadziesiąt procent do zwolnienia), z przedsiębiorcami prywatnymi, a także z dziennikarzami, którzy ludziom powinni umieć wytłumaczyć dlaczego zamiast 1000+ inwestujemy w edukację i badania naukowe, zmieniając radykalnie dyskurs medialny prowadzony obecnie w Polsce.
Warto przy okazji przypomnieć, że dzięki funduszom europejskim w ostatnich latach wybudowaliśmy bardzo wiele wspaniałych laboratoriów za wiele miliardów Euro. Odnoszę wrażenie, że nikt w sferach rządowych i sferach akademickich tak naprawdę nie wie, jak sfinansować wykorzystanie tych laboratoriów. Bez natychmiastowego dwukrotnego podniesienia budżetu Polski na naukę wszystkie te laboratoria staną się pięknym przykładem wyrzucenia pieniędzy unijnych w błoto.
W latach 2008–2015 wzrost nakładów na B+R był dwukrotny: z ok. 8 mld do tych 16 mld (ok. 0,9% PKB). Dowcip jednak polega na tym, że wzrost ten w dużej mierze był sfinansowany przez UE, która nam zafundowała nowe laboratoria. Ilość pieniędzy przeznaczanej na pensje i zakup materiałów pozostała niemal niezmieniona. Poprzedni Rząd deklarował, że do 2020 zwiększy wydatki na B+R do 1,7% PKB, czyli prawie do 30 mld zł (do poziomu Volkswagena!). Wycofując się z tych zamierzeń skażemy nowe laboratoria na śmierć jeszcze przed uruchomieniem.