Miliony ludzi żyjących w Polsce biedzie, jeszcze więcej we względnym niedostatku. A jednocześnie popularne są ultraliberalne organizacje i publikatory? Jak to możliwe, że ludzie nie skłaniają się masowo ku naszym propozycjom?
No więc przede wszystkim nasza opowieść, w której mówimy o samoorganizacji, kolektywnym odpowiedziom na problemy społeczne, idzie pod prąd całej machinie propagandowej obecnego systemu. I nie mówię tylko o publicystach i gadających głowach w mediach. Reklamy, szkoły, kołcze, propaganda indywidualnego sukcesu mówią, że stosując „jeden prosty trik” możesz dołączyć do krainy bogactwa, gdzie nie będziesz już musiał ciężko harować na utrzymanie.
Źle rozumiany indywidualizm, gdzie samodzielnie, ewentualnie wraz ze swoją małą rodziną, walczysz o przetrwanie i wspięcie się na drabince społecznej do kapitalistycznego raju. Musisz „wierzyć w siebie”, „odkrywać swój potencjał”, „inwestować w siebie”, jakbyś był jakąś fabryką, itd. Także język pop-ekonomii jest przeżarty tego rodzaju strategiami. Załóż firmę, a dołączysz do „szlachty”.
Nie zakładaj związku zawodowego, albo nieformalnej grupy pracowniczej, bo to „strata czasu”. Wizualizuj sobie bogactwo, zdobywaj „kwalifikacje” (czyli kolejne papierki, za które zapłacisz kokosy), nie walcz zawsze, tu i teraz, w firmie, w której pracujesz, na osiedlu, na którym żyjesz, w szkole, w której się uczysz. Żyj wyobrażoną przyszłością, w której już jesteś milionerem!
Po co zajmować się swoją obecną biedą wraz z innymi bidokami, skoro już wkrótce stosując „prosty trik” jedynym twoim problemem będzie to, czy swój majątek zainwestować w nieruchomości czy w bitkojny? „Nie mam na to czasu” – często słyszysz kiedy proponujesz zorganizowanie się w miejscu pracy. Tyle że jeśli się nie zorganizują i nie postawią, to czasu im nie przybędzie, wręcz przeciwnie, będą musieli pracować więcej, żeby utrzymać obecny poziom życia.
Kapitalizm jest obecnie inny niż 100-150 lat temu. Oferuje znacznie więcej „atrakcji”, które mają ludzi rozproszyć i „zająć czas”, który mogliby poświęcić np. na knucie i organizowanie się. Dodatkowo znacznie rozwinęła się sfera propagandowa, która jest opakowana właśnie w te „atrakcyjne formy”. Jest obecna w filmach i serialach, w muzyce, na portalach społecznościowych w formie memów i „skeczy” na tiktoku. Ciężko od tego uciec i nie otrzeć się o liczne propozycje indywidualnych strategii przetrwania, lifehacków, które stworzą lukę, przez którą się przeciśniemy do „lepszego świata” w którym to inni pracują na nas.
Dodatkowo, aspirując do „klasy wyższej”, lepiej udawać życie tejże klasy. A więc absolutnie unikać kontaktowania się z biedniejszymi od nas, raczej bywać w miejscach, które postrzegamy jako „elitarne”, kupować marki, które nam są reklamowane jako „elitarne” (często fałszywie, bo prawdziwa finansowa elita kupuje rzeczy, które w ogóle nie są dostępne łatwo na rynku). Powstał cały przemysł konsumpcyjny, który bidokom sprzedaje towary, które mają maskować ich niezamożność i kontekst klasowy.
W ten sposób ludzie, których na to zasadniczo nie stać, potrafią wydawać majątek na „oznaki luksusu”, bo kołcz im powiedzial, że „bogactwo przyciąga bogactwo”. Oczywiście biorąc np. nadgodziny i mając jeszcze mniej czasu na to, żeby wespół z innymi poprawić swój los tu gdzie się jest, a nie w fantazjach.
Stąd też coraz częściej popularność zdobywają wśród biednych bogaci „kołczopodobni” prawicowi politycy i gwiazdy mediów społecznościowych. Oni im sprzedają wizję świata, który nie istnieje, ale robią to skutecznie, bo odwołują się do dominującej obecnie ideologii, która wydaje się przeciętnemu człowiekowi „prawdziwa”, bo jest powszechna. To, co my mówimy, a co jest skuteczne, czyli samoorganizacja i walka o swoje, wydaje im się „absurdalne”, bo jest wbrew „intuicji”, która została im wdrukowana przez obróbkę ideologiczną. A która im szkodzi, służąc natomiast tym u góry.
Kiedy wrzuciłem słynną grafikę z rybkami, które zorganizowane atakują większą rybę, ktoś napisał, co z tymi, którzy sami, będąc maluchami, uważają się za tę dużą. Otóż dla nich niestety nie ma specjalnych nadziei. „Wizualizowanie” sobie, że jest się bogaczem to najbardziej nieefektywny sposób radzenia sobie z problemami, jaki można sobie wyobrazić. Znam to z licznych przypadków w swojej wieloletniej działalności. Ci, którzy się organizowali szybciej i skuteczniej wywalczali poprawę swojego losu. Ci, którzy uważali, że to „frajerstwo” i „oni sami ogarną”, bo „shakowali system” dziś np. już od dawna są eksmitowani, a ich życie uległo znacznemu pogorszeniu.
Dlatego strategia indywidualnego przetrwania jest po prostu szkodliwa w większości przypadków. Sami nie jesteśmy w stanie nawet być zauważonym w obliczu maszynerii biurokracji państwowej czy kapitalistycznej. Poruszyć nią może tylko kolektywna siła.
Ci u góry o tym doskonale wiedzą, bo poziom ich świadomości klasowej, ich własnego interesu jest wielokrotnie wyższy niż tych niżej na drabince. Dlatego robią wszystko, wkładają potężne środki w media, partie, influenserów, żeby ludziom wmówić, że to, co im szkodzi, jest ich zbawieniem, a to, co mogłoby im pomóc, jest szkodliwą stratą czasu, „utopią”, „marzycielstwem” i groźną ideologią. Ponieważ jak wiadomo od związku zawodowego prosta droga do budowy gułagów. Skąd to wiadomo, nie jest jasne, ale wiadomo.
Wolnelewo.pl