Gdy w 1977 roku zdawałem maturę, od roku 1939, ostatniego roku 20-lecia międzywojennego dzieliło nas 38 lat. Dziś od roku mojej matury dzielą mnie 43 lata, czyli dystans o kilka lat większy. Wierzyć się nie chce, ale tak jest. Nawiasem mówiąc, zwrot „przed wojną”, który jeszcze w moich szkolnych czasach był ogólnie zrozumiały, dziś dla młodego pokolenia jest na ogół pustą frazą.
Wśród lektur szkolnych przypisanych do klasy czwartej liceum, kiedy to na lekcjach języka polskiego „przerabiało się” literaturę okresu międzywojnia 1918-1939 były: „Przedwiośnie” Żeromskiego, „Granica” Nałkowskiej, jakieś opowiadania Marii Dąbrowskiej, były też jeszcze jakieś pozycje na liście, ale w zasadzie po nie sięgano. Mnie samego, choć czytelnika namiętnego, akurat ta literatura nie pociągała. „Przedwiośnie”, owszem, przeczytałem, nawet nie bez pewnego zainteresowania, ale już do „Granicy” się nie przemogłem, bo jawiła mi się jako kwintesencja nudy i obcości. Pamiętam tylko blado, że w moim rodzinnym Lublinie kręcono (Jan Rybkowski) latem 1977 roku ekranizację „Granicy” – w plenerze XIX-wiecznego lubelskiego śródmieścia, m.in. przy ulicy Staszica i Zielonej, obok ówczesnego Wydziału Prawa przy placu Litewskim, we wnętrzu lubelskiego ratusza, w jakichś starych mieszkaniach, kawiarniach i norach. Któregoś słonecznego dnia natknąłem się nawet przypadkowo na plan filmu i zobaczyłem Andrzeja Seweryna (Zenon Ziembiewicz) ze Sławomirą Łozińską (Justyna Bogutówna), realizujących przed targowiskiem przy ulicy Pocztowej, obok głównego dworca kolejowego jedną ze scen do filmu, w którego doborowej obsadzie, poza Krystyną Jandą (Elżbieta Biecka) pojawiło się też wiele znakomitości, nawet w epizodach: Tadeusz Łomnicki, Zofia Jaroszewska, Barbara Ludwiżanka, Barbara Krafftówna, Józef Fryźlewicz i reprezentację aktorów lubelskiego teatru imienia Osterwy. Przywołuję te wspomnienia filmowo-lekturowe dotyczące międzywojnia nieprzypadkowo i nie tylko sentymentalnie, lecz po to, żeby zastanowić się, czy literatura tamtego okresu ma jeszcze jakieś znaczenie poza historyczno-literackim, archiwalnym, mogącym zainteresować zawodowych badaczy. Kontekst historyczno-społeczno-obyczajowy jest już przecież bardzo zdezaktualizowany (znacznie bardziej niż w 1977 roku). Także psychologiczny, bo choć mówi się o niezmienności natury ludzkiej, to przecież w ogólnym sensie, bo w dotykalnej fakturze życia zmienia się ona ciągle, wraz ze zmianami cywilizacyjnymi. Gdyby jednak stosować do literatury i sztuki kryterium prostej „aktualności”, to wszystko co dawne ulegałoby unieważnieniu, a przecież tak nie jest. A co pozostaje? Literatura jako sztuka nadawania rzeczywistości formy artystycznej, jako sposób jej przedstawiania. Dlatego literatury, prozy powieściowej nie mogą zastąpić, jako dokumentu epoki, ani archiwalne kroniki filmowe, ani oschłe podręczniki do historii oraz najlepsze nawet jej analizy i syntezy, nawet ówczesna prasa. Nie daje jej także film, ani ten z epoki, ani współczesne nam ekranizacje dokonywane po dziesięcioleciach. Tylko bowiem w tworzywie narracji powieściowej można zarejestrować tory myślenia, czucia, emocje, podskórne prądy, intuicje, nastroje, w tym także pewne nieuchwytne stany świadomości.
Przywołaną wyżej „Granicą” w swoim studium Łukasz Pawłowski akurat się nie zajął, ale pochylił się nad literaturą czasów II Rzeczypospolitej właśnie jako nad zapisem ówczesnej rzeczywistości. I tak, na przykładzie „Strzępów epopei” Melchiora Wańkowicza, „Łuku” Juliusza Kadena-Bandrowskiego i „Uczty zwycięstwa” Andrzeja Struga przeanalizował „doświadczenie nieciągłości i rozproszenia rzeczywistości po zaborach i Wielkiej Wojnie”, a „Pokolenie Marka Świdy” tegoż Struga (także osadzona w realiach jego lubelskiej „małej ojczyzny”) posłużyło mu za obraz „fantazmatów trwania porządku zaborców” po odzyskaniu niepodległości. „Przedwiośnie” Żeromskiego – jako model obrazu tworzenia się nowego świata społecznego, a „Generał Barcz” Kadena-Bandrowskiego jako analiza procesu wyłaniania się władzy i jej relacji do rzeczywistości. Z kolei romanse psychologiczne („Romans Teresy Hennert” i „Niedobra miłość” Nałkowskiej oraz powieści Włodzimierza Perzyńskiego), a także romanse popularne („Dzikuska” Ireny Zarzyckiej i „Iwonka” Juliusza Germana) autor studium opisał jako reprezentacje i wyobrażenia rzeczywistości Państwa i Kraju. Tak jak „Przedwiośnie” było obrazem tworzenia się nowego świata społecznego, tak „Czarne skrzydła” Kadena-Bandrowskiego potraktował Łukasz Pawłowski jako pole rozważań o początkach przeobrażeń tego świata o dekadę później, pod koniec lat dwudziestych. Pomimo „zaprzeszłości” literatury II Rzeczypospolitej warto przeczytać to studium, bo naukowa wiedza i przenikliwość autora bardzo odświeża i uwspółcześnia spojrzenie z naszej, odległej perspektywy.
Łukasz Pawłowski – „Zamiast epickiej syntezy”, wyd. Fundacja Humanistyczna, Wydawnictwo IBL PAN, Warszawa 2014, str. 224, ISBN 978-83-61552-93-2