Wierzbickilogo
24 maja 2014
Krystalizuje i utrwala się słuszna mym zdaniem opinia, że Ukraina jest totalnym bankrutem. Nie uda się jej wyrwać z zapaści prze najbliższe lata. Kraj ten, aby normalnie funkcjonować, potrzebuje na dzień dobry, jak się ocenia, około 150 mld USD. Nikt w świecie nie jest skłonny pospieszyć Ukraińcom z takimi pieniędzmi: Zachód deklaruje gotowość zaoferowania pożyczek i gwarancje rządowych na poziomie daleko niższym od niezbędnych i oczekiwanych. Chociaż w dalszej perspektywie, kto wie. Unia Europejska wpompowała niedawno ogromne środki w bankrutującą Grecję i Cypr, lecz nie podejmie takich samych kroków w stosunku do kraju spoza grona swych członków. Wygląda na to, jakkolwiek byśmy nie oceniali działania Rosji na terenie tego kraju, Ukraina jest skazana na gospodarcze związki z Moskwą, bez których będzie ulegać dalszej gospodarczej erozji i dezintegracji; inną, bardziej kosztowną opcją jest stopniowe wyrwanie jej spod wpływów i związków gospodarczych z Rosją, czego nie da się zrobić bez globalnych decyzji politycznych wspartych olbrzymimi pieniędzmi. Mym zdaniem, w jakimś momencie Zachód będzie raczej musiał porozumieć się z Kremlem w sprawie skoordynowania pomocy gospodarczej oraz odbudowy i modernizacji potencjału gospodarczego Ukrainy. Leży to w długofalowym interesie obu stron ukraińskiego konfliktu, nadto przede wszystkim samego Kijowa.
Roczny PKB per capita Ukrainy wynosi obecnie w granicach 700 USD (tyle miała Polska w 1989 roku, u progu przemian ustrojowych). Poziom owego wskaźnika zamożności pozostaje w tym kraju w wysokości praktycznie niezmienionej od wielu lat. Specjaliści ponuro wieszczą, że w roku 2014 spowolnienie gospodarcze w ojczyźnie Majdanu wyniesie siedem procent. To już prawdziwa katastrofa.
Problemem Ukrainy jest gigantyczna korupcja oraz oligarchiczny do bólu charakter gospodarki. Jak się szacuje, stu najbogatszych Ukraińców dysponuje majątkiem dwukrotnie wyższym od setki najbogatszych Polaków. Całość stanowi przeszkodę w integrowaniu gospodarki tego państwa z Europą oraz uniemożliwia udzielenie szerszej pomocy finansowej np. przez Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy,
W okręgu Donieckim oraz Ługańskim, w dużej mierze opanowanych przez tzw. separatystów, dochodzi do coraz bardziej krwawych walk z użyciem ciężkiego sprzętu. Mnożą się ofiary.
25 lutego 2015
Są na tym świecie rzeczy, które nie powinny się nigdy wydarzyć. Prawda nieustająco zasmuca i stawia odwieczne pytanie: „dlaczego ?”. Kończę czytać książkę Douglasa Smitha, amerykańskiego historyka,„Skazani: ostanie dni rosyjskiej arystokracji”.Autor, na przykładzie dwóch powiązanych z rosyjskim dworem wpływowych i bogatych rodzin – Szeremietiewów i Golicynów – przybliża czytelnikowi obraz nieludzkiego okrucieństwa, jakiego, skutkiem rosyjskiej rewolucji 1917 roku, zaznała stara arystokracja tego ogromnego kraju. Obie familie należały do grona tych, które pozostały w Rosji; nie zdecydowały się, śladem większości, na emigrację – ucieczkę przed rewolucyjnym chaosem i terrorem. Cena zaniechania okazała się okrutna. Autor, z godną podziwu dociekliwością, analizuje przyczyny wybuchu Rewolucji Październikowej, zgłębia jej sięgające w głąb mrocznych dziejów Rosji korzenie łącznie z historycznymi wydarzeniami, kreślącymi preludium rewolucyjnego zrywu w roku 1917: przegrana w 1904 roku wojna z Japonią, krwawa niedziela w Petersburgu 1915 roku, przegrana i rujnująca Imperium I Wojna Światowa, wreszcie Rewolucja Lutowa 1917. Wszystkim cytowanym odsłonom historii Rosji towarzyszyły wyniszczający chaos oraz nieludzkie zdziczenie: niezliczona liczba aktów przemocy, bandytyzmu i barbarzyństwa. Douglas Smith nie szczędzi gorzkich uwag pod adresem rosyjskiej klasy panującej na czele z carem Mikołajem II, arystokracji oraz szlachty. Słusznie gani te środowiska za zaniechania i zaprzepaszczenie szans na zreformowanie rosyjskiego imperium. Przede wszystkim, co podkreśla autor, nie podjęto we właściwym czasie trudu rozwiązania problemów rosyjskiej wsi, gdzie wszechogarniająca bieda i zacofanie jaskrawo kontrastowały z zasobnym przepychem ziemskich majątków rosyjskich elit. Te, kosztem zabiedzonej ludności, trwoniły zasoby materialne i ludzkie w przegranych wojnach oraz w zbytkach. Dając pożywkę rewolucyjnym radykałom, otwarły szeroko wrota do objęcia przez nie siłą władzy – do obalenia „zmurszałego porządku”. Jakkolwiek nieźle znam historię wschodniego sąsiada Polski, książka okazała się nad wyraz ciekawa, przy tym wstrząsająca. Udokumentowane szczegóły ociekają cierpieniem. Ich niezliczone przykłady autor zaczerpnął z mnogiej j liczby źródeł publicystycznych, zasobów archiwalnych, a także od żyjących na Zachodzie potomków błękitno-krwistych rodów rosyjskich. Książkę warto przeczytać. Budzi przerażenie, bunt oraz współczucie dla milionów ofiar zatrutych owoców rewolucji rosyjskiej 1917 roku.