Gdyby nie „Drewniany różaniec”, Natalia Rolleczek pozostałaby zapewne pisarką „w cieniu”, na wpół anonimową. Tak jak choćby prawie całkowicie od lat zapomniana Maria Jarochowska, także pisarka o rysach skandalistki i demaskatorki („Niemiłosierni”, „Buraczane liście”). „Drewniany różaniec” (1953) usytuował Rolleczek pośród pisarzy skandalizujących, jako autorkę powieści demaskatorskiej w stosunku do żeńskiego kleru zakonnego, powieści która pokazywała, że przedstawicielki instytucji powołanej do rozsiewania miłosierdzia potrafią być bezdusznymi, okrutnymi sadystkami i hipokrytkami.
W kraju, w którym krytyka kleru od wieków należała do rzadkości i na palcach obu rąk można policzyć utwory o wyrazistym charakterze antyklerykalnym, które są do znalezienia w historii literatury polskiej, „Drewniany różaniec” odebrany był jako utwór obrazoburczy, skandaliczny, niesprawiedliwy, jako napaść na kościół katolicki i to napaść dokonaną w okresie, gdy znajdował się on w ciężkiej opresji politycznej, w roku uwięzienia prymasa Stefana Wyszyńskiego. Rolleczek osnuła swoją powieść na wspomnieniach osobistych. Lata 1931-1933 spędziła, jako 12-14 letnia dziewczynka, w sierocińcu prowadzonym przez zakon felicjanek w Zakopanem, gdzie się urodziła. Pisała w niej o „bezwzględności zakonnic, głodzie i poniżeniu. W sierocińcu najgorsze były rygor, dryl, zakazy. Jedzenie było reglamentowane, można było się zwijać z pragnienia, a i tak nie dostało się nic dodatkowo, nawet garnuszka mleka czy herbaty. No i warunki sypialniane – duża, wspólna, zimna sala na strychu, żelazne łóżka i jeden krótki piec kaflowy”.
Władza przyjęła „Drewniany różaniec” skwapliwie jako instrument propagandowy, powieść doczekała się kilku wydań. Przyjęła ją tym skwapliwiej, że w PRL pisarze nie kwapili się do pisania prozy krytycznej w stosunku do kościoła i religii, a wydane na początku lat sześćdziesiątych „Urząd” i „Spiżowa brama” Tadeusza Brezy wyczerpują wraz z „Drewnianym różańcem” (można do tego dodać negatywną politycznie postać księdza w „Obywatelach” Kazimierza Brandysa), katalog prozy o podobnej tematyce, przy czym tylko powieść Rolleczek bezpośrednio odnosiła się tak obszernie do społecznego funkcjonowania instytucji kleru polskiego, a i to z akcją usytuowaną w dwudziestoleciu międzywojennym.
Ten brak literatury o tematyce antyklerykalnej lub co najmniej krytycznej wobec kleru w PRL, oskarżanej o walkę z kościołem katolickim przez cały czas swojego istnienia, jest skądinąd fenomenem zastanawiającym, wartym odrębnego namysłu. Żadna z powieści okresu realizmu socjalistycznego (w tym żadna ze sztandarowych), choć piętnowały wrogów klasowych, szpiegów i dywersantów, nie została poświęcona klerowi katolickiemu.
Środowisko literackie, w tym szczególnie jej rodzime, krakowskie, zastosowało wobec Rolleczek towarzyski ostracyzm, a kościół – infamię ogłaszaną z ambon. Warto przy tym zauważyć, że Rolleczek nie należała do kręgu partyjnych pisarzy o nastawieniu ateistycznym. Uważała się za osobę wierzącą, acz bez ostentacji, należała do Armii Krajowej i była w kręgu znajomych Karola Wojtyły (spotkała się z nim w Watykanie w 1981 roku – podobno przywitał ją życzliwie). W wywiadzie udzielonym w 2003 roku, choć powiedziała, że nie żałuje, że napisała i wydała „Drewniany różaniec”, to w jej wypowiedzi pojawiły się akcenty skruchy za to, że wydała powieść w okresie, gdy kościół znajdował się w najtrudniejszej sytuacji. Powstał też poświęcony jej film dokumentalny Stanisława Zawiślińskiego „Tala od różańca” (2012).
„Drewniany różaniec” na ekranie
12 lat po wydaniu książki, w styczniu 1965 roku na ekrany kin wszedł film Ewy i Czesława Petelskich „Drewniany różaniec”, będący dość literalną ekranizacją powieści. Prasa katolicka („Słowo Powszechne”, „WTK”, „Tygodnik Powszechny”) przyjęła go kwaśno, a nawet prasa partyjna bez szczególnego aplauzu, choć film promowano w trailerach emitowanych przed seansami kinowymi. Z artystycznego i widowiskowego punktu widzenia film okazał się przeciętny, mimo udziału – w rolach zakonnic – znakomitych aktorek: Barbary Horawianki, Jadwigi Chojnackiej, Zofii Rysiówny. Rolę jednej z dziewcząt zagrała młodociana wtedy aktorka Halina Kowalska, po latach jedna z tzw. „seksbomb kina PRL” (m.in. uwodząca Włocha sprzedawczyni Marianna z „Nie lubię poniedziałku” Tadeusza Chmielewskiego).
W kościołach Lublina, gdzie naówczas mieszkałem, film został ostro skrytykowany w ramach tzw. „katolickiej oceny filmów”. Pisane na maszynie, anonimowe oceny repertuaru kin wywieszano wtedy w przedsionkach tamtejszych kościołów, w szklanych gablotach naściennych. Taka praktyka była w Lublinie. Czy także w innych miastach – nie wiem. Utkwiło mi w pamięci drobne wspomnienie z tego okresu, gdy jako ośmioletnie pacholę, nieświadome wymowy filmu, przekonane, że film, który ma słowo „różaniec” w tytule jest filmem religijnym, zapytałem o to mojego księdza-katechetę. Nie zapomnę kwaśnego grymasu, jaki pojawił się na jego twarzy i warknięcia czegoś tam o „ataku na kościół”.
Film krytycznie przyjął nawet Zygmunt Kałużyński, recenzent filmowy partyjnego tygodnika „Polityka”. Redaktor naczelny pisma, Mieczysław F. Rakowski w swoich „Dziennikach politycznych”, pod datą 8 lutego 1965 napisał: „Ostatnio (Zyzio) naraził się Natalii Rolleczek, pani, która dziesięć lat temu spisała swoje przeżycia, gdy jako dziewczynka mieszkała w przytułku prowadzonym przez zakonnice. Książka p.t. „Drewniany różaniec” była wówczas wydarzeniem literackim. Osiągnęła 150 tysięcy nakładu i przetłumaczono ją na kilka obcych języków. Na podstawie książki zrobiono film pod tym samym tytułem. O nim właśnie Zyzio napisał krytyczną recenzję („W interesie klasztornym”). Między innymi zarzucił Rolleczek, że zajmuje wobec sióstr zakonnych postawę dość dwuznaczną moralnie, bo przecież siostry, które autorka odmalowała w czarnych kolorach, ocaliły dziewczęta od śmierci, żebrząc dla nich, karmiąc je i wychowując. Rolleczek wściekła się i przysłała list do redakcji, w którym stwierdziła, że Kałużyński zajmuje się bardziej książką niż filmem” i – jak dalej referował Rakowski – broniła zasadności zawartego w powieści krytycznego obrazu przytułku i postaw zakonnic.
Warto zauważyć, że także w kinie PRL motywy antyklerykalne czy antyreligijne pojawiały się bardzo rzadko, a i to w formie bardzo oględnej i aluzyjnej. Poza „Drewnianym różańcem” , „Matką Joanną od Aniołów” Jerzego Kawalerowicza (to presja polskiej hierarchii kościelnej na władze kinematografii spowodowała, że ten film nie otrzymał co najmniej Srebrnej Palmy w Cannes 1961, do której kandydował, a jedynie Nagrodę Specjalną – jak widać i wtedy kościół kat. miał długie i silne łapy) oraz „Urzędem” Janusza Majewskiego według powieści Brezy, nie sposób wskazać innego filmu o wymowie krytycznej wobec kościoła. Długo było też tak w III RP, po 1989 roku. Dopiero „Kler” Wojciecha Smarzowskiego przełamał to tabu. I to od razu z grubej rury.
Natalia Rolleczek funkcjonowała dalej jako pisarka, głównie dla dzieci i młodzieży. Poza „Drewnianym różańcem” w 1955 roku wydała powieść „Oblubienice”. Powieść „Kochana rodzinka i ja” została uznana za najlepszą powieść roku 1961 przez czytelników czasopisma „Płomyczek”, a cztery lata później Rolleczek odebrała nagrodę Prezesa Rady Ministrów za swoją twórczość dla dzieci i młodzieży. Ostatnią powieść, „Zaczarowaną plebanię”, wydała w 1997 r. Zmarła 8 lipca 2019 roku. 16 lutego ukończyła 100 lat.