

Polsko-ukraińskie stosunki, to temat niebanalny i przepełniony zarówno mrocznością jak i morzem faktów chwalebnych. Większość Polaków i Ukraińców taką wiedzę, zwłaszcza historyczną ma. Przy czym każdy z naszych narodów, co oczywiste, ma do niej niekiedy bardzo odmienny stosunek. Rzutuje to w sposób oczywisty na możliwości porozumienia się dziś w wielu kwestiach. Jednakże ostatnimi czasy sytuacja, tak wewnętrzna naszych krajów, jak i zewnętrzna uległa zmianie. Potężnym katalizatorem stała się zwłaszcza agresja rosyjska, która uprzytomniła stronie ukraińskiej i Polakom, jak ogromnym zagrożeniem dla suwerenności i bytu narodowego może być imperialna i zbrodnicza w swej istocie polityczna doktryna Kremla.
W tej sytuacji potrzebą chwili jest poszukiwanie optymalnej formuły wzajemnej współpracy i zbliżenia politycznego, ekonomicznego i kulturowego, którą może stać się unia obu państw. Zadanie trudne, ale nie na granicy niemożliwego. Historycznie rzecz biorąc nie startujemy od zera, były bowiem w przeszłości próby budowania takiej koncepcji podejmowane chociażby przez Józefa Piłsudskiego, zwolennika koncepcji federacyjnej, polegającej na współpracy i sojuszu z Litwinami, Białorusinami i Ukraińcami, którego ostrze skierowane było przeciwko Rosji skażonej odwiecznymi imperialnymi dążeniami. Praktycznym wyrazem tych koncepcji była odezwa Piłsudskiego z 1919 r. „Do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego” czy zawarty rok później w czasie wojny polsko-bolszewickiej sojusz z Symonem Petrulą, przywódcą Ukraińskiej Republiki Ludowej.
Po II wojnie światowej ideę tą konsekwentnie uzasadniali Jerzy Giedroyć i środowisko paryskiej „Kultury”, najważniejsi orędownicy idei polsko-ukraińskiej współpracy. Dla nich niepodważalnym kanonem i perspektywą było przekonanie, iż wolna i niezależna Ukraina stanowi kluczowy warunek dla bezpieczeństwa Polski i całej Europy. Pamiętajmy jednak, że koncepcja ta obejmowała również i Białoruś, dla której próżno by tu dzisiaj szukać miejsca. Wnosiła jednak pewien nowy wątek, którym było odejście od paternalistycznego traktowania sąsiadów i próby ich zdominowania na rzecz równoprawnych stosunków. Z oczywistych względów wszystko pozostawało tylko w sferze teorii i pragnień.
Dziś okoliczności i wyzwania są diametralnie inne. Inne też muszą być ramy i narzędzia tej współpracy. Wraz z rozpadem ZSRR oraz bloku państw socjalistycznych zaistniały warunki dla prowadzenia przez te nowe państwowe podmioty mniej lub bardziej suwerennej polityki. Jedne kraje stanęły wręcz w opozycji wobec Moskwy, a inne mozolnie rozpoczęły walkę o wyjście spod rosyjskiej dominacji i strefy jej wpływów.
Tendencje te, zwłaszcza jeśli chodzi o Ukrainę, uważnie śledzone były w Polsce pod kątem ich znaczenia dla jej bezpieczeństwa i szans rozwoju. Rodziły się w tym czasie mniej lub bardziej spójne koncepcje zbliżenia z Ukrainą. Nie wybiegały one jednak poza mocno wyważone, żeby nie powiedzieć ostrożne deklaracje polityczne i stosunkowo silne wsparcie na arenie międzynarodowej. Z kolei znaczna pomoc humanitarna, ekonomiczna i wojskowa, nie zawsze odbywała się w ramach wyznaczanych przez nasz kraj. O wszystkim musiał, jak sądzę, decydować brutalny pragmatyzm, a niekiedy zwyczajne polityczne wyrachowanie. Dostrzec to wszystko można było wyraźnie zarówno w wypowiedziach jak i działaniach Radosława Sikorskiego, Pawła Kowala czy Andrzeja Dudy lub Mateusza Morawieckiego. Na tę złożoność polskiego stanowiska niejednokrotnie zwracał uwagę chociażby Aleksander Kwaśniewski.
Po stronie ukraińskiej na temat wzajemnej współpracy i zbliżenia w podobnym duchu wypowiadał się w okresie międzywojennym m.in. historyk i polityk Mychajło Hruszewski, a po zakończeniu II wojny – Bohdan Osadczuk, mocno związany z Jerzym Giedroyciem, współtwórca intelektualnej podbudowy idei partnerstwa Ukrainy i Polski.
Dla losów stosunków polsko-ukraińskich rok 2025, i najbliższe lata, mogą stać się przełomowe. Przemawia za tym, oprócz bagażu dotychczasowych doświadczeń i koncepcji, szereg nowych okoliczności. Wszystko, albo prawie wszystko zmieniła bowiem rosyjska agresja. Unaoczniła ona konieczność zacieśnienia, a nie rozluźnienia czy zamrożenia na obecnym poziomie, relacji polsko-ukraińskich. Stopniowo przebija się do świadomości społecznej i polityki przekonanie, że tylko połączenie potencjałów ludzkich, ekonomicznych i militarnych może powstrzymać na zawsze rosyjskie zakusy uczynienia z najbliższych sąsiadów wasali, a Polskę wiecznie drżącą o swój byt państwowy. Wydaje się, że niebagatelnym czynnikiem rzutującym na sposób w jaki Polska i Ukraina będą materializowały swoją współpracę stanie się prawdopodobnie to, jakie inicjatywy i decyzje o znaczeniu globalnym będą podejmowane na Kapitolu oraz reakcje czołowych państw europejskich takich jak Francja i Niemcy.
W tej sytuacji najgorsze, co mogą zrobić Polacy i Ukraińcy, to bezczynność i oczekiwanie, że wszystko załatwi za nas mityczny „Wujek Sam”. Idea unii nie zmaterializuje się w krótkim czasie. Będzie to raczej proces, którego ramy czasowe trudno na dzień dzisiejszy w sposób odpowiedzialny określić, bowiem materia projektu jest nader złożona. Niemal każdy obszar funkcjonowania obu państw i narodów najeżony jest nie tylko tym co nas zbliża, ale i też różni. Czy mimo to zdobędziemy się na odwagę, by stworzyć coś wyjątkowego w Europie Środkowo-Wschodniej? Wielka tu odpowiedzialność ciąży na Polsce, która jako pierwsza powinna wystąpić z taką inicjatywą. Czasu jest niewiele, ale i czas to szczególny. Świat jest dziś w swoistym chaosie politycznym, ekonomicznym i społecznym, któremu takie oblicze w przyspieszonym tempie nadały m.in. wyniki ostatnich wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Z tego też powodu problem wojny rosyjsko – ukraińskiej zdaje się stawać w mocno nieprzewidywalnym świetle. Polska w 2025 roku powinna zatem wykazać się nadzwyczajną aktywnością wykorzystując wszystkie posiadane atuty. A ma ich niemało. Przeszkód na tej drodze jest oczywiście wiele. Najbardziej chyba obawiałbym się, tkwiącego gdzieś tam w przeszłości, polskiego paternalizmu, na którego ton niezwykle wyczuleni są Ukraińcy. Jeśli już miałby to być zatem tak ścisły związek, to na absolutnie na równoprawnych warunkach.
Polsko-ukraińska inicjatywa, jako swoisty symbol wręcz wizjonerskiego podejścia i przykład nowej formy współpracy w Europie Środkowo-Wschodniej postawi niewątpliwie trudne wręcz do przecenienia wyzwanie międzynarodowej społeczności. Sprawi, że oto w tej części Europy pojawi się realny lider. Obnaży ponadto rzeczywiste intencje wszystkich uczestników tej geopolitycznej gry. Poczynając od największych graczy w ramach Unii Europejskiej poprzez NATO, a w tym zwłaszcza Stany Zjednoczone, a na Chinach i samej Rosji skończywszy. Stanie się również nieprawdopodobnie trudnym testem dla polskich i ukraińskich elit oraz narodów.
W obecnej chwili trudno ocenić, kto będzie większym przegranym jeśli pomysł się nie powiedzie lub zostanie zaniechany. Z całą pewnością Ukraina wówczas stopniowo będzie dogorywała jako suwerenne państwo, a naród wcześniej czy później zostanie zrusyfikowany. Tak jak to się dzieje chociażby od lat w sąsiedniej Białorusi.
A co wtedy z Polską? No cóż, będziemy funkcjonowali dalej, lepiej lub gorzej, w obecnych międzynarodowych strukturach, takich jak UE i NATO z frustrującą świadomością upuszczonej szansy.
Autor jest socjologiem (Uniwersytet Warszawski) oraz absolwentem studiów podyplomowych w zakresie handlu zagranicznego na Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu, a także był wieloletnim pracownikiem przedstawicielstw polskich firm w Moskwie i Mińsku. Publikował teksty m.in. w Tygodniku Przegląd i Trybunie.