Stary (czeski) dowcip koński: ktoś zapytał ślepego konia, czy wystartuje w słynnej Wielkiej Pardubickiej, na co koń (który mówił) odparł z typowo czeską flegmą: „Nie widzę przeszkód”. Ja też nie widzę przeszkód, by zadedykować kawał – z czeską brodą – kandydatom na urząd Prezydenta Polski.
Prawdopodobnie znamy już wszystkich kandydatów, którzy wystartują w wyborach, a przynajmniej przystąpią do zbierania podpisów. To pierwsza przeszkoda, której może nie sprostać nawet koń o dobrym wzroku. Przewidywane problemy z jej pokonaniem oraz brak funduszy mogą spowodować, że Razem nie wystawi swojego żelaznego kandydata i nie włączy się do wyścigu.
Jak kiedyś wspomniałem, nazwy polskich partii są symboliczne, to znaczy symbolizują wartości, które ani rusz nie chcą się zmaterializować w praktycznym działaniu tychże partii. To niepisane prawo III RP. Przypominam, że oficjalna nazwa partii Razem to Lewica Razem. Partia ta przeżywa regularne rozłamy mniej więcej co dwa lata i właśnie przeżyła (ale czy faktycznie przeżyła, to się jeszcze okaże) kolejny. Jedyną stałą rzeczą, a w zasadzie osobą, w Razem jest jej (współ)przewodniczący. No, ale nie czas na duńskie łzy, gdy płoną lasy.
Pewniakiem do osiągnięcia sukcesu jest kandydat Konfederacji, Sławomir Mentzen. Sukces będzie nieco pyrrusowy, ale pokonanie samego marszałka Hołowni wydaje się dziś (w grudniu 2024) niemal pewne. Niewiadomy natomiast jest jeszcze program, przekaz, opowieść, jaką uraczy, uwiedzie wyborców ów kandydat. Mentzen ukończył studia na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, gdzie zdobył tytuł doktora nauk ekonomicznych. Jego aktywność, szczególnie w mediach społecznościowych, jest imponująca: Facebook, Youtube, TikTok, X. No i piwo – Browar Mentzen. W zasadzie Mentzen mógłby jednoosobowo zrobić reaktywację Polskiej Partii Przyjaciół Piwa.
Uwaga, wtręt: czy jego kandydowanie nie będzie naruszało ustawy o wychowaniu w trzeźwości?
Przyglądając się dokładniej sylwetce kandydata, można uznać, że Mentzen jest w zasadzie wymarzonym kandydatem Kaczyńskiego. Wysoki (niemal), wykształcony, z doktoratem, zna języki, rodzinny (żona i troje dzieci), katolik i (jeszcze) niezwiązany z PiS. Moim zdaniem to jego powinien prezes Kaczyński adoptować i wystawić jako kandydata Zjednoczonej Prawicy.
Najwięcej wolno będzie – mam nadzieję – kandydatce Nowej (starej) Lewicy. Nie ma wiele do stracenia, a wiele do zyskania. Najłatwiej, jak sądzę, poprawi poprzednie wyniki kandydatów Lewicy (SLD) – wynik Biedronia z 2020 roku (2,22%), a kto wie, może i wynik Ogórek z 2015 (2,38%), choć warto pamiętać, że w liczbie zebranych głosów Biedroń jednak wyprzedził Ogórek o 78 246 głosów. Niemniej belka nie jest dla Biejat ustawiona w przeszkodzie zbyt wysoko.
Ale też nie można uznać sytuacji za całkiem łatwą. Biejat nie jest ulubioną kandydatką Nowej Lewicy ani jej wyborców. Nie jest też na pewno ulubienicą Lewicy Razem, od której odeszła po ostatnim kryzysie. Może jednak przekuć tę słabość w atut, wybierając swobodę w kształtowaniu swojego przekazu wyborczego. Jej szansa to kontestacja nie tylko PiS, ale i tradycji PO, a nawet odważna krytyka aktualnego rządu. Biejat może, a nawet powinna poważyć się na przedstawienie systemowej alternatywy, która zakładałaby daleko idące zmiany, w tym również zmiany w Konstytucji.
Trudniej na pewno będzie Hołowni. Sam sobie wysoko ustawił belkę, a kto wie, czy zamiast rywalizować o drugą turę, nie będzie musiał walczyć w derbach marszałkowskich z (wice)marszałek Senatu o zaszczytną – lub nie – czwartą lokatę. Gwiazda marszałka (Sejmu) znacznie przybladła, a w dodatku bardzo trudno będzie łączyć rolę kandydata do pierwszego urzędu w państwie z realizowaniem funkcji drugiego (urzędu).
Na koniec prawdopodobnie zostaną na parkurze (kontynuując końską parafrazę) kandydaci PO i PiS czy – jak uparcie twierdzą niektórzy symetryści – POPiS. Nie potrafię dziś przewidzieć, który z nich zakończy sukcesem pierwszą, a tym bardziej drugą turę.
Słabością Rafała Trzaskowskiego na pewno będzie rząd (utraconych) nadziei i to, że Trzaskowski już raz przegrał, a mobilizacja wyborców będzie teraz daleko trudniejsza niż pięć lat czy choćby rok temu. Sondaże wskazują, że kandydat PO ma już swój ustabilizowany elektorat, ale też że bardzo trudno będzie go powiększyć.
Jego rywal Nawrocki, ma belkę w przeszkodzie ustawioną o wiele niżej. Nikt nie wymaga od niego, by wygrał, ma jedynie dostać się do drugiej tury, a to według grudniowych sondaży powinno przyjść mu łatwo. A potem… To, co potem, będzie zależało od kampanii wyborczej, nawet nie tyle samego Nawrockiego, ile pozostałych kandydatów, a w szczególności Trzaskowskiego. Warto pamiętać, że sondaże dawały Komorowskiemu zwycięstwo nad Dudą już w pierwszej turze…
Czy czegoś specjalnego możemy się spodziewać po kampanii wyborczej? Nie sądzę. Ożywić ją mogą jedynie skrzydłowi kandydaci, prawo- i lewo-. Czy to zrobią, czy postawią interesujące pytania – zobaczymy. Dotąd ani koalicja, ani opozycja nie zajmują się najbardziej istotnymi problemami. W dodatku rządowi nie wszystko idzie jak po maśle – i to nie dlatego, że masło drożeje.
Nadal nie wypracowano poważnych strategii w najważniejszych sektorach gospodarczych i społecznych. W sferze gospodarki mamy bardziej rząd kontynuacji niż zmiany. W sferze społecznej rysuje się minimalny postęp, w pozostałych ministrowie raczej drepczą w miejscu lub chodzą w kółko. A komunikacja rządu ze społeczeństwem i konsultacje ze społecznymi interesariuszami nie zachwycają tych ostatnich, choć ci doceniają, że w ogóle coś takiego się odbywa. Generalnie mamy władzę małych zachwytów i małych (lub większych) rozczarowań. To nie wróży najlepiej na przyszły rok.
aristoskr.wordpress.com