16 grudnia 2024

Imieniny: Bogumiły, Dagmary, Dominika

loader

Pretendenci

Pałac Prezydencki w Warszawie / fot. Wikipedia

Mamy wyjątkowy sezon pojawiania się w przestrzeni publicznej kandydatów – czyli pretendentów (to ładniej brzmi!) do różnych stanowisk, albo do zajmowania ważnej pozycji w życiu Rodaków, bez bawienia się w formalne nominacje. Najważniejszym celem jest – oczywiście – stanowisko prezydenta Polski.

Motywacje

Zawsze były i są nadal dość wyraźnie zarysowane dwie grupy naszych politycznych idoli, które trzymają lejce w powozie o nazwie Polska.

Pierwsza grupa to ci, którym imponują widoczne i budzące zazdrość atrybuty władzy – tytuły, samochody, asystenci, uniżone ukłony, skandowanie imion przez tłumy zwolenników i wiele innych objawów miłości i zależności.

Druga grupa nie gardzi takimi atrybutami, ale dla niej jest najważniejsze faktyczne sprawowanie władzy. Konie ciągnące powóz muszą robić to, co oni uznają za słuszne. Każda ważniejsza decyzja powinna być z nimi konsultowana. Mogą epatować zwolenników osobistą skromnością, mieszkać wręcz ubogo, nie uczestniczyć w żadnych interesach i nie wydawać państwowych pieniędzy na wyjazdy zagraniczne. Chcą być wzorcami uczciwych patriotów, zawsze gotowymi do poświęceń dla kraju.

W okresie prekampanii związanej z wyborami nowego prezydenta w obu tych grupach rodzą się oczekiwani i nieoczekiwani pretendenci. W gronie Rady Sklerotyków zastanawialiśmy się, na co właściwie dzisiaj liczą osoby działające wczoraj w drugiej albo nawet trzeciej linii politycznej, nieznane lub mało znane „zwykłym” obywatelom. W walce z kilkoma tuzami polityki, którzy też deklarują swój udział w tej konkurencji nie mają – patrząc logicznie – żadnych szans.

Tęsknota za popularnością

Na tym logicznym patrzeniu dyskusja Sklerotyków na chwilę się zatrzymała. Bo logika – logiką, ale przecież wyjątki się zdarzają. Obecnego prezydenta wybraliśmy właśnie wbrew logice. Nie był znany, miał znanego i przez wielu obywateli lubianego głównego przeciwnika – ale mimo to wygrał wybory. Jego atutami była (relatywna) młodość, tytuł naukowy, umiejętność względnie poprawnego, publicznego przemawiania do tłumów zwolenników i przeciwników. Niektórzy kandydaci zgłaszający się do najbliższych wyborów prezydenckich mogą mieć nadzieję, że i oni to potrafią.

Sklerotykom wydaje się jednak, że nie jest to jedyna motywacja mało znanych pretendentów. Drugą, o jeszcze mniejszym znaczeniu społecznym może być dość powszechna chęć zdobycia popularności. „Nie jestem znany, a przecież jestem bardzo zdolny. Mógłbym być prezesem w dużej firmie albo załapać się na godziwe stanowisko w ambasadzie w spokojnym kraju. Ale decydenci mnie nie znają! Nawet jak będę sromotnie przegranym kandydatem na prezydenta, to cały kraj mnie pozna”.

Wsparcie i zależność

Jednak nie wszyscy kandydaci w tym wyścigu do Belwederu stają się jawnymi lub poufnymi uczestnikami z własnej lub podpowiedzianej inicjatywy. Są i tacy, którzy stają w szranki dlatego, że spodobali się jakiejś partii politycznej. Wtedy ona bierze na siebie prowadzenie i koszty ich wyborczej kampanii. Teoretycznie może oczywiście zdarzyć się przypadek, że ci wybrani nie mają ochoty zostać „najważniejszą osobą” w państwie i grzecznie odmawiają uczestniczenia w tej denerwującej zabawie. Ale dyskutujący Sklerotycy nie pamiętają takiej sytuacji w polskim realu.

Sklerotycy z uśmiechem współczucia wysłuchali i przeczytali informacje, że są kandydaci, których wprawdzie wytypowała partia polityczna, ale oni mimo to są „obywatelscy”, bezpartyjni i niezależni. Taka łamigłówka budzi wesołość, ale w praktyce się nie zdarza. Zresztą zależność od partii i innych organizacji i środowisk nie jest sytuacją wstydliwą – oczywiście poza przypadkami, w których są to podmioty przestępcze.

Niezależny – ale wyborca.

Na tym nieformalnym spotkaniu Rady Sklerotyków zapasy piwa zostały niemal wyczerpane. Postanowiliśmy więc zakończyć dyskusję jakimś względnie konstruktywnym wnioskiem. Ten wniosek dotyczy ciągle nadmiernego – naszym zdaniem – zaufania do wyników badań poparcia, jakie uzyskują czołowe partie polityczne. Członkowie Rady dawno zakończyli działalność zawodową na dość wysokich szczeblach społecznej drabiny. Teraz są częścią „szarego ludu” i utrzymują z nim znacznie więcej kontaktów, niż ankieterzy placówek zajmujących się badaniami preferencji wyborczych. Und hier ist der hund begraben! Ten pies, to patiotyczno – megalomanistyczne przekonanie, że Ponad 72% Polek i Polaków interesuje się polityką i oddaje swój głos wyborczy po wnikliwej ocenie sytuacji politycznej, ocenie walorów kandydatów, a nawet zmian relacji zachodzących w Europie i na świecie.

Nasze sklerotyczne doświadczenia i obserwacje tego nie potwierdzają. Było jeszcze gorzej, ale i teraz udział takich świadomych wyborców oceniamy na maksimum 45% i tylko dlatego, że zaliczamy do nich an block członków i sympatyków PISu, którzy głosują „zgodnie z rozkazem”. Moim zdaniem wykazały to wyraźnie badania preferencji przeprowadzone w kilka dni po oficjalnym wyborze „bezpartyjnego kandydata partii”. Szeregowi członkowie partii nie mieli czasu, aby dokładniej zapoznać się z kandydaturą, ale jak „szef ją akceptował, o znaczy, że jest dobra i trzeba ją popierać. W rzeczywistości prawie połowa uprawnionych do głosowania traktuje wybory jako rodzaj zbiorowej rozrywki. Kandydaci im się podobają albo nie podobają i od tej uczuciowej oceny zależy, na kogo będą głosować. Programy polityczne kandydatów mają dla nich drugorzędne znaczenie. Najważniejsze i weryfikowane głównie przez telewizję jest to czy jest przystojny albo okoliczności, czy się uśmiecha i nie jest ponurakiem, czy poprawnie i zrozumiale mówi, czy zna jakieś obce języki. Pomaga mu w zdobywaniu wyborców nieodbieralny tytuł naukowy lub oficerski (profesor, generał), a znacznie mniejsze znaczenie mają uznaniowe nominacje administracyjne i biznesowe (prezes, minister).

Jeśli Sklerotycy mają rację, to wszelkie wyniki badań preferencji wyborczych można wykorzystywać tylko jako jedną z przesłanek rozważania celowości korekt w strategiach wyborczych. Traktowanie ich jako niemal wiarygodnej wróżby zwycięstwa lub porażki, wpadanie pod ich wpływem w euforię lub w rozpacz, może być samobójczym błędem.

Tadeusz Wojciechowski

Poprzedni

Energia