3 grudnia 2024

loader

Psi gwizdek

Co roku 1 marca obchodzony jest w Polsce Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, ustanowiony w 2011 roku świętem państwowym. Oficjalnie mówi się, że święto to jest uczczeniem pamięci żołnierzy, którzy walczyli z „sowiecką okupacją”, pod którą Polska znalazła się na skutek drugiej wojny światowej. Kult Żołnierzy Wyklętych ma jednak konkretny cel polityczny – o którym organizatorzy wprost nie mówią.

Określenie „Żołnierze Wyklęci” zostało wymyślone przez Leszka Żebrowskiego publicystę m.in. „Naszego Dziennika” i „Gazety Polskiej Codziennie” oraz późniejszego doradcę Ruchu Narodowego. Po raz pierwszy oficjalnie zostało użyte w 1993 roku przez stowarzyszenie nazywane Ligą Republikańską, kiedy to zorganizowano w Warszawie wystawę zatytułowaną „Żołnierze Wyklęci – antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 r.”. Jak tłumaczył Grzegorz Wąsowski – jeden z twórców wystawy i były członek Ligi Republikańskiej, żołnierze ci byli „wyklęci”, ponieważ po upadku komunizmu nadal byli zapomniani – a podmioty opiniotwórcze (jak władze, media), nie starały się przywrócić (odpowiedniej) pamięci o nich. Tak więc, wykorzystując potencjalne poczucie winy, żołnierzy tych postanowiono przedstawiać jako podwójne ofiary – najpierw sowieckiego terroru, a potem milczenia panującego już po zmianach ustrojowych.
Według oficjalnych komunikatów termin „Żołnierze Wyklęci” miał odnosić się do ogółu żołnierzy walczących z komunistami po zajęciu Polski przez Związek Sowiecki. Pierwotnym więc skutkiem wypromowania go – i najprawdopodobniej zakładanym celem jego twórców — było wrzucenie do jednego zbioru i traktowanie jako jedności, wszystkich antykomunistycznych partyzantów działających wtedy w Polsce. Rozmyto w ten sposób wiele dotyczących ich kwestii – idee jakimi się kierowali, ich cele, wizję Polski, o jaką walczyli, działania, których się podejmowali – wraz z etyczną ich oceną. Do jednej grupy wrzucono zarówno tych, którzy rzeczywiście chcieli żyć w wolnym i demokratycznym kraju, jak i członków Narodowych Sił Zbrojnych, Narodowego Zjednoczenia Wojskowego i pomniejszych formacji, którzy marzyli o nacjonalistycznym państwie katolickim i mordowali niczemu winnych obywateli polskich, niepasujących do tej wizji. Tym samym zaczęto zacierać granicę pomiędzy walczącymi o wolność i zbrodniarzami – po to by na ideach tych pierwszych, przepchnąć kult tych drugich.
Tak więc faktycznym beneficjentem funkcjonowania terminu „Żołnierze Wyklęci” są członkowie organizacji partyzanckich o katolickim charakterze. Najczęściej NSZ – które, były nacjonalistyczną organizacją katolicką, czerpiąca swoją formę polityczną m.in. z przedwojennego Obozu Narodowo-Radykalnego. To do nich zasadniczo odnosi się to pojęcie – i to oni są pod nim gloryfikowani. Trudno oczekiwać innych intencji związanych z kultem „Żołnierzy Wyklętych”, jeżeli weźmie się pod uwagę działalność Leszka Żebrowskiego – który zajmuje się właśnie promowaniem historii „narodowych” organizacji zbrojnych – NSZ, NZW, NOW – oraz samą Ligę Republikańską, która była organizacją również odwołującą się do katolicyzmu. Jej deklaracja stanowiła, m.in. że: „Nierozłącznym elementem polskiej tradycji jest katolicyzm. Kościół jako część narodowej przeszłości pozwala jednostce nawet przy zagubieniu przez nią kontaktu z sacrum na trwanie w świecie niezmiennych wartości”. Deklaracja więc w pewien sposób utożsamia polskość z katolicyzmem, czym skłania się w kierunku idei państwa katolickiego. Polska, jakiej chciała Liga Republikańska, mogłaby być więc docelowo podobna do państwa, jakiego chciały NSZ i NZW – a przed wojną Obóz Wielkiej Polski, Obóz Narodowo Radykalny, Ruch Narodowo-Radykalny Falanga, Pogotowie Patriotów Polskich czy Polska Organizacja Faszystowska — gdzie nazywana była Katolickim Państwem Polskim, Katolickim Państwem Narodu Polskiego lub Wielką Polską.
Sam Kościół Katolicki stał się zresztą jednym z czołowych promotorów kultu „Żołnierzy Wyklętych”. Jeżeli mówi się o nich z zaangażowaniem, w duchu rzeczywistego poparcia i utożsamiania się z nimi — to w mediach katolickich, na katolickich marszach, w katolickich kazaniach (jak np. homilia ks. bp. Jerzego Mazura wygłoszona podczas pogrzebu żołnierzy NZW w Orłowie, 15 lutego 2014 roku).
Promocja „Żołnierzy Wyklętych” nie stanowi odkłamywania historii – jak twierdzą ludzie związani z ich kultem – ale jest dalszym jej przekłamywaniem, tyle że na modłę katolicką, a nie komunistyczną. Odkłamywanie historii polega na rzetelnym przedstawianiu faktów, z użyciem terminów ściśle definiujących historyczne desygnaty. Nie jest na pewno odkłamywaniem dorabianie dodatkowych pojęć, których celem jest mieszanie niezwiązanych, czy nawet przeciwnych sobie ludzi i idei. Zwłaszcza pojęć stworzonych na rzecz peryferyjnej drogi perswazji – niejasnych, odwołujących się do emocji, mitologizujących rzeczywistość.
Stosowanie w debacie publicznej takiego określenia jak „Żołnierze Wyklęci” jest manipulacją, stworzoną na cele historycznego rewizjonizmu. Jest podobnym narzędziem, jak stosowane w propagandzie komunistycznej etykiety w postaci „bandytów” i „zaplutych karłów reakcji”, które przyczepiano wszystkim antykomunistycznym działaczom. Podobne formy manipulacji nie są zresztą ani nowe, ani rzadkie. Grecki filozof Arystoteles wskazał, że na skuteczność retoryki ważny wpływ mają fakty, na które argumentujący nie ma bezpośredniego wpływu – i ustalił możliwości obejścia tej przeszkody. Rzymski filozof i mówca – Cicero, rozwinął myśl Arystotelesa, formując technikę, którą obecnie nazywa się perswazją wstępną – a która stosowana jest powszechnie m.in. przez obrońców w sądach. Jej celem jest wpoić odbiorcy, co powinien wiedzieć i uznawać za oczywiste, dobrać definicje, wygodnie sformułować problem, odpowiednio zarządzić wiarygodnością – tworząc dogodne warunki dla perswazji właściwej. Termin „Żołnierze Wyklęci” jest właśnie tego rodzaju kreacją – a służy ona pośredniej promocji ugrupowań takich jak Prawo i Sprawiedliwość czy Ruch Narodowy. Ma uwiarygodniać ich działalność – poprzez wskazywanie, że kontynuują one tradycję jakichś powszechnie cenionych dawniej organizacji. Legitymizować agresywny bunt przeciw liberalnemu porządkowi — utożsamiając go z „patriotyzmem”. Krzewić nienawiść do ludzi o innych poglądach czy pochodzeniu — już na płaszczyźnie definicji i z wykorzystaniem pokrętnie przedstawianej historii.
Mówi się, że istotą kultu „Żołnierzy Wyklętych” ma być ich walka z komunizmem. Należy więc tu przypomnieć, że w katolickiej retoryce mianem „komunistów” określa się nie tylko faktycznych komunistów, ale po prostu ludzi wyraźnie niepodzielających katolickich poglądów lub wywodzących się z pewnych grup etnicznych – a szczególnie zadeklarowanych liberałów, demokratów, lewicowców, ateistów, wyznawców prawosławia, ludzi o żydowskim, białoruskim, rosyjskim lub ukraińskim pochodzeniu. Na przykład w wywiadzie dla „Naszego Dziennika” w 2012 roku, kard. Stanisław Nagy stwierdza, że „komunizm nie zginął, ale przedzierzgnął się w inteligencką ideologię nazywaną liberalizmem”. Ks. Marek Dziewiecki w artykule „Ateizm, czyli urojona wizja człowieka”, sugeruje, że wszyscy ateiści są odpowiedzialni za komunistyczne zbrodnie i powinni za nie przepraszać.
Takie etykietowanie „komunizmem” pozwala przedstawiać niegroźne, niezwiązane ze sobą osoby, jako zorganizowane, poważne zagrożenie – a za tym, umożliwia zachęcanie do walki z nimi i usprawiedliwianie wszelkich krzywd im wyrządzonych. Każdy bowiem atak, stanie się tym samym „obroną” – siebie, państwa, wolności – przed „komunistyczną tyranią”. Strona katolicka etykietowała swoją opozycję „komunizmem” nie tylko w Polsce. Bardzo wyraźne było to na przykład w katolickiej Hiszpanii.
To właśnie zjawisko było też jednym z motywów zbrodni dokonywanych przez „Żołnierzy Wyklętych” oraz jest nieodłączną częścią ich obecnego kultu. Dokument IPN – „Informacja o ustaleniach końcowych śledztwa S 28/02/Zi w sprawie pozbawienia życia 79 osób — mieszkańców powiatu Bielsk Podlaski w tym 30 osób tzw. furmanów w lesie koło Puchał Starych, dokonanych w okresie od dnia 29 stycznia 1946 r. do dnia 2 lutego 1946” – zaznacza:
„Nie sposób podejrzewać dzieci i starców, którzy zginęli przy pacyfikacji o współpracę z komunistami. Należy zatem uznać, że przyjęcie tezy o sprzyjaniu komunistom znajdowało tylko oparcie w ogólnym i upowszechnionym wówczas stereotypie, iż osoby deklarujące swoją narodowość jako białoruską mają przekonania komunistyczne, częściej w odróżnieniu od Polaków zapisują się do PPR i pełnią służbę w organach bezpieczeństwa”.
Wspomniany dokument zawiera też dość obrazowy opis zbrodni dokonanych przez tych, których gloryfikuje się jako „Żołnierzy Wyklętych” – w tym wypadku NZW.
„Wieczorem 1 lutego 1946 r. odbyła się odprawa dowódców plutonów. Kpt. Rajs przydzielił dowódcom zadania zniszczenia po jednej ze wsi: Zanie, Szpaki, Końcowizna. Wymienione wsie były w przeważającej części zamieszkałe przez ludność wyznania prawosławnego. […]
W godzinach wieczornych do wsi Szpaki wkroczył pluton pod dowództwem „Wiarusa”. Żołnierze zaczęli podpalać zbudowania i strzelać do mieszkańców. Śmierć od kul lub w płomieniach oraz od odniesionych od tego ran poniosło 7 osób. […] W jednym z domów dokonano gwałtu na kobiecie (zeznanie k. 1939 ). Wymieniona poddała się napastnikom, gdyż wcześniej Maria Pietruczuk (18 lat), która stawiała opór napastnikom, została postrzelona w okolicy klatki piersiowej i pleców. Zmarła w wyniku odniesionych ran w dniu 6.02.1946 r. w szpitalu w Bielsku. […]
Drugi pluton, dowodzony przez „Bitnego” po przybyciu do Zań zajął następujące pozycje. Z jednej strony wieś została otoczona przez drużynę „Gołębia”, a z drugiej – przez drużynę „Szczygła”. Trzecia drużyna pod dowództwem „Ładunka” weszła do wsi, gdzie zaczęto podpalać poszczególne zabudowania. Nie podkładano ognia pod domy należące do osób wyznania katolickiego, jak też nie podpalano zabudowań tych prawosławnych, którzy zamieszkiwali w bezpośrednim pobliżu gospodarstw, należących do rodzin katolickich (według zeznań świadków wówczas w Zaniach mieszkały 4 rodziny katolickie). Mieszkańców, którzy usiłowali wydostać się z płonących domów, zapędzano z powrotem lub strzelano do ludzi wybiegających z palących się budynków i próbujących uciec ze wsi. Przed oddaniem strzałów niektórych mieszkańców pytano o narodowość i wyznanie. […]
Szczegóły dotyczące usiłowania zastrzelenia Piotra Nikołajskiego podała jego żona: „Po chwili zauważyliśmy, że domy we wsi zaczynają się palić. Nasz dom też zaczął się palić. Wszyscy, którzy byli w tym domu, zaczęli wybiegać na zewnątrz. Mąż zabrał jedno dziecko, a ja drugie. Ola miała wówczas pół roku, a Maria 2 i pół roku. Wybiegaliśmy na ulicę. Mąż został wówczas ranny w nogę – w udo. Nie mógł uciekać. Ja widziałam, jak się przewrócił na ziemię z dzieckiem na ręku. Wówczas, to podbiegło do niego kilku partyzantów. Słyszałam, że któryś z nich mówił, że trzeba go zabić, słyszałam, jak inni oświadczyli, że nie mają z czego. Natomiast jeden z nich powiedział, a ja mam. Wyjął pistolet i strzelił z boku w skroń. Nie zabił męża, bo kula przeszła przez oczy, wybijając je. […]
Córka zabitego Daniela Olszewskiego z Zań, gdy zobaczyła leżącego na drodze ojca, to stwierdziła, że tato jeszcze żył. „Był ranny w głowę. […] Ja nie zauważyłam wtedy, że obok między drzewami leży siostra Marysia. Ją trafili w usta. Potem Romualda Siennicka mówiła, że Marysia bardzo się męczyła i musieli ją dobić z bliska”. Córka Kseni Antoniuk zeznała , iż udało się jej uciec do pobliskiego lasu, gdzie spędziła noc. Gdy wróciła, to mama, jak i brat Jan Antoniuk i 4-letni syn siostry Jan Sielewończuk zostali już pochowani. Jej ojciec Aleksander został ranny w obie ręce, z których jedną amputowano. Jak się dowiedziała od mieszkańców kule trafiły go, gdy usiłował wynieść z płonącego domu swojego wnuczka Jana Sielewończuka. […]
Józef A. złożył następujące zeznania opisujące zabójstwo matki Nadziei. […] Matka wyjrzała na zewnątrz domu i powiedziała, wracając do izby, że wschodnia część wsi się pali. Po kilku minutach matka wzięła obraz katolickiej Matki Boskiej oraz gromnicę i wyszła na zewnątrz, a my za nią, łącznie 5 osób, to znaczy te dwie dziewczyny, dwie moje siostry i ja. W tym samym czasie z ulicy podeszło 3 osobników. Jeden zapytał w naszym kierunku — prawosławni, czy katolicy. Matka odpowiedziała — panowie jesteśmy Polakami, jak nie wierzycie, to może to potwierdzić sąsiadka, która jednak nie potwierdziła, że jesteśmy katolikami. Wówczas to jeden z tych trzymających pistolet w ręku strzelił do matki. Ja w tym momencie zacząłem uciekać za dom, a potem w pole do lasu. Słyszałem kilka strzałów. Wywróciłem się i udałem zabitego. Siostry i sąsiadki zostały wepchnięte do domu. Dom podpalono”.
Tak w bardziej szczegółowym ujęciu wyglądały działania, które obecnie w ramach kultu „Żołnierzy Wyklętych” są przedstawiane jako „bohaterska walka z komunizmem” i „walka o wolną Polskę”. Tego rodzaju akcje przeprowadzano w wielu miejscach. W niektórych wypadkach żołnierze próbowali, grożąc śmiercią, zmusić swoje ofiary do przyjęcia katolicyzmu – np. akcja NZW we wsi Drochlin. Podobną działalność prowadziły NSZ. Przykładem może być tu mord na ludności żydowskiej w Przedborzu oraz mord na ludności pochodzenia ukraińskiego w Wierzchowinach (najstarsza ofiara miała w tym wypadku 92 lata, najmłodsza 2 tygodnie). Ponadto sporo osób – w tym działaczy Armii Krajowej – wyłącznie za żydowskie pochodzenie czy wyraźne liberalne poglądy, trafiło na listy proskrypcyjne NSZ.
Pojawiający się czasem argument okrutnych realiów wojny, podczas której zawsze ma dochodzić do pewnych incydentów, jest pokrętną próbą odwrócenia uwagi od istoty problemu. Faktem jest, że rabunków, gwałtów czy mordowania ludności dopuszczali się żołnierze z różnych formacji, w wielu krajach. Jest jednak różnica pomiędzy systemami, które za takie zachowania karały – a organizacjami takimi jak NSZ, gdzie działania te były spójne z ich politycznymi celami, znajdowały usprawiedliwienie w ich ideologii oraz były inspirowane działającą tam propagandą – wskazującą na niekatolików jako „komunistów” i „wrogów ojczyzny”, których należy zwalczać i dla których nie powinno być w Polsce miejsca.
Podobną nieprzypadkowość terroru widać w działalności zagranicznych organizacji katolickich tamtego okresu. Na przykład Manuel Tuñón de Lara, Julio Valdeón Baruque i Antonio Domínguez Ortiz w książce „Historia Hiszpanii” piszą, że „masowych zbrodni dopuszczały się wprawdzie obie strony, jednakże w obozie frankistowskim były one realizowane lub tolerowane odgórnie, mieściły się w koncepcji prowadzenia wojny, traktowano je jako narzędzie walki, „wojenną konieczność”. Po stronie republikańskiej natomiast krwawy terror nie należał do arsenału politycznej broni; był on zresztą wysoce nieopłacalny dla rządu, gdyż spontaniczny i wymykający się spod kontroli stawał się nieselektywny, nie paraliżował wroga, a jedynie dostarczał argumentów antyrepublikańskiej propagandzie” Masowy terror – mający swoje uzasadnienie w katolicyzmie, był więc cechą charakterystyczną i wspólną tak samo dla Falangi Hiszpańskiej, Ustaszy czy Słowackiej Partii Ludowej, jak i NSZ i NZW.
Kwestia politycznych dążeń NSZ i innych tego rodzaju formacji jest często w ogóle pomijana. Wyeliminowanie całych grup społecznych było zaś jednym z ich ideowych celów – drogą do budowania wspomnianego państwa katolickiego, czystego od wszelkich przejawów odmienności politycznej, wyznaniowej czy etnicznej. Takie dążenia w Polsce widoczne były zresztą już przed wojną. Przykładem nastawienia na powolne wykluczanie pewnych części społeczeństwa, może być tutaj idea getta ławkowego dla żydowskich studentów, forsowana m.in. przez ONR (którego ideologiczną kontynuacją były NSZ).
Jak wyglądałaby Polska, którą chciały budować NSZ i NZW – i jak wyglądałoby samo jej tworzenie – można zobaczyć na przykładach innych państw tamtego okresu, w których opcja katolicka przejmowała władzę – jak Chorwacja pod rządami Pavelicia. Węgry pod rządami Szálasiego, Hiszpania władana przez Franco (wraz z poprzedzającym okresem wojny domowej), Włochy rządzone przez Mussoliniego czy Słowacja pod wodzą Tiso. Wszystkie te państwa były totalitarne. Katolicyzm potępia demokrację, za jedyne akceptowalne systemy uznając monarchię i dyktaturę (Leon XIII – „Diuturnum illud”). Potępia również wolność słowa i wolność wyznania (Grzegorz XVI – „Mirari vos”, Leon XIII – „Libertas’, Pius IX – „Quanta cura”, Pius XI – „Divini Redemptoris”). Dla niepodporządkowanych przewiduje karę śmierci. Wedle nauk Kościoła Katolickiego, każdy akt okrucieństwa wobec ludzi o innych poglądach, jest działaniem słusznym. Święty katolicki – Tomasz z Akwinu („Summa theologiae”), nakazuje karać śmiercią heretyków, by nie rozprzestrzeniali heretyckiej myśli. Inny katolicki święty – Bernard z Clairvaux („Liber ad Milites Templi de laude novae militiae”) – naucza, że mordowanie niewiernych jest dla katolika powinnością. W państwach tych normą więc były represje wymierzone w ludzi cechujących się innymi poglądami politycznymi, wyznaniem, orientacją seksualną czy pochodzeniem etnicznym (które utożsamiano z wyznaniem lub służeniem obcym interesom).
W Chorwacji, Hiszpanii, Portugalii i Austrii w celu więzienia i eliminacji takich osób tworzono obozy koncentracyjne – np. Jasenovac, Stara Gradiška, Ciglana, Castuera, Formentera, Miranda de Ebro, Tarrafal, Wöllersdorf, Kaisersteinbruch. Słowacja i Węgry wysyłały swoje ofiary do obozów nazistowskich. Powszechna była mowa nienawiści. Na przykład w Chorwacji, w dzienniku „Novi List” franciszkanin Dionizije Juričev uświadamiał, że zabijanie siedmioletnich dzieci nie jest złe. Na łamach pisma „Katolički tjednik” (25 maja 1941 roku) można było przeczytać: „Są granice miłości. Ruch wyzwolenia świata od Żydów to ruch prowadzący do odnowy godności człowieka. Stoi za nim wszechwiedzący i wszechmocny Bóg”.9 Hiszpański generał Gonzalo Queipo de Llano postulował, żeby wymieszać mięso i krew „komunistów” (czyli wszystkich zwolenników republiki) i użyć ich jako zaprawy przy budowie kościołów. Biskup Kartaginy Miguel de los Santos Díaz Gómara mówił: „Błogosławione niech będą armaty, jeśli w lejach, które otwierają, zakwitną słowa Ewangelii”. Kardynał Isidro Gomá y Tomá w liście pasterskim z 24 listopada 1936 roku określa zaś przemoc sił Franco jako „prawdziwą krucjatę o religię katolicką”.
W Hiszpanii, po upadku republiki, zaczęto rozprawiać się z jej pozostałościami. Kościół Katolicki otrzymywał od państwa liczne przywileje. Przekazywano mu wydawnictwa i szkoły. Znoszono wolność słowa, wolność wyznania i wolność zgromadzeń. Zdelegalizowano małżeństwa cywilne i rozwody. Pozamykano niekatolickie kościoły. Nauka religii katolickiej w szkołach i płacenie podatków na rzecz prywatnych katolickich szkół stały się obowiązkowe. Wprowadzono kary za homoseksualizm i rozpowszechnianie środków antykoncepcyjnych. Rodzinom podejrzanym o niekatolickie poglądy, odbierano dzieci — które następnie sprzedawano do bogatych rodzin katolickich. Choć obozy koncentracyjne w Hiszpanii nie były typowymi obozami śmierci, to ludzie również ginęli tam w dużych ilościach np. przez wykańczającą pracę. W Chorwacji organizowano masowe mordy i brutalne egzekucje poprzedzone nierzadko torturami – np. obdzierano ludzi żywcem ze skóry, fragmentowano za pomocą pił i siekier, wyłupywano oczy, odcinano języki i nosy, kobietom obcinano piersi, nabijano dzieci na pale. Bywało, że tego rodzaju mordów dokonywali sami zakonnicy franciszkańscy.
Falangę Hiszpańską czy Ustaszy cechował katolicki fundament tak samo, jak NSZ i NZW, które odziedziczyły go po przedwojennych organizacjach chcących budować katolicką Polskę. Tak samo cechował je również terror, uzasadniany katolicką retoryką. Śmiało można więc uznać, że działacze NSZ i NZW walczyli o taki właśnie porządek, jaki zaistniał w Chorwacji czy Hiszpanii. Gdyby nie stanowili niewielkich oddziałów partyzanckich w państwie opanowanym przez komunistów, a warunki pozwoliły im urosnąć w siłę – najprawdopodobniej tak jak ich zagraniczne odpowiedniki, również wprowadziliby masowy terror. Dziś – jako „Żołnierze Wyklęci” – są zaś symbolem swoich czynów i dążeń.
Promocja „Żołnierzy Wyklętych”, ich kult – stanowią tym samym pośrednie szerzenie nienawiści. To nie tylko promowanie ksenofobicznych, totalitarnych, antywolnościowych idei, którymi kierowały się NSZ czy NZW, ale i wskazywanie przykładu „właściwych” postaw. Sugerowanie, że jacyś ludzie są „bohaterami” i „patriotami”, ponieważ zabijali za samą odmienność — jest sugestią, że takie działania są słuszne i pożądane. Z drugiej strony, wskazuje się w ten sposób, że każdy współczesny człowiek o podobnych cechach jak ofiary „Żołnierzy Wyklętych” – jest też zły, że jest „komunistą”, „wrogiem ojczyzny” i nie powinno być dla niego miejsca w otaczającej rzeczywistości, a krzywdzenie go nie jest niczym niestosownym.
Z tego względu kult „Żołnierzy Wyklętych” upodobały sobie środowiska pseudokibicowskie. Niegdyś agresja ich była związana prawie wyłącznie z barwami klubowymi oraz wątkami nazistowskimi. Kult „Żołnierzy Wyklętych” – tymczasem, nie dość, że uzasadnia nienawiść i przemoc wobec odmienności, to jeszcze został wypromowany w Polsce jako coś pozytywnego. Tak też pseudokibice zaczęli utożsamiać się z „Żołnierzami Wyklętymi”. Bywa więc, że groźby, przemoc i akty wandalizmu są przez nich uznawane za wyraz „patriotyzmu”. Wszelkie działania policji, polityków, organizacji społecznych czy publicystów wymierzone w tych pseudokibiców — są natomiast przez nich przedstawiane jako działania uderzające w „patriotów” i za tym porównywanie do prześladowań komunistycznych.
Jak utożsamianie mordowania ludzi z „patriotyzmem”, stanowić może bezpośrednią motywację do aktów agresji, racjonalizację takich zachowań lub usprawiedliwienie dla bandytyzmu — pokazuje sprawa z Legnicy, gdzie w 2015 roku pewien mężczyzna dokonał morderstwa na dwóch starszych małżeństwach. W lutym zaatakował parę z ulicy Oświęcimskiej. Starszego mężczyznę obalił na ziemię uderzeniem młotka w głowę. Potem zabił nim jego żonę. Kiedy usłyszał, że leżący mężczyzna wydaje z siebie jakieś dźwięki, wrócił do niego, zadając mu kolejne ciosy młotkiem – łącznie około 12. W sierpniu zaatakował zaś starszą parę z ulicy Głogowskiej, której remontował dom. Kobietę tłukł młotkiem w głowę i inne części ciała. Dodatkowo zadał jej kilka dźgnięć przy pomocy noża kuchennego. Łącznie wykonał około 31 ciosów. Podobnie przy pomocy młotka i noża zabił jej niepełnosprawnego męża, leżącego w łóżku w pomieszczeniu obok. Przed sądem twierdził, że zrobił to, bo został „wychowany w duchu patriotycznym”. Bronił się, usprawiedliwiając swój czyn tym, że wykonał egzekucję na „zdrajcach” narodu, „komunistach” i ludziach obrażających „patriotów”.
Kult „Żołnierzy Wyklętych” jest więc nie tylko wypaczaniem historii, ale zakamuflowaną pozytywnymi pozorami formą promocji ksenofobii, antywolnościowych idei, nienawiści i agresji. Dzięki temu kultowi, z jednej strony – pewne środowiska, które są świadome zbrodni „Żołnierzy Wyklętych”, mogą je oficjalnie pochwalać. Z drugiej – mogą reagować pozorowanym oburzeniem, gdy ktoś te zbrodnie potępi – nazywając to „atakiem na polskich patriotów”, „oczernianiem Polaków” i domagając się na tej podstawie cenzury. Aby w podobny sposób uciszyć krytyków i mieć niekrępowaną możliwość promocji organizacji takich jak NSZ – Prawo i Sprawiedliwość próbowało na przykład wprowadzić w 2013 roku prawny zakaz jakiegokolwiek publicznego oskarżania polskich „antykomunistycznych” partyzantów o udział w masowych zbrodniach.
Eksponowanie kultu „Żołnierzy Wyklętych”, powiązane chęcią uciszania jego krytyki, jest zresztą dla partii katolickich, nie tylko narzędziem szerzenia nienawiści, ale i nośnikiem innych niejawnych sygnałów kierowanych do wyborców. Metodę taką czasami określa się jako „psi gwizdek” (od angielskiego „dog whistle”), co jest odwołaniem do działania gwizdka wysyłającego dźwięk o częstotliwości słyszalnej dla psa, ale nie dla człowieka. W tym wypadku, do własnego, świadomego elektoratu dociera komunikat sugerujący, że partia taka gotowa jest akceptować ksenofobię, agresję, pochwalanie zbrodni i totalitarnych dążeń. Nieświadoma część społeczeństwa nie słyszy zaś nic poza pozytywnymi hasłami o patriotyzmie, wolności i walce z komunizmem. Rozprzestrzenianie się kultu NSZ i NZW to jednak nie tylko wina ugrupowań katolickich. To również wina polityków uważających się za liberałów – którzy kierując się wyłącznie własnym interesem, skłonni są celowo to zjawisko ignorować lub nawet je wspierać.
Brak reakcji na kult „Żołnierzy Wyklętych”, akceptowanie go czy nawet wspieranie jego ekspansji, buduje patologiczną sytuację w sferze społecznej i politycznej, pomaga zaburzać funkcjonowanie prawa i wypaczać debatę publiczną. Przyczynia się również do kreowania negatywnego wizerunku Polski, jako państwa przemilczającego niewygodne dla siebie fragmenty historii oraz gloryfikującego zbrodniarzy. Doprowadzono w ten sposób do stanu, w którym można legalnie promować totalitarne dążenia, agresję i uprzedzenia — jednocześnie zamykając usta tym, którzy to potępiają. Ludzie nieświadomi historii organizacji takich jak NSZ, mogą natomiast w pozorowanym duchu patriotyzmu i oporu wobec totalitaryzmu komunistycznego – być łagodnie przeciągani na stronę zwolenników ksenofobii, nacjonalizmu i alternatywnej tyranii. Kult „Żołnierzy Wyklętych” przemyca bowiem przez barierę akceptacji tych ludzi, pochwałę czynów i idei, z którymi normalnie by się nie zgodzili. Dzięki opakowaniu tego kultu w patriotyzm i pozytywny wydźwięk, takie osoby, nawet jeżeli faktycznie nie pochwalają jego obiektu, to przynajmniej będą go akceptować a w ich umysłach powstanie filtr, skutkujący odrzucaniem jakiejkolwiek krytyki bojówkarzy nazywanych „Żołnierzami Wyklętymi”.

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Spotkanie Trzech – zmarnowana szansa (Część I)

Następny

Noszę samotność godnie

Zostaw komentarz