30 listopada 2024

loader

Róża, Sahra, Magdalena. Lewica na miarę naszych możliwości

Analizę polskiej sceny politycznej po wyborach samorządowych kończy wytrawny jej obserwator i komentator Robert Walenciak konkluzją, że polityka „im bardziej jest skomplikowana, tym prostszych sposobów się chwyta” (Przegląd, 15-21.04.2024). To celna diagnoza. Przyczyny tego zjawiska wiele nam mówią także o kondycji polskiej lewicy. Wszyscyśmy ofiarami telemeledemokracji. A więc zastąpienia debaty nad strategią rozwojową kraju, gry interesów klasowych – stand-upem showmanów polityki. Ich maskami, pozami, minami jako obrońców wolnego rynku, ojczyzny, demokracji, wolności. Albo obrońców życia poczętego, cywilizacji białego człowieka, suwerenności. Nie brak przewodników trzeciej drogi w rozkroku. Co zamiast tego?

Gdzie jest polski Melenchon? Nie mamy też Sahry Wagenknecht, a więc przywódców formacji, które nie lekceważąc postulatów równościowych (wobec rasy, seksizmu, transfobii czy praw reprodukcyjnych), nie zapominają o fundamencie ideologicznym każdej lewicy. Jest nim stanie po stronie pracy w konflikcie o podział nadwyżki w każdej firmie. Lewica nie może udawać, że znikły klasy pracownicze. To dla nadwiślańskich liberałów najważniejsi są właściciele wielkich, średnich i małych portfeli kapitału pieniężnego. Wierzą oni w bezosobowy rynek – bez globalnych korporacji i oligopoli? Tak było, jest i będzie, dopóki istnieje system umożliwiający darmowe przechwytywanie rent bez osobistej pracy. Subiektywni reprezentanci lewicy, którzy ignorują ten fakt pełnią tylko funkcję pożytecznych idiotów Systemu. Ulepszając jego sprawność na krótką metę, w istocie przedłużają jego coraz bardziej konwulsyjną agonię. Zbliżył się on do granic gospodarczych. Musi pompować sektor finansowy, ekspansję kredytu i zadłużenia, żeby jakoś podtrzymywać wzrost gospodarczy. Efektywny popyt spada wobec stagnacji dochodów płacowych, a wielkie moce produkcyjne stoją bezczynnie. Zbliża się do granic społecznych: miliarderzy przechwytują 90 proc. powstającej nadwyżki. Mogą jeszcze eksploatować tanią pracę, surowce i ziemie globalnego Południa. Widać granice ekologiczne masowej produkcji i masowej konsumpcji. Już rozpoczęła się eksterminacja ludzi zbędnych, na razie migrantów z Ameryki Łacińskiej, Afryki, Bliskiego Wschodu. Coraz więcej państw kwestionuje imperialny ład kolektywnego Zachodu (Chiny, Rosja, Iran, Indie, Arabia Saudyjska, Brazylia, Meksyk). Jedyną odpowiedzią na to nie może być wyścig zbrojeń. Dlaczego tego nie dostrzega lewica stara i Nowa, stara i Młoda? 

Czyja demokracja? Przede wszystkim scena polityczna jest tylko jednym z instrumentów, dzięki któremu jednostkę podpina się do Systemu. W języku polityków to naród jako jedna wielka rodzina. Łatwiej wówczas funkcjonuje i System, i jednostka: nie stawia mu większego oporu, a nawet z chęcią i oddaniem spełnia swoje zawodowe, rodzinne, patriotyczne obowiązki. Cudownej przemiany Jarząbka w obywatela dokonuje demokracja liberalna. Z szerokiego spektrum wiedzy społecznej, Jarząbek selekcjonuje te o ofertach pracy, by dobrze sprzedać swoją siłę roboczą. Po udanych zakupach według najświeższych promocji, zasiada przed ołtarzem telewizora lub telefonu, by dowiedzieć się o ostatnich wypadkach i perypetiach celebrytów. Ku czemu ma kierować dalszą uwagę, podpowiedzą mu politycy. Ale obywatel to przecież i błogosławiony przedsiębiorca Janusz, i pan Zenek, który pracuje w jego warsztacie samochodowym, i pani Stefa, która pomaga w prowadzeniu domu progresywnej pani Grażynie. Są oni różnie usytuowani w społecznym podziale pracy i własności: jednych kapitałem jest ich siła robocza, drudzy korzystają z ich pracy. Dzięki zasobom kapitałowym – dają pracę, ale też przejmują część wytworzonej nadwyżki, większą niż koszty wydatków płacowych. To o pokój między nimi zabiega teraz nowy Kaszpirowski – marszałek Hołownia. Sposób, w jaki telewizyjny trefniś może przetransferować swoją popularność do innej domeny – świadczy o potędze telemeledemokracji. Wszystkie moce oddziaływania na postawy ludzi, na meblowanie ich umysłów są teraz uruchomione, żeby nie wyartykułować tej sprzeczności. Do studiów telewizyjnych i radiowych zapraszani są specjaliści od mowy-trawy, wizerunku, komunikacji. Tylko legitymizują ten sposób uprawiania polityki. Nic dziwnego, że w tych warunkach prym wiedzie gość, który zmienił tylko audytorium i rodzaj popkultury: szuka teraz „nowych talentów” w rodzaju posła Adama Gomoły. Do tego dochodzą szkolne lekcje przedsiębiorczości, kazania ekonomistów o cudach wolnego rynku, triki specjalistów marketingu i reklamy, by umocnić konsumpcjonizm i wmówić każdemu, że musi mieć jeszcze to.

Jest to możliwe, bo demokracja liberalna hołubi tylko prawa cywilne i prawa polityczne. Te dają jednostce szansę wyboru reprezentanta kierującego aparatem państwa, ale bez rzeczywistego współudziału w sprawowaniu władzy. To zatem tylko zdalna i okresowa kontrola rządzących. Na dodatek, i bogaci i biedni w aktywa mają po jednym głosie, nikt tu pozornie nie dominuje. Kult własności prywatnej i wolnego rynku wzmacnia dodatkowo retoryka praw człowieka. Fetyszem stała się sama demokracja jako narzędzie „uniwersalnego zbawienia” człowieka tu na Ziemi. Ale, jak podkreślał John Stuart Mill, żeby skorzystać z formalnej wolności trzeba mieć do dyspozycji pewne minimum środków materialnych. Bez tego formalna wolność jest pustym słowem, „wolnością umierania z głodu” jak w Afryce. Dlatego bogactwo wybrańców losu nie może rosnąć kosztem ludu. Kapitaliście potrzebna jest przede wszystkim „wolność jednostki od środków produkcji”. Jednostka natomiast potrzebuje wolności od dyskryminacji rasowej, wolności od bezrobocia albo uwolnienia od kieratu pracy w strefie specjalnej, w większym lub mniejszym sweatshopie. 

W telemeledemokracji wypowiedzi odnoszące się do reform społecznych, działań na rzecz sprawiedliwych podatków, uprawnień pracowniczych, siły ruchu związkowego, mieszkań komunalnych na wynajem – będą zagłuszane przez chór wzywających do niczym nieskrępowanej przedsiębiorczości, do obrony przed Putinem, do poszukiwania trzecich dróg, które zawsze prowadzą do ulg dla przedsiębiorczych w rodzaju wakacji od ZUSu.

Zobaczmy dla przykładu, jak realia peryferyjnej polskiej gospodarki, elit klękających na dwa albo tylko jedno kolano – przemieliły hasła, które zapewniały zwycięstwo polityczne nad konkurentami. Kiedy zaświtała jutrzenka wolności po komunistycznej, ciemnej nocy pojawił się podział na obciachową Polskę postkomunistyczną (SLD) i postsolidarnościowy obóz reformatołów (Unię Wolności, AWS, Porozumienie Centrum, Platformę Obywatelską, PiS). Miało być pięknie jak nigdy nad Wisłą, a skończyło się jak zawsze w ostatnim tysiącleciu: peryferyjna gospodarka montażu, taniej pracy i niskich podatków, nieinnowacyjnych firm i firemek, usług biznesowych dla globalnych korporacji w stolicy, w Krakowie czy Wrocławiu. 70% produktów, do których powstania potrzebne były nowoczesne technologie powstaje w filiach zagranicznych gości. Jedynie co potrafili zrobić z łatwością to oddać firmom z centrum rynek wewnętrzny, sektor bankowy, słowem, Ursus zamienić w Factory. 

Tak więc demokracja liberalna okazała się bardzo funkcjonalna dla Systemu. To system, w którym gospodarka, praca, życie ludzkie podporządkowane zostały logice zysku, akumulacji kapitału. Ten ostatecznie trafia na konta posiadaczy akcji, obligacji, lokat bankowych, instrumentów finansowych (opcji, derywatów), platform cyfrowych, nieruchomości, licencji, aplikacji, patentów, znaków handlowych itd. Rośnie wówczas dysproporcja w jakości życia na bogatej Północy i globalnym Południu, ale też w społeczeństwach bogatych: między posiadaczami rodzinnych fortun, dobrych dyplomów dających dobrze wynagradzaną pracę w korporacjach, i przede wszystkim ich udziałowców. A z drugiej strony – klasami i stanami pracowniczymi w małych bieda-biznesach dużych i małych miast, szeregowych urzędników i pracowników sektora usług publicznych, liniowych pracowników w bankach, w handlu, w strefach specjalnych. 

Europa twoja mać. Zwycięski PiS w 2005 roku porzucił Polskę liberalną, by zacząć budowę Polski solidarnej. Kiedyś ja też sądziłem, że PiS odtworzył dziwoląga historycznego, mianowicie sanacjo-endecję bis. Ale coraz szerzej ujawniana skala okradania tubylców z publicznego majątku, ze wspólnej kasy – każe wątpić w intencje ideowo-polityczne tej formacji. Może tylko w umyśle Prezesa istniał jakiś plan reorganizacji państwa, gospodarki i świadomości społecznej. W praktyce, jak zauważył Krzysztof Lubczyński na łamach „Faktów po mitach” – to była tylko maskirowka, mamidło, które miało zamaskować pospolite w treści, choć wyrafinowane w formie, złodziejstwo mienia publicznego. Kto wie, czy cała formacja stworzona przez Jarosława Kaczyńskiego nie powinna być zdelegalizowana jako przestępcza. Bez ukarania takich praktyk nie położy się w Polsce kresu klientelizmowi, korupcji, nepotyzmowi. Pisowszczycy dręczyli sądownie na Śląsku grupkę działaczy odwołujących się wprost do ideologii komunistycznej. Dążyli do delegalizacji radykalnie lewicowej formacji, jakby kapitalizm nie zasługiwał na krytykę. Tymczasem to oni sami tak wykoślawili system prawny, że gdyby nie mobilizacja kobiet i młodego pokolenia obudzilibyśmy się 16 października ubiegłego roku w historycznym deja vu, przynajmniej w II RP. 

Teraz nadchodzi bój między zwolennikami Polski w neoliberalnej Europie – a tymi, którzy znów marzą o Wielkiej Polsce Międzymorza, o amerykańskim forcie Polanda, a w istocie o skansenie minionych wieków, i w rezultacie…o polexicie. W tym boju weźmie udział lewica. Wygląda na to, że za cenę udziału w rządzie odda swój głównie potencjalny elektorat. Przejmie go PO jako partia polskiego biznesu i kompradorskiej klasy średniej, czyli specjalistów na usługach polskiego, a zwłaszcza zagranicznego biznesu. Liberałowie w rządzie znów na dobry początek wprowadzają ulgi dla bieda-biznesu. A on przecież prosperuje nie dzięki innowacjom, tylko niskim podatkom i taniej pracy. Będzie dalej popierać niedemokratyczną Komisję Europejską – tę centralę obsługi wielkiego, globalnego biznesu. Komisja działa zgodnie z katechizmem ordoliberłów, którzy określili jej zadania. Będzie dalej pilnować konkurencyjności, dostarczać biznesowi nowych szans do inwestycji, które umożliwią dalsze pomnażanie kapitału. Temu służy niby-transformacja energetyczna, a także wymiana milionów samochodów na elektryki. Kto zadba o prosocjalną transformację samej Unii? Młode pokolenie zetek?

Socjaldemokratyczna V RP. Nadchodzi lepszy historyczny moment dla idei socjaldemokratycznej V RP. Program partii Razem może stanowić zaczątek nowej oferty programowej dla polskiego społeczeństwa. Trzeba pod nowym przywództwem najpierw zarysować, a potem popularyzować, solidarną wspólnotę życia i pracy. Tym bardziej, że szybko się zbliża nowy ład światowy. To będzie jakaś forma postkapitalizmu, nowa epoka de-wzrostu gospodarczego i zrównoważonej ekologicznie konsumpcji. Nie mogą dalej posępni bankierzy kraść naszą przyszłość. Średnie tygodniowe zarobki pracowników w sektorze prywatnym oscylowały w USA w r. 2021 wokół 1132 dol. Tymczasem ich dyrektorzy generalni zarabiali 288-krotność mediany zarobków swoich podwładnych. Czyżby zetki wybierały życie w świecie multimiliarderów, kiedy zaledwie jedna, dwie na sto może zostać drobnym kapitalistą w typie Mentzena? W przeszczepionej nad Wisłę Arizonie? 

Obóz postsolidarnościowy chciał budować drugą Japonię, PiS drugą Irlandię. Nadwiślańscy liberałowie, którzy znów rządzą wraz z różnymi swoimi FORami, Instytutami Finansów Publicznych, wspierani przez anachronicznych Konfederatów – stawiają za wzór społeczeństwo amerykańskie złożone i z miliarderów, i z ubogich jak w Trzecim Świecie. To wykwit turbokapitalizmu z jego gigantycznymi globalnymi korporacjami. Działają one w wielu branżach i w wielu krajach. Amerykanie, stanowiąc 5% światowej populacji, konsumują 25% zasobów materiałowych Ziemi. Nie idźmy drogą prowadzącą do sklepu z szyldem: „Jezus cię kocha – skup i sprzedaż broni”. Coraz więcej polskich refleksyjnych badaczy i intelektualistów wskazuje Finlandię jako społeczeństwo do naśladowania. To tutaj na przyzwoitym poziomie żyją wszyscy (A. Szahaj, W. Anioł, S. Bieleń, R. Szarfenberg, W. Woźniak). Nie ma tu szkół prywatnych, nauczyciel jest drugim po lekarzu popularnym zawodem. Istnieje niepozorowany dialog przedsiębiorcy i pracownika, firmy zaś są zarazem konkurencyjne i innowacyjne. Dlaczego Finom się udało? Oni postawili na silne państwo, tzn. dystrybucyjne, protektywne, produktywne i rozwojowe. To ono nadzoruje kapitalistyczny rynek, żeby rezultaty jego działania były korzystne dla wszystkich. Państwo polskie pod nowym zarządem też by mogło zainicjować i zrealizować długofalową strategię reindustrializacji polskiej gospodarki. Będzie to wymagało boju o młode pokolenie i z nadwiślańskimi liberałami, i z narodowo-konserwatywno-anarchistyczną prawicą. W tej chwili młode pokolenie dzieli się na trzy części: progresywną, anarcholiberalną i niezdecydowanych w swoich ideologicznych preferencjach. To walka o duszę polskiego fejsbuca. Starsze pokolenie, które zahaczyło życiorysem o Polskę Ludową dało się przekupić socjalnymi łapówkami od PiSu. Średnie w dużych miastach podłączyło się do różnych wypustek globalnych korporacji. Losy wszystkich i tak się splotą z dziejami kapitalizmu jako sposobu organizacji pracy społecznej. Znalazł się on w stagnacji, dociera do bariery ekologicznej i rozwojowej. A Musk nie zapewni wszystkim biletów na Marsa.

Tadeusz Klementewicz

Poprzedni

Helikopter

Następny

„Mieszkanie na start” to nie nasza bajka