1 października 2024

loader

Rozwichrzone myśli

Spodziewałem się, że „alehistoria” (20.8.18, dodatek GW), znany z krytycznych opisów i komentarzy historycznych faktów i wydarzeń, napisze interesujący i pouczający tekst o „Praskiej wiośnie”. Krótka notka, tydzień wcześniej zapowiadała, że tekst będzie o zabójstwie Miałem świadomość, iż dotychczas publikowane teksty, są zabarwiane różnymi odcieniami czerni, gdy pisze się o okresie PRL. Po lekturze „Zbrodnia na skrzyżowaniu w Jicinie”, jestem zbulwersowany.

 

Nie wiem, jak odczytać ten tekst, jak rozumieć jego przesłanie, choćby w wymiarze przyziemnym – ludzkim, człowieczym i tym wielkim, polityczno-militarnym, państwowym. Autorzy (z litości pomijam ich nazwiska), korzystając z materiałów sądowych odtwarzają przebieg zabójstwa dwóch osób, syna i matki, postrzelenie ojca (męża), kilku innych osób. Przeprowadzają – po 50 latach-rozmowy z członkami rodziny i świadkami zabójstwa. Opisują proces sądowy, gdzie po odczytaniu wyroku, kara śmierci dla sprawcy, żołnierza zasadniczej służby wojskowej – jego zemdloną matkę wyniesiono z sali rozpraw. Dalej kilka faktów z życia skazanego(są zdjęcia), który starając się o łaskę, później przedterminowe zwolnienie, po 15 latach wychodzi z więzienia i układa sobie życie, dziś ma 70 lat i rodzinę. Stawiam więc banalne pytanie – po co ten tekst? Co ma dziś, po 50 latach od popełnienia zbrodni powiedzieć czytelnikowi w wymiarze ludzkim, o cierpieniu rodzin i przyjaciół zabitych, zabójcy przez te 50 lat życia? Czego mamy się z tekstu nauczyć, co zrozumieć, przed czym być ostrzeżeni.

 

Przywrócić cenzurę…

Trudno liczyć, by Czesi – rodzina zabitych, świadkowie i czytelnicy – jeśli poznają ten tekst, przyjęli go „spokojnie”. Cytują więc Autorzy ich ordynarne, nienawistne słowa jakie padają pod adresem Polaków. Czy Autorom tekstu chodziło właśnie o to? Niestety, ale nie znalazłem w tekście, czytelnego, wyraźnego przesłania, że jest on hołdem dla zabitych, wyrazem współczucia, jakie dziennikarze-Polacy (przedstawiciele przecież czwartej władzy) – podkreślam – chcą tą rozmową, tym tekstem przekazać, wyrazić Czechom. Niestety, tego nie ma. Pytam – po co więc tekst? By podtrzymać nienawiść, wrogość do Polaków, wyrosłe na zadanej śmierci i bólu przez pijanego żołnierza-o to chodzi? Jeśli tak, rozumiem jako pogardę wobec ludzkich uczuć, Czechów jak i polskiej rodziny zabójcy. Przecież rodzina żołnierza, przez 50 lat nasłuchała się wiele o popełnionym barbarzyństwie. Jest znana w okolicy. Nietrudno zgadnąć, że były przypadki pokazywania palcem – to żona i dzieci zabójcy oraz rodziny ich synów, które zgodziły się na „takich zięciów”. To tak wobec nich należało uczcić 50-lecie tej tragedii? Kolejną porcją, tym razem dziennikarskiej pogardy dla sprawcy i rodziny? Przypomina mi to homilię na Jasnej Górze z 8 lipca 2018. Kardynał Zenon Grocholewski do pielgrzymki Radia Maryja (czyli także i dziennikarzy), m.in. wołał: „Maryjo, pomóż każdemu Polakowi wyzwolić się z niewoli. Używać wolności jedynie w celu realizacji dobra i autentycznej miłości”. Tłumaczcie sobie Państwo te słowa jak chcecie, ja zaś wołam: „Maryjo przywróć niewolę cenzury, celem ograniczenia nienawistnej publicystyki na rzecz autentycznego dobra, na rzecz dziennikarzy, by nie pisali moralnie skarlałych tekstów”.

 

Mądrość Czechów

Haniebny czyn żołnierza zasadniczej służby wojskowej – co zrozumiałe – wywołał szok wśród kadry i żołnierzy, także u czeskich władz. Liczono się z reakcją miejscowej ludności, szczególnie podczas pogrzebu tragicznie zmarłych. Dzięki mądrości i rozwadze lokalnych władz czeskich i współdziałającego dowództwa 2 AWP, żałobna uroczystość przebiegła w ciszy i powadze majestatu śmierci. Autorzy piszą, że „wojsko za swój sukces uznaje również i to, że zablokowało wszelkie publikacje na temat pogrzebu w czechosłowackiej prasie”. Nie chcę być zgryźliwy, czepiać się słowa „sukces”. A czy byłoby „lepiej”, gdyby doszło do akcji o różnej skali negatywnego, wprost wrogiego nastawienia do naszych żołnierzy. Jak rozumieć i tłumaczyć to „dziennikarskie chciejstwo”, by wtedy ofiar śmiertelnych było jak najwięcej? Ze wstydem przyznaję, po lekturze tego tekstu odniosłem wrażenie, iż chce on „powiedzieć” polskim czytelnikom, że w 1968 r. Polska wysłała zabójców, zbrodniarzy w mundurach Wojska Polskiego. To ohydne odczucie. Skłania mnie ten tekst, by raz jeszcze zastanowić się nad wnioskami wynikającymi z „Praskiej wiosny”.

 

„Ludzkie” wnioski

Dobitnie i wyraźnie pragnę powiedzieć wszystkim Państwa Czytelnikom, że użycie broni w sytuacjach ekstremalnych w Polsce Ludowej przez siły bezpieczeństwa i Wojsko było ograniczane do bezwzględnego minimum. Oto kilka charakterystycznych przykładów:

1. Grudzień ’70. Wojsko kilkanaście razy użyło broni. Z polecenia gen. Wojciecha Jaruzelskiego, przede wszystkim strzelano na postrach. Zużyto w sumie ok. 46 tys. sztuk amunicji strzeleckiej, w tym ok. 5,5 tys. amunicji ślepej. Gdyby – w sytuacji napięcia, stresu, strzelano do ludzi, pytam, ile mogłoby być ofiar? Jest 44, o te „mickiewiczowskie 44” za dużo, podkreślam dobitnie!

2. Stan wojenny. Wojsko nie używało broni. Żołnierze służby zasadniczej nie mieli amunicji, dowódcami patroli miejskich byli żołnierze zawodowi, uzbrojeni w broń krótką, z amunicją bojową. Znam przypadki, gdy żołnierze pytali dlaczego nie dostają amunicji. Na takie pytania były odpowiedzi w formie pytań-do kogo szeregowy Kowalski chcecie strzelać? Do ojca waszego kolegi, także żołnierza, który być może chce protestować na ulicy, w pracy? Wszystkim, którzy uważają, że Wojsko z czołgami wyszło na ulice by „walczyć” z Solidarnością – odpowiadam, mają zdewastowane mózgi, nie nadające się do „naprawy”. Słyszałem nie jeden raz, że żołnierze zasadniczej służby wojskowej nie mieli amunicji, bo kadra oficerska bała się o własne życie. Mówili to „znawcy”, którzy nie wąchali smrodu onuc żołnierskich. Kadra nigdy nie obawiała się swoich podwładnych. Nie było takiej potrzeby, ani żadnych podstaw. Po pierwsze – do Polski nie weszli sojusznicy z „bratnią pomocą”. Po drugie – napięta atmosfera wewnętrzna dyktowała przezorność, rozwagę. Przestrzegali przed tym przełożeni, począwszy od najwyższych szczebli, także oficerowie polityczni, wielka chwała im za mądre myślenie i przewidywanie. Znam kilka przypadków zaczepek ze strony wyrostków, wyśmiewanie się z żołnierzy, że nawet nie mają ślepaków. Mogło się zdarzyć, że żołnierz mógł użyć broni. Przecież, szczególnie w pierwszych dniach stanu wojennego intensywnie myślał o swoich najbliższych, nie miał z nimi kontaktu, później gdy otrzymywał listy, także różne myśli do głowy przychodziły, mógł sięgnąć po broń. Co wtedy? Czy Autorzy tego tekstu, jako matki i ojcowie wyobrazili siebie w sądzie, gdzie ich syn, żołnierz zasadniczej służby wojskowej jest sądzony za zabójstwo niewinnych osób, postronnych. Albo, ich najbliżsi zginęli z ręki pijanego żołnierza, jak w Jicinie? Czy przeklinanie generałów – Jaruzelskiego, Kiszczaka byłoby zadośćuczynieniem właściwym, po takiej tragedii, niewyobrażalnym bólu i rozpaczy? Gdyby Autorzy mieli na tyle wyobraźni, taki tekst nie powstałby. Mam poczucie upokorzenia po jego przeczytaniu.

Inne przykłady. 16 grudnia, Kopalnia Wujek. Pluton ZOMO, używa broni palnej, strzela w ziemię, w odległości 40-50 m. i bliżej ludzi, jak ustalił Sąd. Zginęło 9 górników. Funkcjonariusze wystrzelili 156 pocisków. Gdyby chcieli zabijać, ile osób mogłoby zginąć?

Na 17 grudnia jest w Warszawie zapowiedziana wielka manifestacja (różne podawane są liczby, zależnie od intencji – 200, może 300, nawet 600 tys. ludzi). Próby odwiedzenia od niej organizatorów nie przynoszą skutku. Jerzy Filipowicz, były żołnierz AK, delegat na II walne Zgromadzenie Regionu „Mazowsze” (6.12.81), m.in. mówi: „Tu namawia się do konfrontacji, a jeszcze nie dokończono budowy pomników ofiar z 1956 i 1970 r.” Profesor Ryszard Reiff (książka Czas „Solidarności”, Editio Spotkania, Paryż 1988) napisał: „11 grudnia w godzinach rannych złożył mi wizytę w moim gabinecie w PAX-ie, z ramienia Solidarności Zbigniew Romaszewski, zapraszając mnie, jako jednego z mówców na wiec, który planowano w dniu 17 grudnia o godzinie szesnastej na Placu Defilad. Gdy dowiedziałem się, że to wszystko ma odbyć się o tej porze i w tym miejscu, zaprotestowałem przeciwko takiej lekkomyślności. Wielkie tłumy w ciemności – mówiłem (grudzień, godzina szesnasta), to zachęta do prowokacji. Zaplanowanej lub nie, czy przypadkowego tumultu, który wywoła panikę i może spowodować nawet śmiertelne wypadki. Jedna petarda, jeden pojemnik z gazem łzawiącym i sytuacja wymknie się spod kontroli”.

Lech Mażewski na taką okoliczność ma przestrogę: „gdy tłumy wychodzą na ulicę, śmierć spaceruje po chodniku”. Groźba tej manifestacji i podobnych w kilku miastach Polski, o nieobliczalnych następstwach była „kroplą”, przesądzającą o dacie wprowadzenia stanu wojennego. Miliony Polaków „w duchu” i poprzez różnego rodzaju wypowiedzi i zachowania dziękują Generałowi, że w 1981 r. nie tylko Warszawa, Katowice, Trójmiasto nie spłynęły krwią. O tym także świadczą ciągle palące się znicze na grobie.

Bydgoszcz. Kilka lat temu (nie pamiętam daty), podczas juwenaliów na uniwersytecie wybuchła panika. W korytarzu stratowanych zostało kilkunastu studentów, dwie osoby poniosły śmierć. Nie było przecież stresu, zagrożenia pobiciem itp. Jakie z tego i powyższych przykładów nasuwają się wnioski?

 

Pod rozwagę

Czytam w tym wydaniu „alehistoria”, tekst pt. „O pralce Frani i sprawiedliwych ‘68”. Autor, Paweł Smoleński pisze: „Gomułka ogłosił w Dreźnie, tzw. doktrynę ograniczonej suwerenności (zwaną doktryną Breżniewa)”. Otóż nie – w Dreźnie 23 marca koncepcje KPCz oraz zaistniałe już wydarzenia oceniono jako „kontrrewolucja. Breżniew doktrynę ogłosił na naradzie szefów partii w Warszawie (pisałem w tekście „Operacja Dunaj”). Dziennikarzom, o sytuacji w CSRS, Władysław Gomułka m.in. powiedział: „My oceniamy, że odbywa się tam pokojowy proces przekształcania państwa socjalistycznego w republikę typu burżuazyjnego. Na obecnym etapie proces ten znajduje się w stadium początkowym… trwa proces odchodzenia KPCz od zasad marksizmu – leninizmu i przekształcenia jej w partię typu socjaldemokratycznego. I proces ten jest już daleko posunięty”.

Autor, m.in. pisze, że „Przeciwko interwencji nie zaprotestował Kościół, za to Prymas Stefan Wyszyński przekonał posłów katolickiego koła Znak, którzy planowali napisanie listu protestacyjnego, by milczeli, bo Gomułka działał w stanie wyższej konieczności”. Zwróćcie Państwo uwagę – stan wyższej konieczności! Czy to nie roztropność w myśleniu i działaniu tego wybitnego Hierarchy Kościoła? Macie wątpliwości, czy słusznie od grudnia 2017 r. jest błogosławionym – sługą Bożym (Generał złożył zeznanie w procesie beatyfikacyjnym).

 

Na zakończenie

Redaktorzy „alehistorii”, uznali – pisząc na stronie tytułowej – że to 60. rocznica operacji „Dunaj”. Rozumiem to jako skutek „polityki historycznej”. Stawiając pytanie „Jak zabito Praską Wiosnę?” Sprawców tego „zabójstwa” wskazano w tekście. Zgodnie z powszechnie znaną zasadą postępowania dowodowego, poszukuje się i analizuje wszystkie okoliczności, by uzyskać obiektywną, zgodną z rzeczywistością ocenę zdarzenia. Niech więc Redakcja „alehistorii” opublikuje teksty audycji dla Czechów, Polaków, innych narodów, płynące z Radia Swoboda, Wolnej Europy, Głosu Ameryki. „Cenne” rady, myśli i wskazania zapewne „ograniczyły” skalę ofiar – dlaczego więc pomijać, zapominać o takim doniosłym udziale? Istotna także była reakcja państw zachodnich, głównie USA, które – zdaniem ówczesnego przewodniczącego Rady Ministrów ZSRR Aleksieja Kosygina – namawiały władze radzieckie do wejścia CSRS. Mieczysław Rakowski (Dzienniki), oceniał to jako „wolną rękę” dla USA do działań w Wietnamie.

Ich poznanie, pozwoli czytelnikom nie tylko odświeżyć pamięć.

Gabriel Zmarzliński

Poprzedni

Sekret pastora Brunsona

Następny

Igrce w Lidzbarku Warmińskim, czyli jak PiS zabawia lud

Zostaw komentarz