Był jedną z najważniejszych postaci muzyki rosyjskiej ostatniego z górą półwiecza, w epoce po Szostakowiczu najbardziej znanym kompozytorem Petersburga, do tego cenionym muzykologiem, pedagogiem, animatorem życia muzycznego. Był wielkim przyjacielem Polski. Odszedł 9 lutego, cztery dni później spoczął obok swoich rodziców na cmentarzu w podpetersburskim Komarowie, gdzie też leży m. in. Anna Achmatowa.
Miał polskie korzenie – jego prapradziadkiem był urodzony w Hrubieszowie i czynny w Warszawie polski Żyd Abraham Stern (1769-1842), niezwykle utalentowany wynalazca, który skonstruował młockarnię i konną żniwiarkę, a przede wszystkim maszynę rachunkową wykonującą cztery podstawowe działania arytmetyczne i do tego wyciągającą pierwiastki kwadratowe; upamiętnia Sterna m. in. Muzeum Polin.
Korzenie
Ród Sternów-Słonimskich rozszczepił się potem na kilka gałęzi i rozlał się po świecie. Gałąź polska wygasła wraz ze śmiercią poety, prozaika i felietonisty Antoniego Słonimskiego (1895-1976). Gałąź amerykańska wydała m. in. znakomitego muzykologa Nicolasa Slonimsky’ego (1894-1995, w swoim czasie publikowaliśmy w Polsce jego autobiografię „Słuch absolutny”), gałąź francuską zaś zapoczątkował Piotr Słonimski (1922-2009), światowej sławy genetyk, odkrywca i badacz dziedziczenia mitochondrialnego, różnego od dziedziczenia jądrowego.
W Rosji osiadł Ludwik (Leonid) Słonimski (1850-1918), znany zwłaszcza ze swej publicystyki ekonomicznej; jego najmłodszy syn Michaił (1897-1972) jako członek głośnego ugrupowania literackiego „Bracia Serafiońscy” wnet stał się jednym z popularniejszych rosyjskich prozaików (publikowano u nas także jego, i w międzywojniu, i w latach Polski Ludowej, i ostatnio, kiedy za Rafała Skąpskiego PIW wydał jego zbiór opowiadań pt. „Warszawa”). Gdy Michaiła w 1932 roku odwiedzał w Leningradzie polski kuzyn Antoni (później napisał o tym spotkaniu piękny wiersz ‘”Hamletyzm”), sposobiło się tam do przyjścia na świat jedyne dziecko rosyjskiego pisarza – właśnie Siergiej.
Przy tej samej, gdzie zamieszkiwali Słonimscy, ulicy Marata, zaledwie trzy domy dalej mieszkał wówczas jeszcze młody, ale już bardzo znany Szostakowicz.
Odwilż
Głośno zaczęło być o Siergieju Słonimskim na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy to dał o sobie znać jako jeden z czołowych muzycznych „szestidiesiatników”, pokolenia młodych twórców, które na fali chruszczowowskiej odwilży poczęło gruntownie przeobrażać oblicze radzieckiej kultury artystycznej, odnawiając i wzbogacając jej środki wyrazu, otwierając ją na świat.
Język
Szczególnie ciekawe rezultaty osiągnął wówczas Słonimski kojarząc posługiwanie się nowoczesnym językiem kompozytorskim z inspiracjami muzyką ludową, w wyniku czego poczęto go postrzegać jako jednego z inicjatorów i głównych przedstawicieli wiele wówczas w muzyce rosyjskiej znaczącej tzw. „nowej fali folklorystycznej”, obok m. in. Rodiona Szczedrina czy Walerija Gawrilina.
Z nowymi technikami twórczymi eksperymentował przy tym wówczas Słonimski coraz odważniej: napisana w 1960 roku Sonata na skrzypce pierwsza w powojennej muzyce rosyjskiej używała ćwierćtonów.
W latach późniejszych ulubionymi gatunkami wypowiedzi Słonimskiego stały się wielkie formy – symfonia i opera. W symfoniach, których skomponował aż trzydzieści cztery (sic!), stopniowo dochodził do głosu idiom neoromantyczny – jak np. w pochodzącej z 1987 roku Dziewiątej, której słuchałem kilka lat później w Moskwie, ocienionej przy tym jakimś głuchym, mglistym smutkiem, chwilami nawet bólem; skądinąd na przepełniający wiele dzieł Słonimskiego nastrój głębokiego tragizmu zwracano uwagę niejeden raz, a sam kompozytor powiadał o tym tak: „kulminacje prawie wszystkich moich dużych utworów – to katastrofy, a kody – to umieranie, ciche egzekwie, uchodząca pamięć”.
Opery
Osiem napisanych przez Słonimskiego oper – to dyskurs o władzy; „swe sympatie – to znowu słowa samego twórcy – lokuję w nich zawsze po stronie jednostki, zawsze przeciwstawiam się tyraniom”. Najważniejsza jest zapewne druga z tej ósemki – ukończona w roku 1972, zaledwie pięć lat po pierwszym rosyjskim wydaniu powieści, opera kameralna „Mistrz i Małgorzata” według Bułhakowa.
Drogę do słuchacza miała zaiste cierniową – przyjęta z dezaprobatą przez leningradzkich decydentów, ujrzała światło dzienne dopiero w czasach pieriestrojki, najpierw w wersji koncertowej, potem w 1991 roku w scenicznej, wykonana w Moskwie przez zespół Teatru Muzycznego Forum; nowoczesna w języku, przekonywająca w dramaturgii, zrobiła na mnie wtedy naprawdę duże wrażenie, także dzięki kreacji wtedy jeszcze studentki, a dziś wielce utytułowanej Tatiany Monogarowej jako Małgorzaty.
Po „Mistrzu i Małgorzacie” nastąpiły „Maria Stuart” według Stefana Zweiga, potem „Hamlet” i „Król Lir” według Szekspira, a pomiędzy nimi „rosyjska tragedia” „Widzenia Iwana Groźnego”, pomyślana jako seria majaków umierającego cara-despoty, w których znów stają mu przed oczyma najstraszniejsze popełnione przezeń zbrodnie (prapremierę miały „Widzenia” w 1999 roku w Samarze, dyrygował Mstisław Rostropowicz, reżyserował Robert Sturua); ostatnia była „Antygona” według Sofoklesa, zaprezentowana w 2008 roku w Petersburgu w reżyserii Aleksandra Sokurowa.
Balet
Nie można też zapominać o trzech skomponowanych przez Słonimskiego pełnospektaklowych baletach.
Dane mi było poznać ten pierwszy, z 1970 roku – pokazywanego w Teatrze Wielkim w Moskwie (ściślej w służącym mu wówczas jako druga scena Kremlowskim Pałacu Zjazdów) „Ikara”, gdzie młody syn Dedala rzucał wyzwanie nie tyle naturze, ile ludziom – konserwatywnemu Archontowi i jego świcie, dla których poryw zuchwalca niósł groźbę zaburzenia ustalonego porządku rzeczy i jako taki musiał zostać udaremniony.
Rzecz przygotował debiutujący tu jako choreograf legendarny tancerz Władimir Wasiljew, a występowały największe gwiazdy Teatru z tymże Wasiljewem na czele.
Choć Polska i polska kultura były Siergiejowi Słonimskiemu zawsze bardzo bliskie, zrządzeniem losu gościł u nas zaledwie dwa razy, przyjeżdżając w latach sześćdziesiątych na festiwal „Warszawska Jesień” (skądinąd podróżować, zwłaszcza za granicę, nie bardzo lubił). Poznał wtedy Antoniego, czego następstwem stały się niebawem skomponowane do jego tekstów „Polskie strofy” na mezzosopran i flet; i ten, i inne utwory Siergieja były potem na warszawskim festiwalu wykonywane i dobrze przyjmowane.
Fryderyk
Z polskiej muzyki szczególną admiracją darzył Chopina; w 2001 roku został honorowym przewodniczącym petersburskiego Towarzystwa Chopinowskiego; w roku 2010 podczas obchodów 200-lecia urodzin Chopina, zbulwersowany brakiem nowych rosyjskich monografii o kompozytorze (choć Rosjanie przetłumaczyli wtedy monumentalną pracę Mieczysława Tomaszewskiego), chwycił za pióro sam, publikując błyskotliwe studium „O nowatorstwie Chopina”.
A w roku 2018, o czym już kiedyś na tych łamach pisałem, na jubileusz stulecia polskiej niepodległości skomponował Słonimski poemat symfoniczny „Wstąpienie i triumf” („Woschożdienije i triumf”), wykonany najpierw w Kazaniu, a zaraz potem w Teatrze Maryjskim w Petersburgu, gdzie zagrała go orkiestra Konserwatorium im. Rimskiego-Korsakowa, w którym nauczał przez sześćdziesiąt lat.
Dziennikarzowi agencji TASS mówił wtedy: „Fakt, iż stosunki między politykami naszych krajów są niedobre i napięte, w niczym nie dotyczy ludzi sztuki, a zwłaszcza muzyki, gdyż żyjemy w przyjaźni; wysoko ceniąc polską kulturę muzyczną od Chopina poczynając, uznałem za swój obowiązek napisać utwór, specjalnie poświęcony jubileuszowi tego wielkiego państwa”.