Z perspektywy 52 lat przełomowe znaczenie roku 1968 w dziejach cywilizacji (tak – cywilizacji, bo jego wpływ znacznie przekraczał zasięg europejski) zaznacza się coraz bardziej jaskrawo, bo z odległej perspektywy widać najlepiej, na tle tego, co zdarzyło się później.
Pojawiły się w nim zjawiska, które zapoczątkowały nowy obraz naszego świata. Wydarzenia i procesy jakie zaszły w 1968 roku, były tak naprawdę definitywnym końcem resztek wieku XIX, które przetrwały burze wieku XX. Wtedy definitywnie skończyło się, w sensie kulturowym, dawne konserwatywne społeczeństwo. Hasła paryskich studentów uderzały w skamielinę społeczną, którą było wtedy społeczeństwo, rodziny, biurokracja i uniwersytety. Francja roku 1968 w dużym stopniu była wtedy wciąż do pewnego stopnia – ujmując rzecz w pewnym uproszczeniu i skrócie – Francją Balzaca, jako że procesy społeczne przebiegają powoli, znacznie wolniej niż spektakularne wydarzenia i przełomy polityczne. Po burzliwym roku 1968 nic – ani w świecie, ani w Europie, nie pozostało już takie jak dotąd, choć nowy świat objawił się dopiero w „zajawkach”. Przecież legalizacja aborcji we Francji nastąpiła dopiero siedem lat po paryskim Maju 1968, w roku 1975, za prezydentury Valery Giscard d’Estaigne i to po potężnych protestach społecznych. Niewątpliwie epicentrum 1968 roku objawiło się w paryskim Maju, w rewolcie studenckiej, na barykadach, w walkach ulicznych. Poruszył on jednak potężną falę, która dotarła na amerykańskie uniwersytety powodując krwawe ofiary demonstracji, ale także m.in. do Włoch czy Wielkiej Brytanii. Dziś trudno nawet uzmysłowić sobie kontrast między duchem buntu zanarchizowanej młodzieży, długowłosej, luzackiej, kolorowej, nasyconej muzyką Beatlesów, nie respektującej żadnych oficjalnych autorytetów, a postacią stojącego od dekady na czele Francji generała de Gaulle, hieratycznej postaci rodem jakby sprzed Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Książka dwojga reporterów tygodnika „Polityka”, Cezarego Łazarewicza i Ewy Winnickiej nie dotyczy jednak tylko francuskiego roku 1968, lecz tego, co się wtedy wydarzyło, w różnych krajach, w różnych wymiarach. Jest tu i polski Marzec 1968 (choć dokonał się on w radykalnie odmiennych społecznie i politycznie warunkach niż w świecie zachodnim, co nakazuje traktować go odrębnie) i interwencja wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji, ale nie jest to polityczna synteza 1968 roku, jaką swego czasu przygotował profesor Jerzy Eisler. To 20 reportaży pokazujących ten czas bezpośrednio, przez ludzkie doświadczenie, przede wszystkim poprzez przemiany w mentalności i kulturze. Na tę książkę składają się też doświadczenia jednostek (choćby skromnych młodych ludzi z Sosnowca), okruchy życia w tamtej epoce, fragmenty puzzla układające się w migotliwą, wielopostaciową, bogatą całość. Autorzy nie są bowiem zawodowymi historykami, lecz reporterami. Recenzent tygodnika „Polityka”, z którym związani są oboje autorzy, tak napisał o tej książce: „1968 był to dziwny rok. A najdziwniejsze było w nim chyba to, że zaczął się pięć lat wcześniej. Tak przynajmniej twierdzi para reportażystów, Ewa Winnicka i Cezary Łazarewicz, autorzy książki „1968. Czasy nadchodzą nowe”, będącej portretem „roku rewolucji”. Otóż 13 października 1963 r. w londyńskim klubie Palladium odbył się, transmitowany przez telewizję, koncert The Beatles. To właśnie wtedy z całą mocą wybuchła beatlemania. Rok 1963 utorował młodym ludziom drogę do wygłoszenia swoich pretensji wobec świata dorosłych. Z tego powodu większość bohaterów reporterskich opowieści to ludzie młodzi. Andrzej Krakowski, student łódzkiej Filmówki, który opuścił kraj po wydarzeniach marcowych, miał 22 lata, Romain Goupil prowadził paryskich licealistów na barykady jako 16-latek. W tym gronie Roman Polański, podbijający Amerykę „Dzieckiem Rosemary” w wieku lat 35, jawi się jako osoba na wskroś dorosła. Młodzieńczy bunt miał jednak różne oblicza. Winnicka i Łazarewicz doskonale zdają sobie z tego sprawę. Po raz kolejny odwołują się więc do Beatlesów, do opublikowanego w 1968 r. „Białego albumu” – płyty różnorodnej, wręcz niespójnej, ale właśnie dlatego genialnie oddającej klimat epoki. Taka jest też ta książka – zwichrowana, jak zwichrowany był rok 1968. Winnickiej i Łazarewiczowi świetnie udało się oddać to jakże specyficzne ówczesne rozedrganie”. Po francuskim 1789 roku trudno wskazać inną datę, która miałaby porównywalną rangę z rokiem 1968 w łańcuchu przemiany dziejowej ludzkości. Ani kolejne rewolty i wojny XIX wieku, ani dwie wojny światowe XX wieku, ani nawet dynamika rozwoju technologicznego, nie były aż tak silnym impulsem jak ten, który przyniósł burzliwy rok 1968.
Warto przeczytać pasjonujące reportaże Winnickiej i Łazarewicza, by zobaczyć ten proces nie w uogólniających frazach historycznej syntezy, lecz poprzez konkretne, pojedyncze, indywidualne, personalne, a więc tym silniej przemawiające do wyobraźni zjawiska.
Ewa Winnicka, Cezary Łazarewicz – „1968. Czasy nadchodzą nowe”, Agora, Warszawa 2020, str. 357, ISBN 978-83-268-2613-9