Może to kogoś zdziwi, ale oprócz modlitwy, pracy, rozmyślania o życiu poczętym i związkach partnerskich oraz wolnych sądach, Polacy znajdują czas na miłość.
Kochamy się coraz bardziej, głębiej i mocniej. Częściowo dzięki polityce rodzinnej PiS, a częściowo za sprawą internetu pod każdą strzechą. Pandemia dała miłości podwaliny logistyczne, a internet pozwala je wykorzystywać.
Dzięki koronawirusowi mnóstwo osób zaczęło przesiadywać w domach. Dzięki sieci, żeby z kimś pogadać, nie muszą ruszać się z mieszkania. Tyle, że po jakimś czasie samo gadanie zaczyna być bez sensu. Przestrzegający dystansu poszerza zatem obszar zainteresowań, by trafić na portale łączące człowieka z człowiekiem. I niekoniecznie chodzi o fejsbuka. Jest mnóstwo portali służących wyłącznie rozkwitaniu miłości.
Początki zawsze są takie same. Zakłada się swój profil po to, by popatrzeć co robią inni. Po kilku wejściach widać, że robią to, o czym marzyło się przez całe życie, ale głupio było to zaproponować małżonkowi lub małżonce.
Poszukiwacz prawdziwej miłości przechodzi zatem do następnego etapu. Zaczyna poznawać ludzi. Na przykład panią, która od kilku lat, mimo posiadania ślubnego i gromadki latorośli, realizuje się miłośnie z panem również posiadającym rodzinę. Kochają się nieustannie, ale najmocniej dwa razy w tygodniu w porze obiadowej. Czasem ich miłość wręcz eksploduje i nie ogranicza się wyłącznie do nich, a dosięga drugą parę lub singli płci obojga. Szczytem romantyzmu staje się prezent urodzinowy dla pani, którym są trzej osobnicy płci męskiej, których zakochany partner zorganizował kochance miast banalnego bukietu. Osobników również dosięga strzała Amora i zakochują się jednocześnie w każdym z zakamarków jej ciała. Umożliwiającym sobie i jej zobaczenie gwiazd, motylków, nieba i piekła w jednym.
Można też natrafić w portalu na niewiastę z Krakowa, która zakochuje się na basenie w 17 letnim młodzieńcu. A właściwie w tej jego części, która pierwej zakochała się w niej, co udowodniła swoim, wykraczającym poza ramy kąpielówek, gabarytem. Wskutek tego pani przelała nań w przebieralni swoje uczucie zmaterializowane przez gruczoł ślinowy. Młodzian odwzajemnił miłość, przelewając z kolej w obręb jej ust to, co miał najcenniejszego.
Internetowy poszukiwacz, czy poszukiwaczka prawdziwej miłości, jeśli choć raz w życiu byli na publicznym basenie, już po takim kawałku widzą, że opowieść ta, to jawny kit. Tyle, że to nie koniec. Pani z Krakowa, będąc nauczycielką, zaprasza młodzieńca do siebie, by pomóc mu w przygotowaniach do egzaminu dojrzałości. Młodzieniec przybywa nie sam, ale ze swoją 16-letnią dziewczyną. Ciąg dalszy tej love story można przewidzieć. Pani idzie się rozebrać do łazienki, a gdy wraca, młodzież jest już bez przyodziewku. Dziewczyna okazuje się być dziewicą i oczywiście z powodu zapałania równoległym uczuciem do chłopaka i nauczycielki składa swój wianek w ofierze tej miłości. Nie tylko ten zresztą. Ten z tyłu również.
Jeśli na panią z Krakowa trafi kobieta, to po opisie tych miłosnych uniesień, dostanie propozycję wymiany swoich prywatnych fotek drogą e-mailową. Gdy już mail od pani z Krakowa przyjdzie, to dzięki dwóm prostym kliknięciom, okaże się, że zrobione dopiero co fotki mają 10 lat i są ściągnięte z internetu. Mało tego, ponieważ dzięki e-mailom można w prosty sposób odczytać IP nadawcy, a potem sprawdzić gdzie napisano maila, to okaże się, że pani z Krakowa jest z okolic Tucholi. I raczej nie jest panią. Po prostu 80 procent ludzi na portalach miłosnych łże.
Następne zatem co musi poszukiwacz prawdziwej miłości, to nauczyć się oddzielać nasienie od plew. Oraz, co bardzo ważne, umiejętnie chronić swoje dane.
Jeśli bowiem w portalu są zdjęcia z twarzą, do których dostęp mają tylko osoby znające hasło, to może być nieciekawie.
Choćby tak. Poszukiwacz miłości dostaje maila z fotami z adresu g.brzeczyszczykiewicz@pikus.pl. Z wcześniejszego klikania wiadomo, że nadawczyni sfotografowanych wdzięków ma na imię Grażyna, ale w portalu nosi ksywę ziuta31. Teraz wystarczy sprawdzić czy czeczywiście jej IP jest tych okolic, o których pisała. Jeśli się to potwierdza, to wystukujemy w fejsbooku lub naszej klasie Grażynę Brzęczyszczykiewicz z Piły i wyskakują nam foty z facjatą, którą znamy z gołych zdjęć. Panna jest zatem zweryfikowana. Ale dla kogoś, kto miałby ochotę na coś więcej, zaczyna się dopiero pole do popisu.
Na portalach społecznościowych ludzie podają miejsca gdzie pracują, mają profile swoich mężów i dzieci. Ktoś, kto zamiast prawdziwej miłości szukałby kogoś, kogo można szantażować, ma wolną drogę. Ma gołe foty z twarzą i namiary na męża, dzieci, kolegów męża i kolegów dzieci. I jeśli pani nie zechce zrobić tego, co taki zły człowiek chce, on nie zawaha się tych namiarów użyć.
Ubogacony wiedzą weryfikacyjną poszukiwacz, sprawdza teraz na potęgę znajomych z miłosnego portalu. Lustruje pozytywnie 45 letniego kamieniarza z zachodniopomorskiego, który po przerobieniu z 40 letnią żoną całej Kamasutry, odkryciu wpływu sikania żony na własną potencję seksualną, oraz uaktywnienie się receptorów doznań miłosnych w jej anusie, postanowił pójść krok dalej. Jako homofob i antysemita zauroczony tezami prezesa, a może z innego powodu, wykoncypował z małżonką, że odegra ona rolę pani, która świadczy obcemu usługi seksualne za gotówkę. Gotówką miało być 500 złotych. Chętny się znalazł i doszło do miłosnego zbliżenia pani kamieniarzowej z klientem. Mąż spotkanie filmował i fotografował, a klient niekoniecznie miał tego świadomość. Kamieniarzowej spotkanie się tak spodobało, że zastosowała rabat specjalny i jedyną gotówką, jaką wzięła było 100 zł na pokrycie kosztów paliwa. Kamieniarz też był wniebowzięty, o czym zaświadczają jego następne produkcje filmowe zamieszczane na miłosnym portalu.
Kolejne obserwacje poczynione w portalu sprowadzają się do stwierdzenia, że kobiety mają łatwiej, tak samo pary. Natomiast faceci muszą się bardzo starać. Nieważne zatem czy poszukiwaczka miłości ma 20 czy 60 lat. Nieistotne czy waży 50 czy 120 kilo. Jeśli jest kobietą, ma branie. Może przebierać w facetach młodszych o 30 lat lub o tyluż starszych. W facetach ze służb specjalnych, pracownikach naukowych lub studentach. Jednej, a właściwie dwóch rzeczy nie jest w stanie jednak bez spotkania kogoś takiego stwierdzić. Gabarytów i możliwości. O ile bowiem białogłowy z reguły zaniżają w profilach swój wiek o 5 lat i wagę o 7 kilo, to faceci przedłużają sobie strzałę Amora o 3 centymetry. Drugą męską ściemą jest czas, który są w stanie poświęcić na wysyłanie kobiety na miłosny Olimp. Zapewniając o swojej długodystansowości, osiągają z reguły czas przedłużonego sprintu. Tłumaczą to oczywiście seksapilem niewiasty, który tak na nich działa, że nie mogą się powstrzymać. Wśród białogłów bywałych w realnym korzystaniu z wdzięków internetowych kochanków, utarło się, że najlepsi są 20-latkowie i ci (co pewnie nie zaskoczy Agnieszki Wołk Łaniewskiej) po 50-ce. Młodsi to ciacha, ale szybkostrzelne i niewładające językami z migowym na czele. A co najciekawsze, większość z nich uskutecznia miłość, przyodziana oprócz lateksowej nakładki w złoty krzyżyk na łańcuszku. Starsi, po pierwsze wiedzą co i jak, a po drugie dzięki naukowcom z firmy Pfitzer, mogą zgłębiać miłosne czeluście przez parę godzin.
Z parami jest inaczej. Regułą jest, że propozycja rozszerzenia składu małżeńskiego łoża pada ze strony mężczyzny. Pada przeważnie po 10 latach trwania związku. Odpowiedzią żony jest z reguły zniesmaczenie, ale jeśli facet jest cierpliwy, to będzie drążył temat tak długo, że dla świętego spokoju małżonka się zgodzi. Jednak od zgody do grupowej realizacji droga jeszcze daleka. Namówiona małżonka musi teraz zobaczyć w co się pakuje, w związku z czym to ona zaczyna przedzierać się przez sekrety portali miłosnych. Trafia na postawione w takiej samej sytuacji kobiety i widząc, że nie jest sama, jak też, że miłosne uniesienia spotęgowane tłumem wcale nie muszą boleć, zaczyna działać.
Szczególnie jeśli wejdzie na internetowy kanał, gdzie pary pokazują na żywo co potrafią. Ośmielona widokiem normalnych ludzi oddających się bez skrępowania upojnościom uczuciowym, postanawia z nimi porozmawiać. Rozmowy kończą się wymianą adresów komunikatorów audio wideo takich jak Skype. A potem już jest z górki. Skoro inni mogą i sprawia im to frajdę, a w dodatku są normalni, to ja też. Po takiej konstatacji rozpoczyna się działanie. Najpierw wyszukiwanie potencjalnych obiektów miłosnego zauroczenia. Potem szybka lustracja mailem, Skype’m i w końcu komórką. Kolejnym krokiem jest spotkanie się we czwórkę, w kawiarni, by w końcu wylądować w poszerzonej wspólnocie małżeńskiej.
Dopiero tu zaczynają się prawdziwe problemy. I to wcale nie ze strony kobiety. Najczęściej nawalają panowie. Zamiast rzucać się od razu w wir emocji, dodają sobie odwagi alkoholem. I oczywiście, któryś przesadza. Nie zawsze jednak procenty stanowią problem. O wiele częściej jest nim niemoc wywołana komparatystyką penisową. Facet widząc, jak do jego ślubnej dobiera się ktoś, o stanowczo dłuższym potencjale miłosnym, doświadcza swoistej zapaści swojego kołczanu. W tej sytuacji, można być pewnym, że nigdy już nie zaproponuje małżonce wspólnego wypadu.
Wiele żon postawionych w takiej sytuacji, zakłada sobie potem swój własny, utajniony przed mężem profil, gdyż jak wiadomo z Romea i Julii, miłość nie znosi ograniczeń. Jako singielka-mężatka zaczyna realizować się uczuciowo na własną rękę i nie tylko rękę.
Czasem zdarza się jednak niewiasta, która przejmuje inicjatywę i oznajmia małżonkowi, że albo będą się spotykać z parami razem, albo ona będzie poszukiwała romantyczniejszej strony egzystencji samotnie. Na takie dictum panowie z reguły przystają. Jak choćby pan ze ściany wschodniej, który dzięki takiemu ultimatum jest zmuszony co tydzień obcować miłośnie z żoną faceta, który piętro wyżej uromantycznia jego ślubną. Pan ma z tego jednak pewne pożytki. Podróżuje z żoną i dziećmi po kraju. Korzystają bowiem z zaproszeń małżeństw i par z atrakcyjnych turystycznie okolic. W ciągu dnia realizują się z rodziną wycieczkowo, a wieczorami uczuciowo. Korzyść jest prosta, weekendowy wypad kosztuje ich tyle co paliwo. Żarcie i noclegi mają za free. Co prawda drugi raz w tym samym miejscu z reguły już nie są, a to z tej prostej przyczyny, że żona pana ze ściany wschodniej ma do uniesień miłosnych stosunek równie twórczy jak deska do prasowania, zaś jej mąż ma poważne problemy spowodowane brakiem znajomości kobiecej anatomii. Medycyna mogłaby to nazwać nawet dysclitorią, czyli absolutnym brakiem umiejętności znalezienia łechtaczki.
Nie tylko pary mogą dzięki internetowym kochankom układać sobie turystyczne przyjemności. W tej dziedzinie brylują głównie panie. Wystarczy, że rzucą w miłosnym portalu hasło, że będą przez tydzień w Świeradowie, by po chwili mogły przebierać w ofertach par i panów oferujących im miłość, szacunek i posłuszeństwo bez granic. Obiady, kolacje i imprezy taneczne nie wymagają zatem od takiej białogłowy żadnych nakładów finansowych.
Poszukiwaczki prawdziwych miłości czasem stawiają swoich kochanków w sytuacji analogicznej z tą, w której postawił milionera Jack Lemmon w ostatniej scenie „Pół żartem pół serio”. Jeśli bowiem para zna się tylko internetowo i telefonicznie, to często w sieciach komórkowych dochodzi do takich rozmów.
On: Hejka! Właśnie wysiadłem na Centralnym, spóźnił się ze Szczecina tylko kwadrans. Gdzie się spotkamy?
Ona: Ale muszę ci wcześniej coś powiedzieć. Ja nie mam 32 lat.
On: To nic. Gdzie będziesz?
Ona: Mam 45. Będę za godzinę w Złotych tarasach przy MC Donaldsie. Ale nie ważę 60 kilo…
On: Nie szkodzi. Jak będziesz ubrana?
Ona: Mam 95… i będę w takim brązowym futerku z wielką czerwoną torebką. Przy wejściu.
On: Wspaniale. Już idę i będę czekał.
Ona: To narka. A tak w ogóle to nie mam na imię Paulina tylko Adela. Buziaczki!
Wiadomo, że nikt nie jest doskonały. Wiedzą to także miłośniczki kochania. Ale żadna niedoskonałość, nie odstręczy kochanka, który już i tak pół dnia i nocy zmarnował, by zakosztować swej Izoldy.
Miłość pochodząca z sieci jest szybka. Nie ma czasu na trzymanie się za rączki i oglądanie gwiazd. Najczęściej spotykaną jej formą jest wylądowanie w alkowie przed pierwszą randką, lub w uniseksualnej toalecie w jej trakcie. Z alkową bezrobotny poszukiwacz miłości nie ma problemu. Żona lub mąż i dzieci w szkole lub przedszkolu, więc gniazdko miłości jest wolne. A jeśli nie jest, to ratunek przychodzi z sieci. Za 40 – 50 złotych można wynająć niekrępujący pokój na 2 – 3 godziny w większości polskich, dużych miast. Bo miłość udziela się także hotelarzom.
W portalach dla dorosłych zarejestrowanych są miliony rodaków. Dzięki nim uczucia mogą rozkwitać. Szczególnie wśród tych, którzy uważają, że seks z własną żoną, czy mężem, to kazirodztwo.