Donald Tusk od jakiegoś czasu składa niezwykłe, jak dla siebie, deklaracje. Najpierw zadeklarował podwyżkę pensji o 20 procent dla budżetówki. Następnie stwierdził, że mieszkanie jest prawem człowieka. Teraz powiedział, że Platforma wprowadzi pilotażowo skrócony tydzień pracy.
Tusk w swojej retoryce przybrał bardziej lewicowy i socjalny ton. W planie światopoglądowym PO opowiedziała się również za liberalizacją prawa do aborcji. Czy obserwujemy szerszy zwrot, czy to po raz kolejny tylko sfera retoryki i teatrzyk pustych słów i gestów? Z jednej strony Tusk zdaje się dostrzegać ewolucję poglądów własnego elektoratu, który jest dzisiaj trochę mniej liberalny gospodarczo, ale za to bardziej liberalny światopoglądowo. Z drugiej strony, PO chce zabrać lewicy powietrze i wyborców. Kolejny możliwy scenariusz to utworzenie szerokiego bloku wyborczego PO i lewicy, która zostanie zepchnięta do roli młodszego partnera.
Kryzys liberalnego ładu
Zwrot Tuska niewątpliwie odzwierciedla szerszą transformację w publicznej debacie, która przyspieszyła od czasów pandemii. Liberalny porządek przeżywa potężny kryzys prawomocności już od kryzysu w 2008 roku. Pandemia dobitnie pokazała, że globalizacja i wolny przepływ ludzi nie zawsze muszą być czymś dobrym. Długie łańcuchy dostaw dzisiaj paraliżują nasze gospodarki. Wolny rynek na rynku mieszkaniowym doprowadził do tego, że mieszkanie jest dzisiaj nieosiągalnym dla młodych dobrem luksusowym. To nie koniec złych wiadomości dla zatwardziałych liberałów. Wraca zainteresowanie związkami zawodowymi, coraz więcej załóg decyduje się na walkę o swoje prawa. Kolejne fale upałów przypominają, że obietnica wiecznego wzrostu PKB kosztem środowiska naturalnego jest życzeniem śmierci dla przyszłych pokoleń. Co więcej, walka z katastrofą klimatyczną będzie wymagała powrotu do form znienawidzonego przez wolnościowców centralnego planowania.
Kończy się trwająca od lat osiemdziesiątych era rozpasanego liberalizmu.
Odpowiedzią lewicy na socjalny zwrot Tuska powinno być dalsze przesuwanie środka ciężkości debaty, zaostrzenie retoryki i radykalizacja własnych postulatów. We Francji liberał Macron chce znacjonalizować koncern energetyczny EDF i wprowadzić podatek od ponad nadmiarowych zysków korporacji paliwowych. W Niemczech ludzie jeżdżą w wakacje po całym kraju na bilecie miesięcznym za 9 euro. Polska lewica również potrzebuje wielkich idei i konsekwencji w ich promowaniu. Dodatek drożyźniany sfinansowany przez podatek od zysków korporacji? Podatek obajtkowy od właścicieli wielu mieszkań i domów, który sfinansuje budownictwo społeczne? 100 tysięcy złotych na start w dorosłość sfinansowane z podatku spadkowego od dużych fortun? Oprócz fajerwerków lewica nie powinna zapomnieć o pracy organicznej: nieustającej organizacji pracowników sektora prywatnego i publicznego, wspierania związków zawodowych oraz walkę z łamaniem prawa pracy. Tylko odwaga pozwoli zachować lewicy podmiotowość w starciu z Tuskiem w szatach socjalisty.