2 grudnia 2024

loader

Wszystko co najgorsze

Ani jednego słowa, ani jednego zdania z tej niewielkiej książeczki nie sposób uznać ani za nowe, ani za nieznane, ani za nieoczywiste. Jest to dokładnie wszystko to, co na co dzień wchłaniamy z przestrzeni życia publicznego w Polsce, z mediów wszelakich.

Wszystkie pola walki, wszystkie punkty sporu, wszystkie nienawiści, brednie, lęki, rozczarowania, całe Zło tego czasu. A jednak, paradoksalnie, jest to rzecz wybitna.
Ten tekst prowokuje silne wrażenie z dwóch powodów. Po pierwsze, to co rozproszone autorzy skoncentrowali niczym w soczewce, podali w postaci esencji zwartej i gorzkiej, jak to tylko jest możliwe. Po drugie, rangę pytaniom i kwestiom jakie postawili nadał w ogromnym stopniu ich adresat, Marek Edelman (1923-2009), lekarz, działacz, jeden z przywódców Powstania w Getcie Warszawskim. A że nie żyje on od przeszło dekady, więc jest to list do … ducha. To też rzecz niezupełnie nowa, jako że istnieje w pomroku przeszłości taka tradycja literacko-filozoficzna jak listy do umarłych, można przywołać osiemnastowieczne „Listy do umarłych” Fontenelle’a. (…) czy da Pan wiarę, że Polska po trzydziestu latach wolności znowu zaczyna ją tracić? I to tym razem z woli samych rodaków?” Ta uwertura w postaci dramatycznego pytania poprzedza obszerny katalog tego, co jest dziś naszym udziałem. Słowem – gdyby ktoś wrócił do Polski po roku, dwóch, po takiej też przerwie w czytaniu gazet i śledzeniu mediów wszelakich, od prasy przez stacje telewizyjne po internet, to aby szybko ogarnąć, bez konieczności żmudnej, prasochłonnej i czasochłonnej czynności przeglądania wiadomości wstecz, dzień po dniu – powinien sięgnąć po tę książeczkę. Bez konieczności zagłębiania się w nadmiar detali znajdzie w niej klimat naszych dni. Autorzy nie przebierają w słowach. Nie w tym oczywiście sensie, by używali tzw. słów „grubych”, ale w sensie dosadności ich treści i znaczenia, nie bez solidnej szczypty wyrazistych metafor publicystycznych. Kilka kwestii co mocniejszych: „Zmiany Polski na taki raj chce Wielki Inżynier przeżuwający swe kompleksy i porażki w mrocznym zaciszu żoliborskiego domu wzniesionego z PRL-owskich cegieł”. „Nie znosimy kibolsko-oenerowskiej ekipy, która włada dziś Polską. Jesteśmy przekonani, że kiedyś w państwie rządzonym przez prawo, poszczególni przedstawiciele dzisiejszej władzy muszą stanąć przed niezależnymi sądami, by tłumaczyć się z propagowania nacjonalizmu i nienawiści”. Takich, i o wiele mocniejszych kwestii, w tym demaskatorskiego cytowania języka Kaczyńskiego i PiS, z uwypukleniem n.p. jego konotacji z językiem propagandy hitlerowskiej w stosunku do Żydów. Jest ta książeczka nie tylko katalogiem tego CO JEST, ale też tego, CO MOŻE BYĆ. Jako rezultat. W jednym z listów porównują autorzy sytuację polską do Francji podzielonej przez sprawę Dreyfusa: „Dreyfusa w Polsce jeszcze nie ma, ale dewastacja państwa trwa. Polska z każdym dniem jest słabsza jako organizm polityczny. Prawo przestaje znaczyć prawo, a staje się narzędziem służącym władzy. Ideologia PiS-landu, koktajl narodowego socjalizmu i religijnego fundamentalizmu, zastępuje rozmaitość poglądów i wolność ich głoszenia. Spory ideowe i polityczne coraz mocniej dzielą obywateli. Lada chwila zacznie się gospodarczy zmierzch. Na koniec zostaniemy sami w Europie naprzeciwko Rosji”. Nic dodać, nic ująć. Zdarzają się mądre książki-przestrogi, utkane z tworzywa, które dobrze znamy, książki-syntezy, jak przywołany przez Adama Michnika w cytacie na okładce książki list Woltera do Pana Boga po zagładzie Lizbony. Ten „gorzki esej” Beresia i Burnetki, jak go określiła Krystyna Janda, jest taką książką.
Witold Bereś, Krzysztof Burnetko – „List do Marka Edelmana. Za wolność wczoraj i dziś”, Wydawnictwo Arbitror, Warszawa 2019, str. 101, ISBN 978-83-66095-18-2

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Bigos tygodniowy

Następny

O sprawie Dreyfusa nieco inaczej

Zostaw komentarz