Czwarta odsłona geniusza
Cóż właściwie mógłbym dodać do tego, co już napisałem w omówieniach trzech poprzednich tomów dzienników Sándora Márai (1900-1989)? Ponownie wyrazić swój niezmienny dla nich podziw i potwierdzić przekonanie, że to najwybitniejsze dzienniki w obrębie tego gatunku? Potwierdzić niezmienne odczucie, że każde niemal zdanie tych dzienników, to perła stylu, artyzmu literackiego i intelektu? Że te dzienniki, to gejzery erudycji, oczytania, finezji? Że stanowią wyraz niebywale wszechstronnej i przenikliwej refleksji nad życiem, światem (poznawanym także w podróżach), polityką, sztuką, i że choć odkrywają także umysł i duszę samego autora, nie ma w nich pustego solipsyzmu i egotyzmu? Że to sama rozkosz czytania, choć to rozkosz odrobinę nieładna, bo rozkwitła na lekturze o życiu gorzkim i trudnym człowieka nieprzeciętnie wrażliwego, życiu zakończonym tragicznie samobójczą śmiercią?
Niebawem upłynie 30 lat (1989) od momentu, gdy sięgnąłem po wydany wtedy tom z wyborem fragmentów dzienników Węgra. I dziwnym zbiegiem okoliczności, kilka miesięcy, a może nawet kilka tygodni później, nadeszła wiadomość o jego śmierci. Zazwyczaj, aby podkreślić wielkość jego dzienników, nieco chłodniej oceniam jego skądinąd wybitną prozę powieściową. Właśnie dla efektu kontrastu.
Pani Teresie Worowskiej, która dokonała wielkiego dzieła przekładu tych dzienników, opatrzyła je we wstęp, posłowie i bardzo cenne przypisy kłaniam się z wielkim uznaniem, uszanowaniem i podziękowaniem, bo szansy na ich lekturę w języku węgierskim nigdy bym nie miał.
Sándor Márai – „Dziennik 1967-1976”, wybór, przekład, opracowanie i posłowie Teresy Worowskiej, „Czytelnik”, Warszawa 2019, str. 438, ISBN 978-83-07-03448-5.