O tym, że Unia Europejska przestała istnieć dowiadujemy się z pewnym zaskoczeniem z wywiadu jakiego udzielił węgierskiemu portalowi Mandimer George Friedman (obecnie szef portalu analitycznego Geopolitical Futures, a poprzednio amerykańskiej prywatnej agencji wywiadowczej Stratfor). Według niego europejskie instytucje nie rozwiążą się same, ale ich rozpad ma już miejsce.
Już na wstępie powiem – żeby nie było żadnych wątpliwości – że taka tezę uważam za tzw. wishful thinking, czyli „chciałoby się, aby tak było naprawdę. Zdaniem Pana Friedmana narody nie muszą z UE występować, wystarczy, że ignorują te zasady unijne, które im nie odpowiadają. Przyznam, że brzmi to raczej jak swego rodzaju podpowiedź, a nie jak poważna prognoza.
Zdaniem geopolitycznego guru Niemcy czeka nieunikniony kryzys z powodu zbytniej zależności od eksportu, a ich największym partnerem są obecnie Stany Zjednoczone, które – jak należy się domyślać – przestaną importować cokolwiek z Niemiec i w ten sposób doprowadzą ten kraj do ruiny. Włoski kryzys finansowy stanowi zagrożenie na szerszą skalę, gdyż Włochy są dużym krajem o dużym zadłużeniu, to czwarta co do wielkości gospodarka Unii. Na tym tle Friedman postrzega Polskę jako potencjalnie znaczącą potęgę, która stworzyła już sojusz z Rumunią i USA. Przypomina przy tym, że o idei Międzymorza w Polsce się obecnie mówi. (A jak się mówi, to znaczy, że coś jest na rzeczy, a słowo stanie się ciałem). Ta idea co prawda w okresie międzywojnia się nie urzeczywistniła, ale teraz może – zdaniem Friedmana – się udać. Odnosząc się, chyba do zbyt daleko idącej współpracy Węgier z Rosją, a może do niechęci premiera Orbána do pana Sorosa, Friedman stwierdza: „Największym problemem dla Węgier jest to, że amerykańsko-polski sojusz się umocnił i nie wiadomo, czy będzie w nim miejsce dla Węgier”, które kiedyś będą musiały podjąć decyzję. W minionej dekadzie, zauważa Friedman, Europa Środkowa osiągnęła przekonujący wzrost gospodarczy (dodajmy od siebie, że to m.in. dzięki funduszom unijnym, a nie amerykańskim), a jeśli krajom środkowo europejskim uda się uwolnić z więzów przepisów niemieckich i unijnych, mogą osiągnąć dynamiczny wzrost, gdyż mają ku temu kapitał duchowy. (George Friedman: „UE praktycznie przestała już istnieć”, „Nasz Dziennik”, 13.06.2018).
Dalszym rozwinięciem poglądów Georga Friedmana co do miejsca Polski i Europy Środkowej w Europie i świecie jest wywiad, jakiego udzielił dzień wcześniej Agatonowi Kozińskiemu z „Dziennika Polska The Times” (wydanie internetowe, 12.06.2018). O ile w swych wcześniejszych tekstach Friedman zapewniał, że w Europie Środkowej wojny w XXI wieku nie będzie, a Rosja zostanie pokonana w wyniku wyścigu zbrojeń, to obecnie stwierdza, że „im dłużej trwa pokój, tym bardziej prawdopodobny staje się wybuch wojny”, a przyszłość Polski ściśle jest powiązana z pytaniem o przyszłość Rosji. Nadal, według Friedmana, aktualna jest jego teza wyrażona w książce „Następne 100 lat”, że rozpad Rosji nastąpi w latach 20. obecnego stulecia. Rosja staje się coraz słabsza i rozbita, a rozpad ZSRR nie był dla niej jej końcem, lecz początkiem nowego etapu. Obecnie Rosja powiela wszystkie błędy późnego ZSRR: jest dużym, nieefektywnym państwem uzależnionym od cen ropy naftowej. USA staną się wkrótce największym producentem ropy na świecie. Będą produkowały więcej ropy niż jej potrzebują i zaczną ją sprzedawać. Wówczas ceny ropy na rynkach światowych spadną (zauważmy, że nie będzie z tego powodu zachwycona także Arabia Saudyjska, bliski sojusznik USA i Izraela na Bliskim Wschodzie, M.P.). Kreml tego procesu nie jest w stanie kontrolować. Natomiast Europa, uważa Friedman, musi się pogodzić z tym, że to już nie ona dyktuje warunki. (Wydaje się, że Europa już bardzo dawno przestała dyktować światu warunki. Warunki do niedawna dyktowały Stany Zjednoczone, a tym razem dyktować je zamierzają bez wsparcia sojuszników; przeciwko Chinom, Rosji i – z małymi wyjątkami – reszcie świata. M.P.). Friedman zauważa, że Rosja od pewnego czasu wywiera presję (na Ukrainie, w Syrii), a przecież nie jest to już rok 1968, kiedy miała miejsce interwencja w Czechosłowacji. Rosjanie nie mają obecnie nic do zaoferowania. W latach 60. ub. wieku byli przynajmniej w stanie udzielić znaczącej pomocy finansowej; ZSRR w latach 60. i 70. potrafił wygenerować ze swej gospodarki duże nadwyżki, bowiem skutecznie kontrolował cały podległy sobie obszar. Friedman ubolewa, że problem tkwi w tym, że na całym świecie przecenia się Rosję a nie docenia się Ameryki i powtarza swą prognozę, że na rozpadzie Rosji skorzystają 3 państwa: Japonia, Turcja i Polska. Przypomnijmy, że zarówno w swej, wspomnianej już książce, jak i w artykułach zamieszczanych kilka lat temu na łamach polskiej, przeważnie prawicowej prasy, Friedman wieszczył Polsce mocarstwową rolę w świecie, w co najwyraźniej niektórzy uwierzyli. Wydaje się jednak, że zanim to nastąpi Friedman sprowokuje wojnę na dwa fronty, z Rosją i Niemcami i z tych tak pochlebnych dla nas przepowiedni będą nici. Mówiąc jednak zupełnie na serio, jeżeli ktoś uwierzy w przepowiednie Friedmana, to mamy z głowy wszystkie osiągnięcia integracyjne w Europie Środkowej, takie jak Grupa Wyszehradzka, Trójmorze czy nawet tak drogą Amerykanom Grupę B9 (Bukareszteńska Dziewiątka wschodniej flanki NATO: Polska, Rumunia, Litwa, Łotwa, Estonia, Węgry, Słowacja, Bułgaria, Czechy). Zamiast przyjaciół „zdobędziemy” sobie wielu wrogów, bo żadne państwo w Europie Środkowej nie zrezygnuje dla nierealnych urojeń z unijnych funduszy, przeznaczonych np. na projekty Trójmorza. Na mnożenie sobie wrogów pozwolić sobie mogą ewentualnie Stany Zjednoczone, ale i tu całkowitej pewności nie ma. Za dwa lata kolejne wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych, kto wierzy, niech się modli o zdrowie dla demokraty Berniego Sandersa (rocznik 1941), może on wyzwoli nas z aktualnego, globalnego koszmaru.