1 grudnia 2024

loader

Rozterki koniczynki

Przez ostatnie tygodnie słuchałem deklaratywnych wypowiedzi czołowych działaczy opozycyjnych z coraz większym zdumieniem. Długo zapewniano wyborców, że silna i zwarta opozycja pójdzie razem do wyborów parlamentarnych, że mimo gorszego od konkurencji wyniku w wyborach do europejskiego parlamentu, wynik był mimo wszystko lepszy, niż gdyby szli do nich osobno.

Zmiana kursu

Po tych zapewnieniach nagle się okazało, że istotny uczestnik tego związku – PSL – zmienił zdanie. Że jego partyjne sumienie, tradycje i wyznawane wartości nie pozwalają mu występować w jednej grupie z lewicą i ściskać rączki jej przedstawicieli. Że oni są umiarkowaną „partią środka”, nie lubią skrajnej prawicy, ale teraz, (bo drzewiej różnie bywało) jeszcze bardziej nie lubią lewicy.
Nie chcę wkraczać w kulisy tej zmiany kursu. Nie mam na ten temat dostatecznej wiedzy. Być może zadecydowały wewnętrzne naciski najbardziej prawicowych i wpływowych działaczy partii starszego pokolenia. To się zdarza w najlepszym towarzystwie, chociaż świadczy o braku umiejętności w prowadzeniu skutecznych wewnętrznych dyskusji.
Moja wstrzemięźliwość nie musi jednak dotyczyć opinii zewnętrznego obserwatora dotyczących rzekomo antylewicowego spojrzenia na świat przez główną grupę tradycyjnego elektoratu PSL, – czyli mieszkańców polskich wsi.
Mam niepokojące wrażenie, że decyzyjne ośrodki PSL zbyt słabo obserwują zmiany społeczne i zmiany mentalności zachodzące w „populacji wiejskiej”. To – na razie – wielki elektorat, bo 38 proc. polskiej ludności utrzymuje się z rolnictwa i w większości mieszka na wsi. W rozwiniętych krajach tylko 20 proc. Nie ma racjonalnego powodu, aby w następnych latach i w Polsce nie zbliżano się do tego poziomu. Dlatego konkurencyjny PIS coraz wyraźniej udaje, że też jest „z przekonania” chłopską partią, bo chce jak najwięcej ugryźć z tego zmniejszającego się tortu.

Wieś się zmienia

Trzeba jednak pamiętać, że to już nie jest biedna wieś, jeżdżąca tylko furmankami, słuchająca wyłącznie proboszcza i oglądająca programy w mało dostępnych, czarno – białych telewizorach. To już w znacznej części farmerzy, nierzadko z wyższym wykształceniem, wyposażeni w skomplikowane maszyny rolnicze, samochody, komputery. To prawda, że mają codzienny dopływ informacji głównie z telewizji naziemnej, opanowanej przez partię rządzącą. I starsze pokolenie oglądające te programy w znacznej części wierzy w narzucany im obraz nieustannych sukcesów, pobożności władz, afer, które powstały przy poprzedniej władzy „przez ostatnie osiem lat”, odzyskiwania miliardów z VATu i dumnych obietnic produkcji tanich samochodów elektrycznych, promów i budowy największego w tej części Europy lotniska. Tą wiarę umacniają 500+ i pochodne, bo przecież jak ktoś „daje”, to musi być dobry.
Najbardziej lubianą i prostą drogą telewizyjną nie docierają do nich natomiast informacje o ogromnych zarobkach i odprawach działaczy partii rządzącej, niejasnych manewrach wokół „skromnej” posesji na ulicy Srebrnej w Warszawie, selektywnych działaniach prokuratury, dążeniach do przejmowania władzy sądowniczej z naruszaniem konstytucji. To ich zresztą mniej obchodzi, bo nie dotyczy bezpośrednio ich gospodarstw i rodzin. Podobnie jak to, że tracimy pozycję w Unii Europejskiej.
Ale w młodym pokoleniu mieszkańców wsi ten niedobór informacji powoli się zmniejsza. Brak dostępu do obiektywnych stacji telewizyjnych nadrabiają komputery i wyciekające z nich portale informacyjne. Do świadomości młodzieży coraz bardziej dociera, że nie jest tak pięknie, że stopniowo demokrację zastępuje autokracja. Jeszcze łagodna, ale nabierająca apetytu. Fascynująca siebie i naród opiniami o zbyt niskim poziomie kar „za wszystko”, a zwłaszcza za to, co nie jest zgodne z ich interesem, poglądami i wizją świata.

Zakaz skrętu w lewo

Ten przydługi wstęp był mi potrzebny dla nieśmiałego wyrażenia wątpliwości, czy oficjalnie głoszone przez kierownictwo PSL tezy, o braki akceptacji „dołów partyjnych” dla koalicyjnego powiązania z lewicą, nie były oparte na błędnych podstawach. Starsze pokolenie działaczy tej partii, wychowane w duchu maksymalnej spolegliwości wobec poglądów Kościoła Katolickiego, zaszczepione podprogowo niechęcią do „obcych” i „nieprzyzwoitych dziwaków” mogło rzeczywiście wywierać takie naciski. Mogły też one ulec aktywizacji po wzmocnieniu akcentów werbalnego antyklerykalizmu przez część lewicy zgrupowanej w Wiośnie Biedronia.
Mam jednak podstawy twierdzić, że młodsze pokolenia wiejskie nie czują tego „wstrętu” do lewicowych poglądów, zwłaszcza przy ich upraszczaniu do spraw męsko – damskich. To jasne, że w rozmowach knajpowo – kawiarnianych na wsi mówi się (na ogół z uśmiechem), że „Adaś K. to przecież pedał” a „ta Zosia to żyje z Frankiem na kocią łapę”. Są – jak zawsze i wszędzie – wyjątki. Ale zdecydowana większość traktuje te informacje, jako towarzyską ciekawostkę i nie ma nic przeciwko sankcjonowaniu związków partnerskich a nawet rozluźnieniu przepisów antyaborcyjnych. I to mimo opinii Kościoła przekazywanych przez proboszczów. Jestem przekonany, że na białostockie rozróby „prawdziwych Polaków” walczących z LGBT, (jeśli w ogóle rozumieją ten skrót) nie przyjeżdżała specjalnie młodzież ze wsi.
Bądźmy szczerzy – na wsi wolniej niż w dużych miastach, ale też zmienia się stosunek młodzieży i średniego pokolenia do Kościoła. Udział w niedzielnej mszy coraz rzadziej jest tylko potrzebą autentycznie religijną. Trzeba być, żeby się pokazać, uścisnąć dłonie znajomym, obejrzeć zmieniającą się urodę dorastających panienek i kawalerów. Pochwalić się nową sukienką żony i nowym garniturem, – ale przede wszystkim nową „furą”. Wystarczy w niedziele podjechać pod jakikolwiek wiejski kościół, aby znaleźć potwierdzenie tego „pokazywania”. Parkingi przed wiejskimi kościołami często wyglądają lepiej, niż parkingi w wielkich aglomeracjach, przed siedzibami znanych firm.
Czy to źle? Nic podobnego. To dobrze, bo świadczy z jednej strony o poprawie sytuacji materialnej społeczeństwa, a z drugiej o zrozumiałej potrzebie pokazywania swojej pozycji i nawiązywania nowych kontaktów. Ale jednocześnie potwierdza tezę, że kościoły już nie są tylko miejscami cichej kontemplacji, że są traktowane jak każde inne miejsce kontaktów społecznych. I w związku z tym przeciętny młody Polak chce wprawdzie nadal uchodzić za wierzącego katolika i manifestuje to właśnie obecnością na mszach, ale też mniej go drażnią krytyczne głosy, dotyczące zresztą bardziej kleru niż kościoła, dochodzące z lewicy.

Co za horyzontem?

Ten proces zmiany mentalności będzie postępował coraz szybciej. Dzisiaj, w Polsce niemal fikcyjny rozdział kościoła i państwa będzie się coraz wyraźniej krystalizował, tak samo, jak oparty na podobnych do katolickich wartościach, ateizm. Te zmiany na świecie przyspiesza powstawanie licznych nowych religii i sekt. W uwielbianym przez nas USA działa aktualnie 25 „poważnych” ugrupowań religijnych i ponad 100 zarejestrowanych sekt, często tylko o lokalnym charakterze. Zapewne, z uwagi chociażby na uwarunkowania historyczne, nie będziemy za nimi nadążać. Tak samo, jak za bratnimi Czechami, gdzie aż 79 proc. obywateli przyznaje się do ateizmu. Ale pewien wpływ na naszą religijną „strukturę” będzie to wywierało.
Te zmiany przyspiesza też, – co osobiście odbieram pozytywnie – dynamiczny rozwój nauki, a zwłaszcza astrofizyki. Do młodzieży coraz szerszym strumieniem dociera świadomość, że zgodnie z teorią prawdopodobieństwa nie jesteśmy sami w kosmosie, że świat i ziemia na pewno nie powstały w ciągu tygodnia, że człowiek, to jednak tylko (albo aż) twór długotrwałej ewolucji na – jak pisał Stephen Hawking – „średniej planecie, okrążającej przeciętną gwiazdę, położoną na skraju zwyczajnej galaktyki spiralnej, jednej z ponad miliona galaktyk w obserwowanej części wszechświata”.
Horyzont czasowy, który w swoich politycznych wyborach i oficjalnych sympatiach ustala PSL wydaje mi się więc zbyt krótki. Nie wykluczam zresztą, że nawet w najbliższych wyborach część wiejskiej młodzieży obdarzy sympatią lewicę. A za trzy czy pięć lat może się okazać, że tradycje i wartości wyznawane przez młodszych członków PSL znajdą doskonałe połączenie właśnie z racjonalizmem lewicowej młodzieży. Ale stracony czas będzie trudny do odrobienia.

Tadeusz Wojciechowski

Poprzedni

„Ciemna” strona Mickiewicza

Następny

Silvio cierpliwie czeka

Zostaw komentarz