7 listopada 2024

loader

Sługa jaśnie panów

Państwo kaczyńskie nie może uderzyć w silnego prezydenta Francji Macrona. No to karci słabszego, jego wschodnioeuropejskiego sojusznika.

Groby dalej rządzą polską polityką wschodnią. Zamrożone relacje z Rosją stale chłodzi ciągle podgrzewany przez elity PiS kult ofiar katastrofy prezydenckiego samolotu. I brak oficjalnego zakończenia śledztwa, ze strony i polskiej i rosyjskiej, w sprawie tamtego wypadku lotniczego w Smoleńsku. W przyszłym roku dziesięciolecie smoleńskiej katastrofy wypadnie w czasie kulminacji polskich wyborów prezydenckich. Już dzisiaj możemy przewidzieć te cyniczne tańce polityczne, jakie znów zakręcą się na grobach ofiar.

Groby na Ukrainie na ponad dwa lata zamroziły państwowe relacje polsko-ukraińskie. Od kiedy władze ukraińskiego IPN, przy poparciu byłego prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki, zakazały polskiemu IPN przeprowadzania badań i ekshumacji miejsc pochówków polskich obywateli na terenie Ukrainy. Mogił ofiar drugiej wojny światowej. Zakaz ten okazał się wielce dotkliwy dla czułych na punkcie polityki historycznej elit PiS. Zwłaszcza dla polskiego IPN, który ekshumacje grobów podniósł do rangi racji stanu i który nadaje teraz ton państwowej polityce historycznej.
Nic dziwnego, że w odwecie za tamten zakaz zamrożono polskie prezydenckie i rządowe wizyty na Ukrainie. Schłodzono dwustronne relacje na wszystkich możliwych poziomach. A w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy strona polska nawet poparła Rosję wbrew ukraińskiemu stanowisku.

Nowe otwarcie?

Nowe otwarcie grobów, czyli cofnięcie zakazu ekshumacji obiecał nowy prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski panu prezydentowi Andrzejowi Dudzie. Podczas swej pierwszej wizyty w Polsce, przy okazji międzynarodowych uroczystości ku czci rozpoczęcia II wojny światowej w Polsce. Prezydent Zełenski planował spotkać się w Warszawie przede wszystkim z prezydentem Donaldem Trumpem. Ale ten, jak pamiętamy, nie doleciał, bo wybrał walkę z huraganem na swoim polu golfowym. I wysłał do Warszawy swego substytuta Pence’a. Zapewne nie wiedząc o tym prezydent Zełenski przygotował program ocieplenia relacji z Polską dzięki ożywieniu współpracy cmentarnej. Obiecał nie tylko pozwolenie na pracę na Ukrainie dla ekshumatorów z IPN. Przystał także na dymisję szefa ukraińskiego IPN, prezesa Wołodymyra Wiatrowycza, o co zabiegała strona polska. Jeszcze trzy lata temu prezes Wiatrowycz był noszony na rękach i hołubiony przez elity PiS oraz kierownictwo polskiego IPN. Bo zburzył na Ukrainie wszystkie pozostałem tam jeszcze pomniki Włodzimierza Lenina. Potem okazało się, że ten „szczery antykomunista” jest także zagorzałym nacjonalistą oraz promotorem kultu Stefana Bandery i Ukraińskiej Powstańczej Armii. A przecież sam pan prezes Jarosław Kaczyński uprzedził prezydenta Ukrainy Petra Poroszenkę, że „z Banderą do Unii Europejskiej nie wejdziecie”. I dlatego czołowy ukraiński antykomunista stał się największym wrogiem elit PiS. W październiku nowy rząd ukraiński zwolnił Wiatrowycza z zajmowanego stanowiska. Następnie ukraiński minister spraw zagranicznych Wadym Prystajko w wywiadzie dla Radia Swoboda ogłosił, że pierwsze pozwolenia dla polskiego IPN na poszukiwanie grobów i ekshumacje zostały już wydane. Następne są w drodze.

Zimna reakcja

Pomimo odwołania Wiatrowycza i zapowiedzi pozwoleń na ekshumacje nie widać radości i entuzjazmu ze strony polskiej. Ani elit PiS, ani w związanych z nimi mediach. Przeciwnie wiceprezes IPN, szef Biura Poszukiwań Identyfikacji IPN, czyli wszystkich szef służb ekshumacyjnych, w prorządowym tygodniu „Sieci” cierpko i sceptycznie odniósł się do ukraińskich działań obietnic.
„Z satysfakcją przyjmujemy zmianę stanowiska strony ukraińskiej, ale ciągle rozmawiamy w Warszawie. Pozwolę sobie poczekać z radością do momentu, kiedy te prace rzeczywiście rozpoczniemy. Na razie mamy zapowiedź przełomu, ale jeszcze nie przełom”, tak oficjalnie skomentował ukraińskie deklaracje.

Skąd taka zimna reakcja na spełnione przecież ukraińskie obietnice i zapowiedzi spełnienia pozostałych?

Nie jest w Warszawie tajemnicą, że zarówno pan prezydent Duda, jak i pan premier Morawiecki radykalnie schłodzili swe sympatie i wolę współpracy z nowym ukraińskim prezydentem. Ale to nie on jest przede wszystkim temu winien. Tylko francuski prezydent Emmanuel Macron. Ten, który traktuje rząd i prezydenta pana prezesa Kaczyńskiego jak drugorzędnych partnerów. Ten, który w czasie swej, już prawie trzyletniej prezydentury, nie postawił swej stopy w Warszawie, stolicy Europy Środkowo- Wschodniej. Nie był w Polsce z oficjalną wizytą, choć Polska chce być regionalnym liderem Unii Europejskiej.Prezydent Macron prezentuje wszystko, co uważane jest za wrogie przez elity PiS. Uważany jest przez nie za promotora Unii Europejskiej podzielonej na kilka kręgów. W tym pierwszym, najbardziej elitarnym, nie ma miejsca dla Polski pozostającej poza strefą euro. Czyli rządzonej przez PiS. Macron zręcznie dogaduje się z Chinami, ponad państwami Europy Środkowo-Wschodniej. Podobnie dogaduje się z Rosją. Też ponad elitami PiS, które marzą o kierowaniu europejską polityką wschodnią. I na dodatek jeszcze francuski prezydent został politycznym wielkim przyjacielem i promotorem w Unii Europejskiej nowego ukraińskiego prezydenta. To prezydent Macron miał namówić prezydenta Zełenskiego do planu wielkiej prywatyzacji na Ukrainie. I do powrotu do negocjacji w formacie mińskim, czyli Ukrainy, Rosji, Francji i Niemiec, w sprawie pokoju w zbuntowanym Donbasie i Ługańsku.

Negocjacje skończyły się porażką Zełeńskiego. Ku trudno skrywanej radości elit PiS. Niech ukraiński „sługa narodu” nie służy tak bezkrytycznie Paryżowi. Zamiast tradycyjnie, polskim promotorom, szeptano w Warszawie. Pierwszego października w czasie wizyty członków Rady Północnoatlantyckiej i sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga, w Kijowie odbyła się komisja Ukraina- NATO. „Wszyscy sojusznicy byli zgodni co do tego, że Ukraina stanie się członkiem NATO”, zadeklarował na koniec Stoltenberg. Zapowiedział, że NATO pomoże Kijowowi przyśpieszyć reformy i zmodernizować społeczeństwo, żeby kraj mógł wstąpić do sojuszu.

Czy aby wszyscy sojusznicy? W Warszawie słyszy się szepty elit PiS, że atlantyckie i europejskie aspiracje prezydenta Zeleńskiego można skutecznie przyblokować. Niech wpierw zdecyduje się, komu chce się tam przysłużać.

Piotr Gadzinowski

Poprzedni

Cel: nowoczesne państwo dobrobytu

Następny

Gambit prezydencki

Zostaw komentarz